Siedem bramek przy Kałuży! Cracovia wbiła gwóźdź w trumnę mistrza

Po dwóch minutach i pięćdziesięciu sekundach można było mieć pewność, że to nie mecz jak każdy inny. Cracovia zagrała koncert na nosach piłkarzy Lecha Poznań.

Cracovia momentami biła rywali, jakby to była drużyna niedoświadczonych trampkarzy. Przed stadionem stanął efektowny autokar z napisem "Lech Poznań - mistrz Polski" i aż trudno było uwierzyć, że to ciągle aktualne hasło. Właśnie mijają cztery miesiące od dnia, w którym poznaniacy przypieczętowali zdobycie tytułu, ale ich forma z mistrzowską od dawna nie ma nic wspólnego.

W tych okolicznościach zwycięstwo Cracovii to żadna niespodzianka, ale styl rzuca na kolona. Jacek Zieliński, który przed laty z sukcesami prowadził Lecha, teraz być może przyczyni się do zwolnienia innego trenera. Z Poznania lawinowo płyną komentarze, że to mógł być ostatni mecz Macieja Skorży w roli szkoleniowca poznaniaków.

W Cracovii podobnych problemów nie ma. Wręcz przeciwnie. W niedzielę Zieliński wyszedł ze słusznego założenia, że w składzie, który wygrywa, nie ma sensu mieszać. I na boisku pojawiła się ta sama jedenastka, która w ubiegłym tygodniu przyłożyła się do zwycięstwa z Ruchem Chorzów. Ale wynik był jeszcze lepszy niż wtedy.

Mały koncert, choć nie tak efektowny jak piłkarze Cracovii, dał też... Maciej Maleńczuk. Przed meczem na żywo odśpiewał hymn Cracovii (jest jego autorem, ale przy ul. Kałuży nie pojawia się zbyt często).

Nie ma pewności, czy były wokalista Pudelsów zdążył usadowić się na trybunach, zanim Cracovia objęła prowadzenie. W 32. sekundzie(!) Bartosz Kapustka wyprzedził obrońców i uderzył z takim spokojem, jakby wcale nie miał niespełna 19 lat, tylko co najmniej o kilka więcej.

"Co tu się dzieje?!" - ktoś złapał się za głowę, bo zaraz znów piłka wpadła do siatki. Tym razem sytuację sam na sam - choć w trochę gorszym stylu - wykończył Deniss Rakels.

Lech nie tylko nie przypominał mistrza, ale czasami nawet zgranej drużyny. A Cracovia atakowała, i to w zawrotnym tempie. Przed przerwą strzeliła trzy gole, a mogła nawet pięć. Gdyby w 11. min Erik Jendriszek kopnął odrobinę wyżej, Maciej Gostomski nie sięgnąłby piłki. Innym razem bramkarz Lecha odbił mocny strzał Słowaka na rzut rożny.

Generalnie gospodarze radzili sobie z obrońcami rywali, jakby ich tam wcale nie było. Po półgodzinie wyprowadzili szybki, instruktażowy kontratak, w którym nie zgadzało się tylko jedno - Rakels nie trafił w bramkę.

Gol padł w końcu po strzale z rzutu karnego. Mateusz Cetnarski z 11 metrów uderzył dokładnie tam, gdzie nie było Gostomskiego.

Na pozytywnym wizerunku Cracovii jest też rysa, bo w obronie nie uniknęła błędów. Na początku drugiej połowy Deleu nie poradził sobie z Szymonem Pawłowskim, a Piotr Polczak nie nadążył za Kasperem Hamalainenem. Innym razem Grzegorz Sandomierski nie potrafił dogadać się ze Sretenem Sretenoviciem, a goście to wykorzystali.

Przez kilka minut drugiej połowy wydawało się, że do końca będzie gorąco, ale zapał gości trochę ostudził... sędzia. W akcji na 4:1 Cracovia znów pokazała piłkę z najwyższej półki, ale zanim Jendriszek zdobył gola, był na spalonym. Tego arbiter nie zauważył. Najmniejszych wątpliwości nie było za to, gdy Jakub Wójcicki mijał bramkarza z piłką przy nodze.

W efekcie piłkarze Cracovii spędzą co najmniej dwa tygodnie na podium ekstraklasy (liga ma przerwę na mecze reprezentacji). A w Poznaniu pewnie wybuchnie pożar.

Cracovia - Lech Poznań 5:2 (3:0)

Bramki: Kapustka (1.), Rakels (3.), Cetnarski (40., k.), Jendriszek (63.), Wójcicki (74.) - Hamalainen (56., 75.)

Cracovia: Sandomierski - Deleu, Sretenović, Polczak, Jaroszyński (87. Zjawiński) - Covilo, Dąbrowski - Rakels, Cetnarski (63. Budziński), Kapustka (71. Wójcicki) - Jendriszek

Lech: Lech: Gostomski - Kędziora (46. Jevtić), Arajuuri, Kamiński, Kadar - Trałka, Linetty - Pawłowski, Hamalainen, Gajos (73. Formella) - Robak (46. Ceesay)

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.