Mak wrócił po paskudnej kontuzji kolana, przeszedł operację. - Chyba muszę za siebie wziąć się na siłowni. Bo teraz to mogę schować się za... brata - uważa, widząc bliźniaka Michała, który gra w Lechii. Najważniejsze, że po kontuzji nie ma śladu, zawodnik nie boi się wdawać w dryblingi. - Jest za to kondycja do nadrobienia. W ostatnim meczu, choć grałem tylko kwadrans, parę razy po przebieżkach mnie zatkało.
W najbliższym meczu z Podbeskidziem na pewno nie zagra pauzujący za kartki Martin Nespor, więc Mak znów będzie miał szansę na grę. - Pewnie w wyjściowym składzie się nie znajdę, ale po długim okresie rekonwalescencji i siadania wyłącznie na trybunach już sama możliwość rozpoczęcia meczu na ławce jest wielką frajdą - przyznaje.