Chcesz wiedzieć wszystko o Asseco Resovii? Wejdź na RZESZOW.SPORT.PL
Był kwiecień 2014 roku. Asseco Resovia rozgrywała właśnie półfinał mistrzostw Polski z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Achrem, który do tej pory był liderem zespołu, po jednym z ataków upadł na boisko z ogromnym grymasem bólu na twarzy. Halę opuścił na noszach, a blisko 5 tys. kibiców żegnało go brawami na stojąco. Diagnoza brzmiała jak wyrok - zerwanie więzadeł w lewym kolanie, operacja i półroczna przerwa w treningach. Tyle tylko, że ta trwała dużo dłużej. Leczenie i rehabilitacja nie przebiegały tak jak powinny, pojawiły się komplikacje, które stawiały pod znakiem zapytania powrót do pełnej formy Achrema. Ten jednak był uparty i - tak jak obiecał - wrócił do gry, choć wielu sportowców po takiej kontuzji nie było w stanie tego dokonać.
Kapitan Asseco Resovii na boisku po raz pierwszy pojawił się w lutym tego roku, na chwilę. W końcówce sezonu nie grał jednak wiele, ale mógł już trenować. Przed obecnym sezonem przedłużył kontrakt z rzeszowskim klubem, w którym gra od 2009 roku i mógł od początku okresu przygotowawczego trenować na pełnych obrotach. Cały czas miał też ogromne wsparcie klubu, trenerów i kibiców, których jest przecież ulubieńcem. Ci po kontuzji nagradzali go brawami, gdy na tablicy wyników w trzecim secie widniał 19 punkt. Przy takim stanie doznał on bowiem kontuzji. Później hala wstawała, biła brawo i skandowała jego nazwisko. To samo zrobiła w momencie, gdy po raz pierwszy po 302 dniach pojawił się na parkiecie ponownie. - Dziękuję im bardzo za to, że zawsze podtrzymywali mnie na duchu. Pomagali mi psychicznie - mówił wtedy i dodał: - Mocno pracowałem po to, by wrócić na boisko i marzenia powoli się spełniają. Wierzę w to, że pomogę jeszcze swojej drużynie.
I słowa dotrzymał, a wielu kibiców chyba na równi z Achremem cieszyło się z jego dobrej gry w sobotnim meczu z Indykpolem AZS-em Olsztyn i statuetki dla najlepszego gracza. Takiego Achrema bowiem Asseco Resovia potrzebowała. Mistrzowie Polski wpadli bowiem w poważny dołek, przegrali już pięć spotkań w tym sezonie, a w sobotę było już 2:0 dla gości. Piąta porażka w hali Podpromie wisiała w powietrzu. Rzeszowianom brakowało przede wszystkim siły ognia na lewym skrzydle, czyli tam gdzie gra Achrem. Pochodzący z Białorusi siatkarz poderwał jednak zespół i wraz z kolegami odrobili straty i wygrali. - Myślę, że wszyscy wiemy, że pierwszoplanową rolę odegrał tutaj Olieg, ale miał również wsparcie pozostałych chłopaków - mówił po meczu trener Andrzej Kowal.
Achrem zdobył 19 punktów, przy aż 71-procentowej skuteczności w ataku. Do tego dołożył asa i dwa bloki. Ale nie punkty były najważniejsze. Kapitan poderwał swój zespół do walki, ożywił go. - Potrzebowaliśmy tego zwycięstwa. Chociaż przegraliśmy dwa pierwsze sety, to dobrze, że podnieśliśmy się i pokazaliśmy, że możemy walczyć. Z taką agresją, motywacją myślę, że przed nami jeszcze dużo pozytywnych emocji - stwierdził Achrem, u którego po kontuzji największym problemem nie była wcale dyspozycja fizyczna, a przełamanie się psychiczne. Po dobrym meczu w Lidze Mistrzów i teraz w PlusLidze tego problemu pewnie już nie ma, a to może oznaczać lepsze czasy dla Achrema i jego zespołu, który musi teraz odrabiać straty do czołówki ligi.