Ruch Chorzów po dwóch golach Mariusza Stępińskiego prowadził z Lechem Poznań 2:0. Jeszcze w pierwszej połowie bramkę kontaktową strzelił jednak Szymon Pawłowski. - Niepotrzebnie ta bramka padła w pierwszej połowie, w ostatnich minutach - uważa Mariusz Stępiński. - Lech jest naprawdę dobrą drużyną i czuliśmy to, że w drugiej połowie mogło coś się wydarzyć. Tak to wygląda w różnych meczach z teoretycznie niżej notowanym przeciwnikiem, że Lech atakuje. Ale ta bramka na 2:2 była kuriozalna, bo zamieszanie pod bramką było ogromne. Lech to jednak wykorzystał i ma punkt, z którego myślę, że powinien się cieszyć.
Napastnik Ruchu dwukrotnie oszukał stopera Lecha Paulusa Arajuuriego przy rzutach wolnych. Dwukrotnie wykorzystał wtedy dośrodkowanie Patryka Lipskiego. - Nie wiem, czy mnie nie upilnował. Lech grał strefą w obronie, także nikt nie był konkretnie za mnie odpowiedzialny, ja wbiegłem pomiędzy dwóch zawodników i piłka spadła mi na głowę. Strzeliłem dwie bramki, ale to nie jest dzisiaj najważniejsze, bo nie wygraliśmy - uważa.
Mariusz Stępiński twierdzi jednak, że nie przyjeżdżali do Poznania jak do ostatniej drużyny w tabeli ekstraklasy. - Myślę, że na jakim miejscu w tabeli nie byłby Lech, to do Poznania zawsze przyjeżdża się z respektem. To jednak jest obecny mistrz Polski i ma bardzo dobrych zawodników. Ta drużyna zaraz zacznie wygrywać, jestem o tym przekonany - mówi napastnik Ruchu.