Starcie Lecha Poznań z Belenenses Lizbona było dopiero dziesiątym dwumeczem drużyn z Polski i Portugalii w europejskich pucharach. Historia tych spotkań jest wyjątkowo skromna, mimo że zaczęła się już w sezonie 1972/73, gdy w pierwszej rundzie Pucharu UEFA Vitoria Setubal rozgromiła 6:1 Zagłębie Sosnowiec. Gospodarze prowadzili już 6:0, gdy honorową bramkę w końcówce zdobył Andrzej Jarosik. Może trudno w to uwierzyć, ale tamto trafienie reprezentacyjnego napastnika było zaledwie jednym z dwóch goli, które polskie drużyny strzeliły w europejskich pucharach w Portugalii. Autorem drugiego był Dariusz Gęsior, który po ładnej akcji Ruchu Chorzów pokonał bramkarza Benfiki Lizbona. W tamtym meczu nieistniejącego już Pucharu Zdobywców Pucharów (edycja 1996/97) polski zespół przegrał... 1:6.
Od tamtego czasu żadnej drużynie z naszej ligi nie udało się zdobyć bramki w Portugalii. A przecież Lechowi Poznań wiosną 2011 roku brakowało jednego trafienia, by wyeliminować Sporting Braga z Pucharu UEFA. "Kolejorz" wygrał u siebie z późniejszym finalistą 1:0, ale w rewanżu uległ 0:2.
Teraz lechici mierzyli się z pewnością z najsłabszym portugalskim zespołem, z którym przyszło grać polskiej drużynie w europejskich pucharach. Po słabym meczu padł bezbramkowy remis i jest to pierwszy przypadek, w którym Portugalczycy nie wygrali z przedstawicielem ekstraklasy w pojedynku pucharowym.
Przypomnijmy, że w tej edycji Ligi Europejskiej Lech Poznań jako pierwszy polski zespół wygrał w międzynarodowej rywalizacji z włoską drużyną na jej terenie. Chodzi oczywiście o zwycięstwo 2:1 z Fiorentiną, dzięki któremu drużyna Jana Urbana wciąż ma szanse na wyjście z grupy I. Po tym jednak jak "Kolejorzowi" znów nie udało się pokonać Belenenses Lizbona te szanse są iluzoryczne .