Grodzicki, stoper niebieskich, był wyróżniającym się graczem Ruchu podczas słabego w wykonaniu niebieskich meczu z Pogonią Szczecin. To właśnie on starał się poderwać zespół do walki, gdy rywal prowadził już 2:0. Zawodnik zaangażował się wtedy także w grę w ataku, a że w obronie też się nie oszczędzał, to skończyło się to dwoma faulami, które sędzia ukarał żółtymi kartkami.
Gdy Grodzicki schodził przed czasem do szatni, był lżony i obrażany. Usłyszał też, że ma "wypier...!". Interweniowała wtedy stadionowa ochrona, która namierzyła chamskiego kibica.
- To zdarza się już nie pierwszy raz. Uodporniłem się i za bardzo się tym nie przejmuję. Trudno jednak się z tym pogodzić. Chamstwo zawsze rodzi agresję, a tego na stadionie nikt nie chce - mówi Rafał Grodzicki, który z początkiem tego sezonu przejął kapitańską opaskę z rąk Marcina Malinowskiego.
- O tym, że nie jestem przez wszystkich na Cichej lubiany, dowiedziałem się, gdy wróciłem na ten stadion w barwach Śląska Wrocław. W czasie rozgrzewki usłyszałem wtedy od kilku osób, że jestem "sprzedawczykiem". Wiem, że za takimi chamskimi okrzykami stoi kilka osób, które dla odwagi pewnie coś tam jeszcze przed meczem wypiły. Nie szanują mnie, więc ja myślę o nich tak samo.
Część kibiców pewnie zauważyła, że po meczach na Cichej nie podchodzę z resztą piłkarzy pod trybuną krytą, żeby podziękować za wsparcie. To właśnie przez to chamstwo, przez obrażanie. Zdaję sobie sprawę, że na trybunie większość osób jest z drużyną na dobre i na złe, ale przez te chamskie jednostki nie mogę zachować się inaczej. To jest trochę tak jak z drużyną. Przegrywamy i wygrywamy razem. Co z tego, że w meczu z Pogonią ktoś zagrał lepiej, a ktoś gorzej? Zespół przegrał. W moim odczuciu podobnie jest z kibicami z krytej trybuny i sektora obok. Przez te kilka osób, które nie szanują piłkarzy, przegrani są wszyscy - mówi Grodzicki, który nie zaprasza na mecze przy Cichej swojej rodziny.
- Moja żona nie była na meczu Ruchu i nie będzie. Wyobraźmy sobie, że przychodzi na stadion z dzieckiem, a to pyta potem: "Tatusiu, a dlaczego oni na ciebie tak krzyczą?". Co ja mam mu powiedzieć? Jak to wytłumaczyć? To już wolę takich sytuacji unikać - mówi kapitan Ruchu Chorzów.
Stwórz własną drużynę i WYGRAJ LIGĘ!
Grodzicki jest za to jak najlepszego zdania o kibicach, którzy zajmują miejsce na "dziesionie", czyli sektorze dla najgłośniejszych fanów niebieskich. - Nie mam dla nich słów uznania. To są ludzie z klasą. My zawodzimy, a oni nigdy. Ostatnio pojechali za nami na Cracovię. Po dwóch przegranych meczach mieli prawo, żeby spojrzeć na nas krytycznie. Gdy szybko straciliśmy bramkę, tym bardziej. Tymczasem oni wspierali nas dopingiem do ostatniego gwizdka. Znajomi z Krakowa podchodzili potem do mnie i mówili, że nasi kibice byli niesamowici. Są niesamowici, bo są najlepsi w Polsce. Nawet gdy wysoko przegrywamy, to nie tracą w nas wiary. To są kibice na dobre i na złe. Oczywiście nie robią tego bezkrytycznie. Gdy kończy się mecz, to potrafią zrugać. Zdrowo opieprzyć. Ale to się dzieje po meczu. Tymczasem z krytej szydera płynie w czasie spotkania. Gdy zespół przegrywa czy ma chwilę słabości, to część kibiców dołuje go jeszcze bardziej. Zupełnie bez sensu - mówi Rafał Grodzicki.