Richard Guzmics: - Cały czas próbuję. Przy każdym rzucie wolnym i rożnym wbiegam w pole karne. Na razie strzeliłem tylko gola samobójczego, ale nie przejmuję się tym - to był przypadek, takie sytuacje w piłce się zdarzają.
- Zdecydowanie. Jestem tutaj tylko rok, ale od początku rozmawialiśmy po polsku. Najpierw nauczyłem się kilku słów, teraz mówię lepiej. To dobrze dla mnie i dla drużyny.
- "Tak". Pierwszego dnia po przyjeździe ktoś szedł w moją stronę i rozmawiał przez telefon. Słyszałem tylko: "tak, tak, tak". Nie miałem pojęcia, co to znaczy, bo wcześniej w ogóle nie znałem polskiego.
- W ogóle nie są podobne. Mam jednak szacunek dla Polski - skoro tutaj jestem, muszę mówić w waszym języku. Nie chodzę jednak do szkoły, siedzenie nad zeszytami nie jest dla mnie. Miałem cztery czy pięć lekcji, ale potem stwierdziłem, że skoro mieszkam w Polsce, to chciałbym przede wszystkim rozumieć, co ludzie do mnie mówią. Dlatego uczę się języka w czasie rozmów, w codziennych sytuacjach. W każdej poznaję kilka nowych słów i staram się je zapamiętywać.
- Nie. Węgry to niewielki kraj, mieszkałem tam w małym mieście. Ma około 100 tysięcy mieszkańców, a i tak jest jednym z największych w kraju. W Krakowie żyje milion ludzi i to jest największa różnica. Wszyscy od początku są dla mnie mili. Naprawdę wierzę w powiedzenie, że Polak i Węgier to dwa bratanki.
- Tak. Każdy węgierski zawodnik chce grać za granicą. To dla nas krok do przodu. Ekstraklasa to nie poziom ligi hiszpańskiej czy angielskiej, ale jest lepsza niż węgierska. Teraz jeden Węgier jest w Legii, ja jestem w Wiśle, trzech gra w Lechu. Nemanja Nikolić prezentuje się dobrze, niektórzy mówią, że ja też (śmiech). Pewnie dlatego często słyszę, że teraz każda polska drużyna chce mieć Węgra w składzie. Zresztą Nikolić przed transferem pytał mnie o sytuację w Polsce, poziom sportowy, stadiony. Powiedziałem mu, że na mecze przychodzi dużo ludzi, a kluby i liga są dobrze zorganizowane. Chyba cieszy się, że tutaj gra.
- To trudny rywal. Norwegowie podobno cieszyli się, że trafili na nas i uważają, że już awansowali na Euro. Chcemy pokazać, że też mamy potencjał i dobrych piłkarzy. Czekają nas dwa trudne spotkania. Może będzie nam trochę łatwiej, bo rewanż gramy u siebie. W pierwszym meczu w Oslo chcemy osiągnąć dobry wynik, może uda się zremisować, strzelić bramkę. W rewanżu przyjdzie dużo kibiców i będzie nam się grało zdecydowanie łatwiej.
- Teraz naszym trenerem jest Bernd Storck. Przed barażami zmienili się też pozostali członkowie sztabu. Drugim trenerem został Andreas Moller, mistrz świata z reprezentacją RFN z 1990 roku. Dobrze dogaduję się ze Storckiem. Dał mi szansę w trzech meczach. Powiedział, że mi ufa i jest pewien, że kiedy jestem na boisku, drużyna gra dobrze. Mam nadzieję, że wystąpię z Norwegią, tym bardziej że jeden ze stoperów pauzuje za kartki.
- Jest duże zainteresowanie. Byliśmy już blisko awansu, mogliśmy być najlepszą drużyną z trzecich miejsc. Nagle jednak Kazachstan wygrał z Łotwą pierwszy raz w eliminacjach. Gdyby nie to, bylibyśmy już na Euro. Jeśli awansujemy, będę świętował, ale bez przesady, bo potem czekają mnie ciężkie mecze w Wiśle - z Górnikiem Zabrze, Cracovią i Legią.