Co koszykarze Stelmetu zrobili w Sopocie: Oj, Trefl był biedny!

45:62! Koszykarze Trefla Sopot... nie, chyba nie wypada kopać leżącego i pisać, że ich punktowa zdobycz w sobotnim meczu z niepokonanym Stelemetem BC Zielona Góra bardziej przystawała do piłki ręcznej niż koszykówki dla dorosłych. Stelmet odreagował euroligowe niepowodzenia i zniszczył atak Trefla. Wprawdzie zwycięzcy też nie poszaleli ze zdobyczami, lecz ich się nie sądzi.

Przegrywając sześć spotkań z rzędu, koszykarze Trefla Sopot zakopali się na dnie tabeli, skąd nie wypada snuć śmiałych myśli w rodzaju: dziś dopadniemy lidera. Jednak trener i koszykarze drużyny z Trójmiasta na pewno wiedzieli, że lider z Zielonej Góry przechodzi przez trudne dni, nie gra poziomie, do jakiego jest predysponowany. A to może stwarzać warunki do pojęcia walki. I chociaż od pierwszej minuty Trefl dostał się w szpony mocnej zielonogórskiej obrony, to przez dwie kwarty próbował walczyć. Męczył się przy tym niemiłosiernie, by przeprowadzić punktową akcję. Sporo rzutów, mało trafień - tak wyglądały ofensywny próby graczy z Sopotu. Skuteczność na poziomie 29 procent niby nie dawała cienia nadziei na równy mecz. Ale w rzeczywistości sopocka ekipa przez 20 minut trzymała się blisko. Bo starała się, żeby mistrz i lider też nie dostawał niczego za darmo i też poznał smak bezproduktywnego biegania do ataków.

Kiedy na otwarcie drugiej kwarty Dee Bost, rozgrywający Stelmtu, pognał do kontry, widowiskowo wpakował piłkę do kosza, goście wygrywali 21:13.

 

Minęła minuta, druga, trzecia, czwarta, piąta! I dopiero wtedy na koncie zdobyczy Stelmetu znów coś drgnęło. Łukasz Koszarek przerwał przedstawienie o przestrzelonych rzutach oraz zepsutych atakach, a zespół z Zielonej Góry prowadził 23:17.

Walki, zbiórek, biegania, fauli - tego nie brakowało, ale kosze nie wpadały. Taki to był mecz. 22:30 - wynik po pierwszej połowie łudził, że upłynęła ledwie kwarta. Przy czym sam początek spotkania, który mógłby nosić tytuł "Nemanja Djurisić jest wszędzie", dawał mistrzom Polski widok na o wiele wyższe prowadzenie i łatwiejszą przeprawę. Ale co się odwlecze...

W trzeciej kwarcie faworyt wyciągnął korzyści ze swoich przewag. Obrona otwierała drzwi do kontrataków. Poprawiła się skuteczność rzutów. Trefl nieomal stał w miejscu, gdy Stelmet, po kolejnej kontrze Bosta, odjechał na 20 punktów. Po trzech kwartach gospodarze meczu już leżeli na łopatkach, uciułali marne 30 pkt... W tym momencie od ich siódmej z rzędu porażki oraz od siódmego z rzędu triumfu lidera nie było już odwrotu. A zielonogórscy koszykarze chyba finiszowali z ulgą, że po ligowo-euroligowych wojażach wreszcie wracają, by trochę pomieszkać w domach. Chociaż podkoszowemu Dejanowi Borovnjakowi ulga mogła mieszać się z kłopotliwą świadomością, że po przerwie spowodowanej kontuzją jeszcze nie wróciła lekkość i łatwość trafiania piłką do kosza.

Ponieważ jednak życie nie znosi pustki, z minut gry ucieszyli się najmłodsi w zielonogórskiej drużynie Marcel Ponitka i Kamil Zywert. A Djurisić pobił swoje minutowe i punktowe rekordy w TBL.

TREFL SOPOT - STELMET BC ZIELONA GÓRA 45:62

KWARTY: 13:19, 9:11, 8:21, 15:11

TREFL: Surmacz 10 (2), Bilinovac 3 (1), Duren 3, Stefański 2, Śmigielski 2 oraz Majok 8, Dzierżak 6, Kulka 3 (1), Dutkiewicz 3, Sikora 3 (1), Kolenda 2, Misanović 0.

STELMET BC: Mateusz Ponitka 13 (1), Koszarek 10 (1), Borovnjak 6, Zamojski 5 (1), Moldoveanu 4 oraz Djurisić 11, Bost 4, Marcel Ponitka 3 (1), Hrycaniuk 3, Szewczyk 2, Gruszecki 1, Zywert 0.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.