Agnieszka Skrzypulec, żeglarka na Rio 2016: W spokoju będziemy szykować się do igrzysk

Agnieszka Skrzypulec (SEJK Pogoń Szczecin) wywalczyła kwalifikację do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich. - Naszym planem minimum będzie czołowa ?dziesiątka?, a może i medal - mówi.

Skrzypulec ma za sobą udany występ w mistrzostwach świata w Hajfie. Zajęła tam 6. miejsce w klasyfikacji generalnej, ale co ważniejsze - była 1. w gronie państw, które jeszcze nie miały zapewnionego występu w igrzyskach. Skrzypulec pływa w żeglarskiej klasie 470, a jej partnerką jest Irmina Mrózek- Gliszczyńska z Chojnic. Polki udział w MŚ rozpoczęły od dwóch wygranych wyścigów (płynie się ich 10, a najlepsza dziesiątka osad z "generalki" rywalizuje później w tzw. wyścigu medalowym), później było gorzej, ale cały czas pod kontrolą.

Jakub Lisowski: Było dużo emocji, nerwów, czy jednak rywalizacja przebiegła spokojnie?

Agnieszka Skrzypulec: Na pewno nie było łatwo i przyjemnie. W żeglarstwie pływamy przez sześć dni i przez ten czas dużo się może zmienić. I tak było, mam tu głównie na myśli siłę wiatru. Zaczynałyśmy walkę przy silnym, a później z każdym dniem on słabł. Automatycznie zmieniały się też wyniki, bo jedne osady lubią żeglować przy mocnym wietrze, inne przy słabszym. W żeglarstwie nawet jeden bardzo udany dzień o niczym jeszcze nie decyduje, w zasadzie wszyscy mają jakieś gorsze wyścigi, a najlepiej spisują się ci, którzy trzymają równą dyspozycję. Na wodzie, w takiej walce, trzeba wszystko mieć pod kontrolą, a zbytnie ryzyko nie zawsze popłaca, bo odrobić straty w wyścigu jest bardzo trudno. Byłam przekonana, że przy mocnym wietrze poradzimy sobie z rywalkami, ale przy słabszym - takiej pewności nie miałam. Każdego dnia były inne warunki i trzeba było cały czas walczyć. W tych mistrzostwach nie było możliwości, by pływać defensywnie.

Od początku trzymałyście się w trójce osad, które zapewniały sobie występ w igrzyskach. Nie skupiłyście się tylko na bronieniu tej trójki?

- Nie było takiej możliwości. Gdyby warunki były takie same przez sześć dni, to może i byśmy tak dobrały taktykę, ale wiatr się zmieniał, cały czas kręcił, więc i my musiałyśmy atakować.

Była rywalizacja poza wodą między konkurentkami olimpijskimi?

- Gdyby spojrzeć na statystykę, to my mogłyśmy być spokojne, że ten awans uzyskamy. W tegorocznych zawodach Pucharu Świata czy w mistrzostwach Europy zawsze byłyśmy w trójce państw, która jeszcze nominacji nie ma. Ale wiedziałam też, że przy słabszym wietrze są jachty lepsze od nas, i wiedziałam, że trzeba będzie się mocniej namęczyć. A walka była w sumie bardzo zacięta. Nigdy w życiu bym nie powiedziała, że miejsce w dziesiątce najlepszych na mistrzostwach świata nie zagwarantuje miejsca w igrzyskach. A w Hajfie tak było. My awansowałyśmy z szóstej pozycji, Niemki z ósmej, Australijki z dziewiątej. Hiszpanki były 10., a o występ w Rio wciąż muszą walczyć.

Walka o medale MŚ stała z boku rywalizacji o igrzyska?

- Starałam się nie patrzeć na to, jak pływają tylko te państwa, które nie mają olimpijskich nominacji, ale koncentrowałam się na rywalizacji ze wszystkimi. Warunki były tak trudne, zmieniały się dosłownie z minuty na minutę, że trzeba było cały czas patrzeć się do przodu, a nie na boki. Wiedziałam, że musimy wykorzystać dobre warunki i zdobywać wysokie lokaty, by budować swoją przewagę nad konkurentkami. Dopiero przedostatniego dnia pomyślałam, że trzeba kontrolować bezpośrednie rywalki, by nic złego już się w tych zawodach dla nas nie stało.

Razem z Irminą należy pani do Energa Sailing Team Poland, czyli elity polskich żeglarzy. Jak dużo macie z tego korzyści?

- Energa jest naszym sponsorem, więc mamy zapewnione pieniądze na zakup nowoczesnego sprzętu, ubrań, mamy dofinansowanie do startów w zawodach czy w podróżach. Bez Energi trzeba by było wszystko samemu organizować, a nie jest to łatwe. Teraz nie zaprzątamy sobie tym głowy. Możemy rywalizować ze światową czołówką na tym samym poziomie organizacyjnym.

Gdyby MŚ zakończyły się brakiem awansu do Rio, to straciłyby panie miejsce w grupie? Była dodatkowa presja?

- Chyba nie, bo przecież w tym roku zajęłyśmy ósmą lokatę na ME, wygrałyśmy MP i dobrze pokazywałyśmy się w PŚ. Gdyby awansu na igrzyska nie udało się wywalczyć w Hajfie, to byłaby przed nami jeszcze jedna szansa na przyszłorocznych ME. Jestem przekonana, że w elicie pozostalibyśmy dłużej, ale fajnie mieć ten już stres za sobą i ze spokojną głową można szykować się do Rio.

W kraju nie macie rywalek, które mogłyby was "wygryźć" z kadry na IO?

- Na ME byłyśmy jedyną osadą z Polski, podobnie na MŚ. A właśnie w tych zawodach można było zdobywać punkty kwalifikacyjne. Nikt się więc nie starał. Słyszałam jeszcze o wewnętrznych kryteriach Polskiego Związku Żeglarskiego, który chciałby wysłać do Rio tylko tych, co mają realne szanse na miejsce w dziesiątce, ale my spełniamy i ten warunek. Mogę powiedzieć, że naszym planem minimum będzie w igrzyskach czołowa dziesiątka, a może i będą szanse na medal.

Teraz odpoczynek?

- Za nami bardzo długi sezon, bo mocne treningi rozpoczęły się od stycznia. Treningi przerywałyśmy na udział w zawodach, więc teraz dostałyśmy od trenera trochę wolnego. Możemy zająć się studiami, rodziną, ale i treningami na brzegu, czyli siłownią. W połowie listopada wyjedziemy do Francji, gdzie będziemy trenować z tamtejszą reprezentacją, a od 6 do 20 grudnia będziemy trenować w Rio.

Pierwszy raz?

- Byłam tam już dwukrotnie i muszę powiedzieć, że olimpijski akwen jest szalenie skomplikowany, więc każda godzina tam spędzona jest bardzo cenna. Rozmawiałam z innymi żeglarzami i nikt nie spotkał się z tak trudnym akwenem, a my będziemy mieć zawody wewnątrz zatoki i na zewnątrz. Wychodzi, że raz będziemy rywalizować na płaskiej wodzie, a raz na oceanie przy falach dochodzących do 5 m. Trzeba tam spędzić bardzo dużo czasu na treningach, by się przyzwyczaić do tamtych warunków.

Ile razy jeszcze tam wrócicie w 2016 r.?

- Pod koniec lutego odbędą się MŚ w Argentynie, więc tam spędzimy dużo czasu, a później wrócimy do Europy, by na przełomie marca i kwietnia popłynąć w ME na Majorce. Po ich zakończeniu wrócimy do Rio i tam będziemy już praktycznie do samych igrzysk. Myślę, że na koniec roku rozstrzygną się wszystkie kwestie personalne w żeglarskiej kadrze narodowej i wspólnie będziemy żeglować od maja w Rio.

Rodzinie muszą więc wystarczyć najbliższe trzy tygodnie?

- Żegluję już 18 lat, od 4 bardzo intensywnie, więc najbliżsi chyba już zaakceptowali to, że mnie po prostu nie ma. Zaakceptowali nie znaczy, że się przyzwyczaili.

Rozmawiał Jakub Lisowski

Copyright © Agora SA