Temat ponownej gry Artjomsa Rudnevsa dla Lecha Poznań znów powraca. Tym razem temat wywołał dziennikarz Polsatu Mateusz Borek, który stwierdził, że mistrzowie Polski rozważają ściągnięcie piłkarza już w najbliższym oknie transferowym. Z pozoru łotewski snajper, niegdyś król strzelców ekstraklasy, i Lech Poznań wyglądają teraz jak dwa pasujące do siebie puzzle. "Kolejorz" rozpaczliwie szuka napastnika, bo Denis Thomalla od kilku miesięcy nie może posłać piłki do bramki, a Marcin Robak nawet nie jest w stanie wybiec na boisko, bo wciąż boli go kontuzjowany staw skokowy. Na dodatek w grudniu z Bułgarską pożegna się Kasper Hamalainen, który z konieczności grywa w tym sezonie w ataku.
Artjoms Rudnevs z kolei jest za to na największym zakręcie swojej piłkarskiej kariery. Wkrótce minie rok, odkąd strzelił swojego ostatniego gola w niemieckiej Bundeslidze. Ba! 23 listopada 2014 roku wszedł na boisko w 67. minucie meczu, a potem zdążył zdobyć bramkę dla HSV w meczu z Werderem Brema i zyskać miano największej gwiazdy meczu.
Potem jednak w Hamburgu wszystko przestało się układać po myśli byłego lechity. Latem klub ogłosił, że Łotysz nie ma szans na grę w Bundeslidze i powinien odejść. Piłkarz odrzucił jednak ofertę PAOK Saloniki, został w Niemczech i... faktycznie nie gra. Przez całą rundę jesienną wystąpił w dwóch spotkaniach rezerw HSV i w obu strzelał po golu - w meczach przeciwko BSV Rehden i VfB Luebeck. Wszystko to jednak na czwartym poziomie ligowym.
Od czegoś jednak Artjoms Rudnevs musiał zacząć odbudowę formy. Sportowej i psychicznej, bo we wrześniu niemieckie media informowały o zajściu na ulicy, w trakcie którego żona Artjomsa Rudnevsa omal nie odgryzła mu języka. "Przechodzimy teraz prawdziwe piekło. Ja i moja żona Santa z radością wyczekiwaliśmy narodzin trzeciego wspólnego dziecka. Niestety, kilka dni przed incydentem, Santa poroniła" - napisał zawodnik w oświadczeniu i stanowczo podkreślił, że nie ma do żony żadnych pretensji.
Artjoms Rudnevs powoli wraca do siebie. Właśnie wrócił do reprezentacji Łotwy, w której nie było go od roku. Kilka dni temu zagrał pół godziny w towarzyskim meczu z Irlandią Północną.
Selekcjoner łotewskiej kadry wyciągnął pomocną dłoń do dawnego asa, a i sam piłkarz zamierza coś ze sobą zrobić, by nie siedzieć dłużej na trybunach w Hamburgu.
Powrót Artjomsa Rudnevsa do Lecha Poznań wydaje się w tej sytuacji naturalny. Zapowiedział przecież kiedyś, że chce jeszcze zagrać dla "Kolejorza", a gdy dementował doniesienia o przejściu do Lechii Gdańsk, podkreślił swoje emocjonalne przywiązanie do Lecha Poznań. Piłkarz wciąż ma tu mieszkanie i zawsze mówił, że świetnie się tu czuł.
Problem w tym, że Artjoms Rudnevs nie miał zapewne na myśli powrotu w styczniu 2016 roku, gdy skończy dopiero 28 lat. Wejdzie wówczas w idealny wiek dla napastnika. Powrót do Polski mógłby przekreślić nadzieje na zaistnienie w poważnej, europejskiej lidze. Pomijając już w ogóle wątek finansowy. Artjoms Rudnevs ma kontrakt z HSV do końca sezonu. W Poznaniu mógłby zarobić ok. 250 tys. euro rocznie, czyli jedną szóstą tego co w Niemczech.
Nieoficjalnie mówi się, że Artjoms Rudnevs faktycznie może odejść zimą z Hamburga, ale że trafi raczej do któregoś z klubów ligi holenderskiej.
Chyba że dla Lecha Poznań zawodnik zmieni swoje plany. - Przydałby się - mówi o Łotyszu trener Jan Urban.