Zagłębie Sosnowiec. Prezes Marcin Jaroszewski o skoku na Ekstraklasę. "Nie dajmy się zwariować"

W Sosnowcu nie ukrywają, że pierwsza liga to tylko przystanek na drodze do celu, jakim jest Ekstraklasa. A może nie warto rozkładać planu awansu na lata i zaatakować już w pierwszym podejściu?

Jesteś kibicem z Zagłębia? Dołącz do nas na Fejsie! >>

Zagłębie, jak na beniaminka, rozpycha się w pierwszej lidze aż miło. Piłkarze od początku rozgrywek powtarzali, że nie zamierzają uczyć się pierwszej ligi, a chcą ją zdobywać. Dwie kolejne wyjazdowe wygrane w Legnicy i Katowicach pozwoliły drużynie ze Stadionu Ludowego dołączyć do ścisłej czołówki. Może więc nie warto oglądać się za siebie, tylko przypuścić szturm na Ekstraklasę już teraz?

Zagłębie po raz ostatni grało w elicie w sezonie 2007/08. To był smutny epizod. Zespół z miasta nad Brynicą był zdecydowanie najsłabszą drużyną w lidze. Sosnowiczanie wygrali tylko cztery mecze i z hukiem spadli do ligi drugiej, gdyż dodatkowo zostali ukarani degradacją o jedną klasę niżej za udział w aferze korupcyjnej.

Francesco Cimminelli to był gość!

Tak naprawdę Zagłębie w popisowy sposób zmarnowało pierwszą dekadę XXI wieku. Klub miał wtedy wiele atutów, żeby zagościć w elicie na stałe. Najważniejszym były pieniądze. Sosnowieckich piłkarzy napędzały wtedy pieniądze bogatego Włocha Francesco Cimminellego. Klub był krainą miodem i mlekiem płynącą.

Władze miasta miały wtedy pełny luz. Żadnych namolnych działaczy i kolejnych próśb o dotacje, pożyczki i zapomogi. To właśnie wtedy ówczesny prezydent Kazimierz Górski powinien wybudować nowy stadion, który pozwoliłby ugruntować pozycję Zagłębia. O stadionie jednak tylko się mówiło, a droga na skróty, którą znaczyły kolejne kupowane i sprzedawane mecze, doprowadziła Zagłębie niemal do upadku.

Teraz tak dużych pieniędzy w Sosnowcu już nie ma. Jest za to entuzjazm, który napędzają przyzwoite wyniki. Finansowe wsparcie miasta oraz wola budowy nowego stadionu.

Arkadiusz Chęciński, prezydent miasta nie ukrywa, że chce Zagłębia w elicie, a w Sosnowcu już można usłyszeć, że jeżeli zespół będzie nadal punktował tak regularnie, jak dotąd, to zimą znajdą się pieniądze na kolejne - dwa, trzy poważne wzmocnienia i zespół będzie bił się o awans.

- Jestem naprawdę dumny z tego, co do tej pory udało nam się osiągnąć. Wyniki cieszą kibiców i to jest zrozumiałe. Sam jednak patrzę na klub nie tylko przez pryzmat boiska i proszę mi wierzyć, że problemów nam nie brakuje. Deklarowanie w tej sytuacji, że naszym celem jest awans, byłoby z mojej strony niepoważne. Mamy ciekawy zespół. Chcemy wygrywać i dawać naszym kibicom powodu do dumy. Robimy spokojnie swoje - mówi prezes Marcin Jaroszewski.

Zagłębiu sprzyja fakt, że liga w tym sezonie jest wyrówna i bez żelaznych faworytów. - W tym sezonie liderowały już Chrobry Głogów i Wigry Suwałki, czyli drużyny, które są dziś za naszymi plecami. Nie dajmy się więc zwariować. Nie dokładajmy sobie na barki niepotrzebnej, dodatkowej presji - podkreśla prezes.

Tracimy wszyscy

W tym tygodniu Zagłębie wybiegnie na boisko już w piątek, gdy na Stadion Ludowy przyjedzie Bytovia Bytów (godz. 19). To już kolejny mecz, który Zagłębie organizuje w piątkowy, zamiast sobotniego wieczora. I po raz kolejny powoduje to również, że kibice muszą wybierać pomiędzy piłką nożną i hokejem. W najbliższy piątek w Sosnowcu odbędzie się bowiem również mecz Zagłębia z Podhalem Nowy Targ.

- Nie robimy tego przecież na złość kibicom. Terminy w pierwszej lidze narzuca też PZPN i telewizja. W następnej kolejce gramy w Olsztynie i termin tego meczu ustalono na piątek. I właśnie dlatego z Bytovią też zagramy w piątek, żeby zyskać jeden dzień więcej na regenerację. Ktoś może powiedzieć, że to tylko jeden dzień, a ja odpowiadam, że to aż jeden dzień. Wyjazd do Olsztyna jest trudny i daleki. Dzień spędzony w autobusie też odbija się na organizmach piłkarzy. Dlatego, jeżeli możemy zagwarantować im jeden dzień więcej na odpoczynek, to właśnie to robimy. W tej wyrównanej lidze o wynikach często decydują niuanse. To jest moim zdaniem właśnie taki szczegół, który może nam pomóc. Na przesuwaniu terminów spotkań na piątek tracą nie tylko kibice, ale i klub. Frekwencja na takich meczach jest przynajmniej o 500 osób mniejsza niż na sobotnich. Godzimy się jednak na taką stratę, bo najważniejsze jest dobro drużyny - kończy Jaroszewski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.