Lech Poznań to już nie jest marka w Europie, czyli po co był ten awans? [OPINIA]

Lech Poznań ma świetne wspomnienia z wcześniejszych występów w fazach grupowych europejskich pucharów. Obecny start raczej będzie się jednak kojarzył fatalnie, a na dodatek nie pomoże ?Kolejorzowi? wydostać się z ciężkiego kryzysu.

Rok 2008. Gol Rafała Murawskiego w ostatniej minucie dogrywki meczu z Austrią Wiedeń daje Lechowi Poznań Franciszka Smudy awans do fazy grupowej Pucharu UEFA. Potem trafienie Ivana Djurdjevicia w Rotterdamie oznacza zwycięstwo z Feyenoordem i wyjście z grupy. "Kolejorz" odpada dopiero wiosną z Udinese Calcio, ale z twarzą. Tamta przygoda z Europą zbudowała podwaliny pod zespół, który był przez blisko dwa lata najlepszy w kraju - zdobył Puchar Polski w 2009 roku i mistrzostwo rok później.

Właśnie w 2010 roku Lech Poznań znów zagrał w grupie - tym razem Ligi Europejskiej. Wyeliminował silne Dnipro Dniepropietrowsk, a potem ściągał na trybuny stadionu przy Bułgarskiej tłumy, które oglądały zwycięstwa nad Red Bullem Salzburg, Manchesterem City i remis z Juventusem Turyn, a potem także ze Sportingiem Braga. "Kolejorz" utrwalił swoją markę zespołu, który w pucharach grać potrafi. Lech Poznań w Europie - to brzmiało dumnie.

Potem jednak poznański klub wpadł w dołek, a kolejne podejścia do fazy grupowej kończyły się szybko i wstydliwie - Żalgiris Wilno, Stjarnan Gardabaer kończyły marzenia lechitów o nawiązaniu do niedawnych blasków. - Miejsce Lecha jest w Europie, bez występów w grupie klub nie zrobi kroku naprzód - przez lata szefowie "Kolejorza" zaklinali rzeczywistość.

Aż wreszcie Maciej Skorża wprowadził drużynę Lecha tam, gdzie - zgodnie z założeniami - jest jej miejsce. I co? I nagle Europa przestała się podobać poznaniakom? Żeby ratować zespół z beznadziejnej sytuacji w ekstraklasie, mecze międzynarodowe uznano za wydarzenia drugiego gatunku. Czyżby faza grupowa była potrzebna szefom "Kolejorza" tylko do tego, żeby skasować 2,4 mln euro premii za awans do Ligi Europejskiej!?

Z trudem ogląda się to, co lechici wyprawiają w niej. Z Belenenses Lizbona jeszcze grali w miarę przyzwoicie, stwarzali sytuacje bramkowe, choć rywale i tak mieli lepsze. Skończyło się bez goli. A to, że Portugalczycy nie są żadnymi asami, pokazała w czwartek Fiorentina, gdy wygrała w Lizbonie 4:0. Tego samego wieczoru poznański zespół próbował kąsać FC Basel, ale był niczym bezzębny bobas - nie był w stanie wyrządzić Szwajcarom żadnej krzywdy. Ci nie tylko wygrali 2:0, ale też upokorzyli mistrza Polski, bo zmusili go do biegania za piłką, nie pozwolili właściwie na nic i dopiero ponaglani przez zniecierpliwioną widownię strzelili drugiego gola w ostatniej minucie.

- Mam ogromny żal i niedosyt, że nie udało nam się dokończyć meczu w pełnym składzie. Mieliśmy bowiem takie założenie, żeby przetrzymać ataki gospodarzy w pierwszej połowie, a w drugiej odważniej zaatakować - mówi trener Maciej Skorża i podkreśla, że po czerwonej kartce dla Karola Linettego Lech był już właściwie bez szans: - Granie w dziesiątkę przeciwko tak dobremu zespołowi jak FC Basel okazało się zbyt trudnym zadaniem.

Wyrzucenie z boiska młodego pomocnika "Kolejorza" niepotrzebnie rozmywa obraz Lecha z czwartku. Nawet w kompletnym składzie lechici byli w stanie jedynie bronić się w mniej lub raczej bardziej rozpaczliwy sposób. Spuszczona głowa trenera Skorży i miny bezradnych piłkarzy mówią wszystko - dla tej drużyny nawiązanie walki z silnym - to trzeba oddać - zespołem z Bazylei było niewykonalne.

A przecież jeszcze w sierpniu mistrzowie Polski potrafili grać tu odważnie. Już wtedy mieli problemy w lidze, ale na St. Jakob Park byli dzielni, odważni i agresywni (choć nieskuteczni). Taka postawa piłkarzy miała prawo utrzymywać drużynę przy życiu, podtrzymywać nadzieje kibiców. Teraz występy w europejskich pucharach nie są żadną nagrodą (a przecież taka miały być, gdy nie udało się zagrać w Champions League!), żadną odskocznią od problemów w ekstraklasie. Stają się kolejnym ciężarem, który ciągnie Lecha Poznań na dno.

- Dwa najbliższe mecze z Fiorentiną wyjaśnią, czy będziemy jeszcze walczyć o awans z grupy. Jeżeli chcemy o nim myśleć, to musimy wspiąć się na wyżyny, grać i zdobywać punkty z Fiorentiną - mówi trener Maciej Skorża. Lech jest jednak w takiej depresji, że wzbicie się teraz na szczyty możliwości w ciągu miesiąca wydaje się zupełną abstrakcją.

I tak oto występy grupowe "Kolejorza" w europejskich pucharach - do niedawna powód do dumy klubu i kibiców, teraz stają się kolejną areną, na której drużyna pokazuje swoją nieudolność i ograniczone możliwości. A nastroje, w jakich piłkarze opuszczali Bazyleę raczej nie pozwalają mieć nadziei, że w niedzielę z Cracovią będzie lepiej. Lech Poznań może więc na dłużej ugrzęznąć w strefie spadkowej ekstraklasy, co oznaczałoby, że strategia ratowania ligi kosztem pucharów zostanie ostatecznie skompromitowana.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.