Tymczyszyn: Dlaczego bogaci ludzie wydają pieniądze na żużel

- Nie chcemy, aby nasza drużyna podzieliła losy klubów z innych miast. Upadłość Falubazu oznaczałaby naszą porażkę - mówi nowy prezes żużlowego Falubazu Zielona Góra. Zdzisław Tymczyszyn jest od lat właścicielem i szefem wielkiej firmy transportowej Intra S.A. Od kilku tygodni jest też współwłaścicielem i szefem klubu żużlowego w Zielonej Górze.

Trójka nowych właścicieli klubu to Pana zdaniem najbardziej optymalne rozwiązanie?

- Wszystkim nam zależy na dobrym poziomie żużla w Zielonej Górze. To jest chyba najważniejsze. Trudno dziś oceniać, czy takie rozwiązanie będzie najlepsze. Wiemy, że w innym klubach funkcjonuje to bardzo dobrze. Oby tak samo było u nas.

Zainwestowaliście w klub olbrzymie pieniądze, a co za tym idzie podjęliście olbrzymie ryzyko.

- Zgadza się. To nie była łatwa decyzja i została podjęta tak naprawdę w ostatniej chwili. Chciałbym przy okazji tej rozmowy rozwiać wszelkie wątpliwości. To nie jest tak, że wcześniej wszystko było ustalone i zwodziliśmy kogoś, podając błędne informacje. Nie miałoby to przecież większego sensu, ponieważ z każdym dniem niepewności klub tracił na wizerunku i wiarygodności chociażby wśród zawodników. Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy się ponieść ryzyko i zainwestowaliśmy własne pieniądze, aby uratować żużel w Zielonej Górze. Przypadki innych klubów pokazują, że wcale się tak stać nie musiało. Spójrzmy na Rzeszów. Miasto z większym potencjałem biznesowym niż Zielona Góra, wieloletnie tradycje żużlowe, a jednak nie udało się znaleźć kogoś, kto wziąłby pełną odpowiedzialność i zainwestował w ratowanie ekstraligi.

Przed nowymi władzami w klubie pierwszy poważny sprawdzian, czyli proces licencyjny. Klub jest na to gotowy?

- Najważniejsze informacja jest taka, że udało się spłacić wszystkie zobowiązania wobec zawodników. To było dla nas największym zagrożeniem. Dziś jest ono już zażegnane i spokojnie możemy przystąpić do procesu licencyjnego. Oczywiście, pewni startu w rozgrywkach ligowych będziemy w momencie otrzymania licencji, jednak na dziś nie widzę jakichkolwiek przesłanek, aby tak miało się nie stać.

Zdecydowanie trudniejszym zadaniem jest natomiast budowa składu. Jak to wygląda w przypadku Falubazu? Spotkaliście się już z zawodnikami, którzy mogą wzmocnić skład drużyny?

- Mamy bardzo porządny szkielet drużyn, który złożony jest z krajowych zawodników. To bardzo ważne w kontekście przepisów regulaminowych. Jarosław Hampel, Piotr Protasiewicz i Patryk Dudek to aktualnie czołówka polskich zawodników. Jarek był w sezonie 2015 najskuteczniejszym zawodnikiem PGE Ekstraligi. Piotr zajął piąte miejsce w tej klasyfikacji. Wszyscy dobrze pamiętamy, w jakim stylu do jazdy wrócił Patryk Dudek. Do tego mamy jeszcze Krystiana Pieszczka, który powinien być czołowym juniorem ligi. Oczywiście, aby walczyć o miejsca medalowe, potrzebujemy wzmocnień. Spotykamy się i rozmawiamy z zawodnikami, którzy zostali na rynku. Musimy jednak pamiętać, że budżet klubu nie jest z gumy. Zawodników też jest coraz mniej. Rozmowy z niektórymi z nich już zakończyły się fiaskiem. Mamy w tej kwestii mocno ograniczone pole manewru. Staramy się jednak zrobić wszystko, aby stworzyć zespół godny Zielonej Góry.

Cel sportowy na sezon 2016?

- Brak medalu w ostatnich dwóch sezonach z pewnością mobilizuje. Chcemy powrócić do najlepszych lat historii klubu. W 2016 r. będziemy obchodzić 70-lecie istnienia sportu żużlowego w Zielonej Górze. Sukces w rozgrywkach ligowych byłby więc świetnym uwieńczeniem tego jubileuszu. Musimy być jednak świadomi siły przeciwników. Kluby z Leszna, Wrocławia, Gorzowa czy Torunia stworzyły bardzo silne zespoły i z pewnością będą liczyć się w walce o fazę play-off. Do sezonu 2016 przystąpimy z aspiracjami jazdy wśród najlepszej czwórki.

A jeżeli chodzi o płaszczyznę organizacyjną?

- Dziś zagrożenie upadłości klubu to już na szczęście historia. Nie chciałbym, abyśmy za rok znów znaleźli się w takiej sytuacji. To chyba oczywiste. Musimy więc w najbliższym czasie popracować nad wyeliminowaniem popełnionych do tej pory błędów. Nie chcemy, aby nasza drużyna podzieliła losy klubów z innych miast. Upadłość Falubazu oznaczałaby naszą porażkę. Innym ważnym zadaniem będzie natomiast ponowne ściągnięcie na trybuny jak największej liczby kibiców i powrotu do tego, z czego słynęła Zielona Góra - fantastycznej atmosfery na meczach i najwyższej frekwencji. To też przełoży się na stan finansowy klubu. Można więc powiedzieć, że los klubu leży teraz w rękach nas wszystkich. Właścicieli, działaczy, zawodników, pracowników klubu, ale także wszystkich kibiców.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.