Zagłębie Sosnowiec. Marcin Jaroszewski: Nie mogłem na to patrzeć. Wyszedłem [WYWIAD]

- Spójrzmy na Cracovię, która operuje budżetem na poziomie 25, 30 milionów złotych. My jednak mamy do wydania osiem, dziewięć razy mniej. Mimo to potrafimy grać z taką drużyną, jak równy z równym, a na koniec cieszyć się z wygranej. Jest jednak minimum, które jest nam niezbędne. Także do tego, żeby wykonać następny krok - mówi Marcin Jaroszewski, prezes Zagłębia Sosnowiec.

Jesteś kibicem z Zagłębia? Dołącz do nas na Fejsie! >>

Zagłębie dokonało w czwartek wielkiej rzeczy. Skazywany na porażkę zespół ograł Cracovię na jej boisku (2:0) i cieszy się teraz z awansu do półfinału Pucharu Polski.

Wojciech Todur: Jak Pan przeżywał mecz z Cracovią?

Marcin Jaroszewski: - Wytrzymałem do 60., no może 62. minuty, a potem opuściłem swoje miejsce na trybunie. Nie mogłem na to patrzeć. Emocje były zbyt duże.

Ale jak to?! W ogóle Pan wyszedł ze stadionu?

- W ogóle to nie. Ale boiska nie widziałem. Spacerowałem sobie, odwiedzałem różne miejsca i... czekałem. Oczywiście dochodziły do mnie odgłosy z trybun, więc stres cały czas był. To był taki emocjonalny rollercoaster. Odetchnąłem dopiero po ostatnim gwizdku.

Mało kto się spodziewał, że dacie radę.

- Rzeczywiście trudno było o optymizm. Przed meczem, w klubie, zastanawialiśmy się jak rozłożyć siły w tym meczu. Najbardziej obawiałem się tego, że w końcówce Cracovia strzeli nam gola. Doprowadzi do dogrywki, czy karnych, a na koniec jeszcze wygra. To był realny scenariusz, który byłby dla nas zabójczy. Bo nie dość, że byśmy się śmiertelnie wykrwawili, to na koniec zostalibyśmy z niczym. To - pamiętając, że w sobotę czeka nas bardzo ważne spotkanie z Wisłą Płock - byłoby najgorszym z możliwych scenariuszy.

Po pierwszym meczu z Cracovią pojechaliście na ligowy mecz do Ząbek, który skończył się dla Zagłębia wysoką porażką. Sebastian Dudek, kapitan drużyny stwierdził jednak, że to nie zmęczenie po pucharowym spotkaniu, a wasza słabsza gra zaważyła na wyniku tamtego meczu.

- Może Sebastian Dudek jest tak dobrze przygotowany do sezonu, że takie zbitki spotkań nie robią na nim żadnego wrażenia... Żartuję teraz oczywiście. Nie ma w tym nic szczególnego, że gra się mecz za meczem. Jeżeli jednak można zaoszczędzić trochę sił na kolejnego rywala, to warto to zrobić.

Wasz kapitan powiedział też, że gdy gracie mądrze i skutecznie to możecie wygrać z każdym.

- Był taki moment w meczu z Cracovią, gdy pomyślałem, że naprawdę jesteśmy mocni. W 60. minucie, chwilę przedtem zanim opuściłem trybunę, z ławki rezerwowych wstali nasi zawodnicy. A byli to Jakub Arak, Dawid Ryndak, Grzegorz Fonfara. Obok nich siedział jeszcze Matko Perdijić. Daj Boże każdemu takich rezerwowych w pierwszej lidze!

Co dalej? Większość przewiduje, że w półfinale zagracie z Legią.

- Zobaczymy. Mam tylko jedno życzenie. Nie chciałbym zagrać z Lechem. Mała atrakcja

Jak to mała?

- Dodatkowym smaczkiem byłaby fakt, że na naszej drodze stanęliby trenerzy Jan Urban i Mirosław Kmieć - byłoby więc trochę przekomarzań, jak to w rodzinie. Co więcej? Mecz z drużyną, która moim zdaniem mocno nastawia się na pucharowe rozgrywki, bo dziś wygląda na to, że to dla niej jedyna droga na europejskie boiska.

Po meczu z Cracovią po raz kolejny pochwalił was prezes Zbigniew Boniek. Wiadomo już kiedy zawita na Stadion Ludowy?

Ma otwarte zaproszenie. Czekamy na niego w każdej chwili. Mam nadzieję, że gdy już przyjdzie to zobaczy ciekawy i zwycięski mecz. W tym roku przed nami jeszcze ważne i prestiżowe spotkanie z GKS-em Katowice. Może wybierze akurat ten mecz i jeszcze podniesie prestiż widowiska.

Dobre wyniki Zagłębia w Pucharze i lidze powodują, że na usta ciśnie się pytanie - Co dalej? Czy wystarczy pieniędzy, żeby mocno powalczyć o Ekstraklasę?

- Po awansie do pierwszej ligi koszty utrzymania klubu wzrosły. Niestety nie możemy też zapominać o tym, że na Zagłębiu cały czas ciąży realne niebezpieczeństwo spłaty zadłużenia wobec ZUS-u i Urzędu Skarbowego, które powstało we wcześniejszych latach funkcjonowania spółki. Dochodziło już do spotkań prawników Zagłębia, miasta oraz prezydenta Arkadiusza Chęcińskiego z przedstawicielami tych instytucji, których celem było wypracowania kompromisu. To jednak nie są proste tematy.

Prezydent mówił na naszych łamach, że jeżeli długów nie uda się umorzyć, to będzie można spłacić je ratami, tak, żeby klub aż tak bardzo tego nie odczuł.

- To wszystko prawda i jesteśmy wdzięczni za te słowa. Kibice na pewno woleliby jednak, żeby te pieniądze inwestować w zespół i jego bieżącą działalność, a nie na spłatę w starych długów. Cały czas staramy się jak najlepiej optymalizować koszty utrzymania klubu. Spójrzmy na Cracovię, która operuje budżetem na poziomie 25, 30 milionów złotych. My jednak mamy do wydania osiem, dziewięć razy mniej.

Mimo to potrafimy grać z taką drużyną, jak równy z równym, a na koniec cieszyć się z wygranej. Jest jednak minimum, które jest nam niezbędne. Także do tego, żeby wykonać następny krok.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.