Skrzypulec ma za sobą udany występ w mistrzostwach świata w Hajfie. Zajęła tam 6. miejsce w klasyfikacji generalnej, ale co ważniejsze - była 1. w gronie państw, które jeszcze nie miały zapewnionego występu w igrzyskach. Skrzypulec pływa w żeglarskiej klasie 470, a jej partnerką jest Irmina Mrózek- Gliszczyńska z Chojnic. Polki udział w MŚ rozpoczęły od dwóch wygranych wyścigów (płynie się ich 10, a najlepsza dziesiątka osad z "generalki" rywalizuje później w tzw. wyścigu medalowym), później było gorzej, ale cały czas pod kontrolą.
Agnieszka Skrzypulec: Na pewno nie było łatwo i przyjemnie. W żeglarstwie pływamy przez sześć dni i przez ten czas dużo się może zmienić. I tak było, mam tu głównie na myśli siłę wiatru. Zaczynałyśmy walkę przy silnym, a później z każdym dniem on słabł. Automatycznie zmieniały się też wyniki, bo jedne osady lubią żeglować przy mocnym wietrze, inne przy słabszym. W żeglarstwie nawet jeden bardzo udany dzień o niczym jeszcze nie decyduje, w zasadzie wszyscy mają jakieś gorsze wyścigi, a najlepiej spisują się ci, którzy trzymają równą dyspozycję. Na wodzie, w takiej walce, trzeba wszystko mieć pod kontrolą, a zbytnie ryzyko nie zawsze popłaca, bo odrobić straty w wyścigu jest bardzo trudno. Byłam przekonana, że przy mocnym wietrze poradzimy sobie z rywalkami, ale przy słabszym - takiej pewności nie miałam. Każdego dnia były inne warunki i trzeba było cały czas walczyć. W tych mistrzostwach nie było możliwości, by pływać defensywnie.
- Nie było takiej możliwości. Gdyby warunki były takie same przez sześć dni, to może i byśmy tak dobrały taktykę, ale wiatr się zmieniał, cały czas kręcił, więc i my musiałyśmy atakować.
- Gdyby spojrzeć na statystykę, to my mogłyśmy być spokojne, że ten awans uzyskamy. W tegorocznych zawodach Pucharu Świata czy w mistrzostwach Europy zawsze byłyśmy w trójce państw, która jeszcze nominacji nie ma. Ale wiedziałam też, że przy słabszym wietrze są jachty lepsze od nas, i wiedziałam, że trzeba będzie się mocniej namęczyć. A walka była w sumie bardzo zacięta. Nigdy w życiu bym nie powiedziała, że miejsce w dziesiątce najlepszych na mistrzostwach świata nie zagwarantuje miejsca w igrzyskach. A w Hajfie tak było. My awansowałyśmy z szóstej pozycji, Niemki z ósmej, Australijki z dziewiątej. Hiszpanki były 10., a o występ w Rio wciąż muszą walczyć.
- Starałam się nie patrzeć na to, jak pływają tylko te państwa, które nie mają olimpijskich nominacji, ale koncentrowałam się na rywalizacji ze wszystkimi. Warunki były tak trudne, zmieniały się dosłownie z minuty na minutę, że trzeba było cały czas patrzeć się do przodu, a nie na boki. Wiedziałam, że musimy wykorzystać dobre warunki i zdobywać wysokie lokaty, by budować swoją przewagę nad konkurentkami. Dopiero przedostatniego dnia pomyślałam, że trzeba kontrolować bezpośrednie rywalki, by nic złego już się w tych zawodach dla nas nie stało.
- Energa jest naszym sponsorem, więc mamy zapewnione pieniądze na zakup nowoczesnego sprzętu, ubrań, mamy dofinansowanie do startów w zawodach czy w podróżach. Bez Energi trzeba by było wszystko samemu organizować, a nie jest to łatwe. Teraz nie zaprzątamy sobie tym głowy. Możemy rywalizować ze światową czołówką na tym samym poziomie organizacyjnym.
- Chyba nie, bo przecież w tym roku zajęłyśmy ósmą lokatę na ME, wygrałyśmy MP i dobrze pokazywałyśmy się w PŚ. Gdyby awansu na igrzyska nie udało się wywalczyć w Hajfie, to byłaby przed nami jeszcze jedna szansa na przyszłorocznych ME. Jestem przekonana, że w elicie pozostalibyśmy dłużej, ale fajnie mieć ten już stres za sobą i ze spokojną głową można szykować się do Rio.
- Na ME byłyśmy jedyną osadą z Polski, podobnie na MŚ. A właśnie w tych zawodach można było zdobywać punkty kwalifikacyjne. Nikt się więc nie starał. Słyszałam jeszcze o wewnętrznych kryteriach Polskiego Związku Żeglarskiego, który chciałby wysłać do Rio tylko tych, co mają realne szanse na miejsce w dziesiątce, ale my spełniamy i ten warunek. Mogę powiedzieć, że naszym planem minimum będzie w igrzyskach czołowa dziesiątka, a może i będą szanse na medal.
- Za nami bardzo długi sezon, bo mocne treningi rozpoczęły się od stycznia. Treningi przerywałyśmy na udział w zawodach, więc teraz dostałyśmy od trenera trochę wolnego. Możemy zająć się studiami, rodziną, ale i treningami na brzegu, czyli siłownią. W połowie listopada wyjedziemy do Francji, gdzie będziemy trenować z tamtejszą reprezentacją, a od 6 do 20 grudnia będziemy trenować w Rio.
- Byłam tam już dwukrotnie i muszę powiedzieć, że olimpijski akwen jest szalenie skomplikowany, więc każda godzina tam spędzona jest bardzo cenna. Rozmawiałam z innymi żeglarzami i nikt nie spotkał się z tak trudnym akwenem, a my będziemy mieć zawody wewnątrz zatoki i na zewnątrz. Wychodzi, że raz będziemy rywalizować na płaskiej wodzie, a raz na oceanie przy falach dochodzących do 5 m. Trzeba tam spędzić bardzo dużo czasu na treningach, by się przyzwyczaić do tamtych warunków.
- Pod koniec lutego odbędą się MŚ w Argentynie, więc tam spędzimy dużo czasu, a później wrócimy do Europy, by na przełomie marca i kwietnia popłynąć w ME na Majorce. Po ich zakończeniu wrócimy do Rio i tam będziemy już praktycznie do samych igrzysk. Myślę, że na koniec roku rozstrzygną się wszystkie kwestie personalne w żeglarskiej kadrze narodowej i wspólnie będziemy żeglować od maja w Rio.
- Żegluję już 18 lat, od 4 bardzo intensywnie, więc najbliżsi chyba już zaakceptowali to, że mnie po prostu nie ma. Zaakceptowali nie znaczy, że się przyzwyczaili.