Henryk Zakrzewicz, popularny Luluś, był kiedyś jednym z najbogatszych poznaniaków i głównych sponsorów poznańskiego Lecha. Przypisuje mu się m.in. sprowadzenie z Legii do "Kolejorza" Mirosława Okońskiego. Dzisiaj, choć nie ma już wielkich pieniędzy, niemal codziennie przychodzi na stadion przy Bułgarskiej, by z boku obserwować trening i funkcjonowanie klubu.
- Jak sprowadzaliśmy Mirka Okońskiego do Poznania, to pomógł nam Kaziu Górski. Poszedł do generała, bo "Okoń" miał jeszcze rok służby do odbycia, i powiedział, że z niewolnika nie ma zawodnika. I "Okonia" puścili - wspomina Luluś.
Były sponsor szczególnie dobrze wspomina dwóch piłkarzy Lecha - Okońskiego i Semira Stilicia. - Semir to był Paganini piłki! Nie wiem, jak można było kogoś takiego oddać za darmo - przyznaje.
Najlepszym trenerem był dla niego Wojciech Łazarek. - Kiedyś lechici przegrali z Wisłą 0:6. Gdy wrócili do Poznania, zebraliśmy się wszyscy sponsorzy i chcieliśmy zwolnić Łazarka. Ale jak zobaczyliśmy piłkarzy, jak wychodzą z Lasku Marcelińskiego, to zmieniliśmy zdanie. Wyglądali jak górnicy! To był trener, miał swoje zdanie, z zasadami. Do wieczora kazał im trenować, a jak któryś zrobił coś źle, nawet Okoński, to musiał pompki robić. Nie to co dzisiaj, przegrywają i nic z tego - denerwował się Zakrzewicz.
Luluś wspomina też, że kiedyś wraz z innymi sponsorami próbowali rozpijać piłkarzy drużyny przeciwnej przed meczem. - Raz tak zrobiliśmy, przed meczem ze Stalą Mielec, ale się przejechaliśmy. Lato nie przyszedł, ale przyszedł Szarmach. Były kabanosy, dziewczyny tańczyły, Piekiełko (miejsce imprezy - przyp. red.) specjalnie czynne do piątej rano. I co? Pojechaliśmy na mecz, a tam 0:2. Szarmach dwa gole strzelił - wspomina Zakrzewicz.
Wszystkie opowieści Henryka Zakrzewicza m.in. o Lechu Poznań, Wojciechu Łazarku, korupcji w futbolu, działaczach i młodych piłkarzach można obejrzeć poniżej: