Kiedy GKS Katowice awansuje do Ekstraklasy? Podyskutuj na Facebooku >>
Litwa zdecydował w poniedziałek o zamknięciu stadionu GKS Katowice na trzy mecze. Powód? Zachowanie części publiczności w trakcie ligowego meczu katowickiej drużyny z Zagłębiem Sosnowiec, który odbył się prawie dwa miesiące temu. Owszem, była pirotechnika, a w drugiej połowie sędzia na chwilę przerwał mecz, bo Blaszok i trybuna z sektorami gości zaczęły obrzucać się różnymi przedmiotami. Nie ma więc co udawać, że nie było dymów. Były.
Myślę, że gdyby Piotr Litwa był wojewodą w latach 90. i obserwował ówczesną patologię kibicowską, zwariowałby od nadmiaru wrażeń. Wojewoda w szale walki o właściwe kibicowanie zahacza jednak o groteskę. Jest bardziej gorliwy niż policja, która - co warto podkreślić - po zdarzeniach sprzed dwóch miesięcy wnioskowała jedynie o zamknięcie właśnie tych najbardziej "gorących" trybun. Tymczasem Piotr Litwa zamyka całość, bo - jak dowiedział się klub - zdaniem przedstawicieli wojewody fani, którzy w tamtym meczu siedzieli na Blaszoku, teraz mogą się przenieść i usiąść na trybunie głównej.
Z jednej strony: jakie konkretnie zapisy prawne pozwoliłyby organizatorowi odmówić wejścia na trybunę główną kibicowi, który był wcześniej na Blaszoku?
A z drugiej: dlaczego wraz z publiką, która dymiła na Blaszoku, wojewoda uderza w spokojnych widzów, którzy całymi rodzinami chodzą na Bukową, a teraz będą musieli już zostać w domu aż do końca roku?
GieKSa przyjmuje odpowiedzialność, jej działacze nie urwali się z księżyca. Szukają jednak logiki w postępowaniu wojewody i nie znajdują. Celem najważniejszym powinna być przecież organizacja bezpiecznych imprez. Czy kara, którą zastosował wojewoda, spowoduje, że odtąd będzie bezpiecznej? Tak może myśleć jedynie urzędnik, który czuje, że idą wybory.
PS Zastanawia mnie, jak wojewoda przeliczył natężenie niewłaściwych zachowań stadionowych na ilość meczów bez publiczności. Dlaczego akurat trzy spotkania, a nie dwa, pięć albo sto? Litwa powinien ten karomierz opatentować.
PS1 Jest jeden fajny sposób, dzięki któremu można sprawdzić, jak to jest z pirotechniką i kto sobie nie radzi. Można przebrać policjantów za ochroniarzy, a komendantowi oddać stanowisko dowodzenia na stadionie na mecze podwyższonego ryzyka. Ciekawe, czy "ochroniarze" zapobiegliby racowisku.