Stomil rozczarował kibiców. Cztery bramki to za dużo

Hokejowym wynikiem zakończył się piątkowy mecz w Olsztynie. Po dobrej pierwszej połowie w wykonaniu piłkarzy Stomilu, w drugiej kompletnie zawiedli w obronie i przegrali z Zagłębiem Sosnowiec 2:4.

Brak trzech podstawowych piłkarzy: Tomasza Wełny, Irakliego Meschii i Grzegorza Lecha, którzy pauzowali za nadmiar żółtych kartek, był widoczny na boisku. Od pierwszych minut piątkowego spotkania olsztynianie zbyt nerwowo grali pod własną bramką i na efekty długo nie trzeba było czekać. Już w 5. minucie przyjezdni objęli prowadzenie. Olsztynianie nie potrafili przeciąć piłki lecącej w pole karne, która ostatecznie trafiła do Martina Pribuli. Pomocnik Zagłębia pewnym uderzeniem z 10. metra z łatwością pokonał Piotra Skibę. - Piłkę miał wybijać Arkadiusz Czarnecki, lecz przypadkowo zderzył się z Jarosławem Ratajczakiem [innym defensorem OKS-u - red.] - mówi Skiba, bramkarz biało-niebieskich. - Po jego niefortunnym zagraniu trafiła ona wprost pod nogi przeciwnika, którego nikt nie upilnował.

Stracony gol nie podciął jednak skrzydeł gospodarzom, którzy zaledwie osiem minut później wyrównali stan meczu. To zasługa m.in. Japończyka Tsubasy Nishiego, który wywalczył dla OKS-u rzut rożny. To właśnie po stałym fragmencie gry futbolówkę do siatki skierował obrońca Arkadiusz Czarnecki. Trzeba przyznać, że uderzenie głową olsztyńskiego zawodnika było bardzo efektowne. Zanim piłka zatrzepotała w siatce, odbiła się od poprzeczki, potem od linii bramkowej, a na koniec od pleców rozpaczliwie interweniującego Wojciecha Fabisiaka. Jak się potem okazało, to był dopiero początek piłkarskich emocji na stadionie przy alei Piłsudskiego. Po kwadransie rywalizacji Stomil prowadził już 2:1. Duży w tym udział Rafała Kujawy, który po ładnej akcji minął bramkarza Zagłębia i z ostrego kąta podał do dobrze ustawionego Dawida Szymonowicza. Młodzieżowemu reprezentantowi Polski (do lat 20) nie pozostało nic innego, jak umieścić futbolówkę w pustej bramce. - Przespaliśmy początek spotkania i przez to szybko straciliśmy bramkę - mówi Rafał Remisz, obrońca Stomilu. - Po tym zdarzeniu otrząsnęliśmy się i zaczęliśmy odrabiać straty.

Kibice, którzy piątkowy wieczór postanowili spędzić na trybunach olsztyńskiego obiektu sportowego, mogli czuć się usatysfakcjonowani postawą swoich ulubieńców. Tym bardziej że w środku pola dominowali Nishi oraz Szymonowicz, którzy kreowali wiele ofensywnych akcji. Po kilku z nich piłkarze ze stolicy Warmii i Mazur byli bliscy podwyższenia rezultatu, ale za każdym razem brakowało im skuteczności.

Kto sądził, że zespół Stomilu w drugiej połowie pójdzie za ciosem, przeżył duże rozczarowanie. Zaraz po wznowieniu gry w sytuacji sam na sam z Piotrem Skibą znalazł się Jakub Arak, który chwilę później powalony padł na murawę. I wprawdzie sędzia nie miał wątpliwości, że w polu karnym faulował bramkarz OKS-u, to o dziwo nie ukarał go nawet żółtą kartką. Pewnym egzekutorem jedenastki okazał się Sebastian Dudek i na tablicy wyników było 2:2. - Gdybyśmy mieli antidotum na utrzymanie koncentracji przez cały mecz, to wynik byłby zupełnie inny - przyznaje Skiba. - Po przerwie na boisko wyszedł zupełnie inny zespół. Przy stanie 2:1 powinniśmy uspokoić naszą grę, a nie grać otwartą piłkę.

Rzeczywiście, taktyka gospodarzy rozsypała się i z wielkim trudem przychodziło im skonstruowanie składnych akcji. Co więcej, momentami mieli problemy z wyprowadzeniem piłki ze swojej połowy boiska. Taka postawa musiała się zemścić. W 52. minucie precyzyjne podanie na 30. metrze otrzymał Martin Pribula, który rozpędzony wpadł w pole karne OKS-u i przy biernej postawie obrońców wyprowadził Zagłębie na prowadzenie 3:2. - Boli mnie brak skuteczności w naszej obronie - podkreśla Remisz. - Przez pierwsze 45 minut prezentowaliśmy się w defensywie bardzo dobrze, ale potem coś się zacięło. Zbyt łatwo traciliśmy piłkę.

Tymczasem niemoc defensywy gospodarzy trwałą. Szkoleniowiec Mirosław Jabłoński próbował ratować sytuację, ale zmiany i wprowadzenie na murawę Michała Trzeciakiewicza, Tomasza Chałasa czy Piotra Głowackiego nie pomogły. - Zagłębie dobrze wykorzystywało nasze straty w drugiej ligi. Wiedzieliśmy, że ich bronią jest kontratak, a mimo to nie potrafiliśmy ich zatrzymać - zauważa Remisz.

Jakby tego było mało, w 87. minucie Skiba po raz czwarty tego dnia musiał wyjmować futbolówkę z siatki. Strzelcem - jakby inaczej - był Martin Pribula, który tym samym ustrzelił hat-tricka i ustalił wynik spotkania na 4:2. - W przerwie meczu powiedzieliśmy sobie w szatni kilka ostrych słów i to nam pomogło. Jesteśmy szczęśliwi, ponieważ zdobyliśmy trzy punkty na bardzo trudnym terenie - kończy słowacki pomocnik sosnowiczan.

Z kolejnym rywalem, którym będzie Arka Gdynia, biało-niebiescy zmierzą się na wyjeździe 23 października.

Stomil Olsztyn - Zagłębie Sosnowiec 2:4 (2:1)

Bramki: Czarnecki 13., Szymonowicz 15., Pribula 5. 52. 87., Dudek 49. (k.)

Stomil: Skiba - Ratajczak, Remisz, Czarnecki, Bucholc - Żwir (61. Chałas), Szymonowicz, Nishi (66. Piotr Głowacki), Paweł Głowacki (55. Trzeciakiewicz), Suchocki - Kujawa.

Zagłębie: Fabisiak - Sołowiej, Sierczyński, Makowski, Ryndak - Dudek (73. Fonfara), Arak (85. Szatan), Pribula, Udovićić - Mizgała (45. Fidziukiewicz), Matusiak.

Pozostałe spotkania 13. kolejki:

- sobota: Rozwój Katowice - MKS Kluczbork (godz. 15), GKS Bełchatów - Wigry Suwałki (17), Sandecja Nowy Sącz - Miedź Legnica (17), Olimpia Grudziądz - Pogoń Siedlce (17), Bytovia Bytów - Arka Gdynia (18), Chojniczanka Chojnice - GKS Katowice (18), Dolcan Ząbki - Wisła Płock (18); - niedziela: Chrobry Głogów - Zawisza Bydgoszcz (12.45, transmisja w Polsacie Sport).

I LIGA

Więcej o piłkarzach Stomilu przeczytasz na olsztyn.sport.pl .

Więcej o:
Copyright © Agora SA