Jak Abdul Tetteh podniósł Lecha Poznań. Maciej Skorża "wymyślił" piłkarza, a Jan Urban korzysta

Był typem piłkarza wytęsknionym i upragnionym przez Macieja Skorżę, ale z zalet Abdula Tetteha korzysta dopiero Jan Urban. Ghańczyk to dziś jeden z najbardziej wartościowych piłkarzy Lecha Poznań.

Było lato 2008 roku. Wisła Kraków prowadzona przez Macieja Skorżę rywalizowała z Beitarem Jerozolima w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Zespół z Izraela miał w swoim składzie Dereka Boatenga, defensywnego pomocnika z Ghany, reprezentanta kraju. Silny, szybki, nieustępliwy gracz zapadł w pamięci szkoleniowca. Choć Wisła próbowała, to nie była w stanie kupić Dereka Boatenga, co specjalnie nie dziwi, bo ten grał później w klubach z Bundesligi, Primera Division czy Premiership.

Maciej Skorża o walorach Ghańczyka jednak nie zapomniał i gdy już jako trener Lecha Poznań szukał piłkarza, który miałby w jego zespole zastąpić Karola Linettego (transfer reprezentanta Polski wisiał i wisi w powietrzu), wybór padł na Abdula Aziza Tetteha, który po latach tułaczki po niższych ligach w Hiszpanii i Grecji stał się wiodącą postacią Platanias Chania.

- To mój wuj - powiedział Abdul Aziz Tetteh z uśmiechem, odkrywającym charakterystyczną szczelinę między zębami, gdy Maciej Skorża wspomniał mu o Dereku Boatengu. Obaj piłkarze pochodzą ze stolicy kraju, Akry. Lechita jest młodszy od swojego wuja o siedem lat. Są podobnego wzrostu i w podobny sposób grają w piłkę. Abdul Aziz Tetteh opisał siebie kiedyś krótko: - Na boisku jestem twardy, bardzo twardy.

Wiedzieli to także wysłannicy Lecha, którzy oglądali piłkarza w Grecji. Widać było, że ma spore umiejętności, ale również to, że w trakcie meczu potrafi wdać się w dyskusje z sędziami czy rywalami i niemal kompletnie zapomnieć o meczu. Często dostawał kartki.

"Zaryzykujmy" - pomyślał jednak Maciej Skorża. Z klubem żegnał się właśnie Zaur Sadajew, który, choć świetnie radził sobie z piłką, to przed przyjściem na Bułgarską też miał opinię odludka, dziwaka i boiskowego partacza. Z Czeczenem ryzyko się opłaciło, bo został jednym z autorów mistrzostwa dla "Kolejorza". Trenerom zajęło jednak trochę czasu, zanim skupił się tylko na grze.

Dlatego Maciej Skorża apelował o czas dla Abdula Tetteha. Z przedsezonowych transferów wzmocnieniem od razu mieli być Dariusz Dudka i Marcin Robak, a Ghańczyk wraz z Denisem Thomallą mieli dostać parę miesięcy na rozkręcenie się. Z tej czwórki to właśnie Abdul Tetteh odgrywa dziś najważniejszą rolę w Lechu Poznań, a z piłkarza "wymyślonego" przez Macieja Skorżę korzysta dopiero Jan Urban.

Ostatnie tygodnie to wręcz popisowa gra byłego reprezentanta Ghany. Podczas pojedynku z Koroną Kielce grą lechity zachwycali się komentatorzy stacji Canal+, a kibice w jej zabawie wybrali Abdula Tetteha na największy "Plus meczu". Stało się to akurat po... jednym ze słabszych występów tego gracza w ostatnim czasie. Nie słabym, ale jeśli porównać jego występ w Kielcach do tego, co robił w Szczecinie przeciwko Pogoni, czy w Gdańsku w starciu z Lechią, to w statystycznym ujęciu faktycznie Abdul Tetteh nie pokazał pełni swoich możliwości.

A są one faktycznie ogromne. Od defensywnego pomocnika wymaga się przede wszystkim odbierania piłki rywalom, bycia tam, gdzie na boisku trzeba załatać dziurę w poszczególnych formacjach. I pomocnik "Kolejorza" wywiązuje się z tego bez zarzutu. W Gdańsku sześć razy (na osiem prób) odebrał piłkę rywalom, stoczył trzydzieści pojedynków i większość wygrał. To są osiągnięcia, które plasują poznańskiego pomocnika w absolutnej czołówce ekstraklasy wśród graczy na tej pozycji.

Od konkurencji Abdula Tetteha odróżnia jednak to, że ma nienaganną technikę, piłka słucha go na boisku, więc koledzy bez obaw mu ją zagrywają. A on podaje jak mało kto w naszej lidze. Z ponad pięćdziesięciu zagrań blisko 90 procent lądowało u adresata.

Maciej Skorża wybrał Abdula Tetteha, ale wprowadzał go do zespołu powoli i pozwolił mu zagrać tylko cztery razy w lidze. Jan Urban posłał 25-latka na boisku już siedem razy, a Ghańczyk stał się jednym z symboli odrodzenia mistrzów Polski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.