Napastnik Cracovii o golach Roberta Lewandowskiego: To był wyczyn z innej planety [WYWIAD]

- W wieku 18 lat zdobyłem hat tricka w kilka minut, ale to, co zrobił Robert Lewandowski... masakra! - kręci głową Erik Jendriszek, napastnik Cracovii.

Chcesz więcej? Polub Kraków - Sport.plJarosław K. Kowal: Zdobył pan kiedyś pięć goli w dziewięć minut?

Erik Jendriszek: Do teraz nie mogę uwierzyć, że to możliwe. Kiedy Lewandowski strzelał, byliśmy w drodze powrotnej z Katowic [Cracovia grała z GKS-em w Pucharze Polski - przyp. red.]. Patrzymy na wynik: 3:1 i trzy bramki Roberta. Zaraz 4:1, więc wszyscy mówią: "wow". A po chwili już pięć. Szybko policzyliśmy, że to wszystko trwało dziewięć minut. Masakra! Coś takiego zdarza się raz w życiu. Długo nikt nie przebije tego wyniku.

Śledzi pan w ogóle jeszcze, co się dzieje w lidze niemieckiej?

- Tak. Jestem na bieżąco.

I co mówią o Lewandowskim?

- Chyba to samo co tutaj. Że to był wyczyn z innej planety. Chyba nie tylko w Polsce i w Niemczech o tym się rozmawia. Na całym świecie podkreślają, że to historyczna sprawa.

A jakie było pana największe osiągnięcie jako napastnika?

- Nie chcę skłamać, bo pewny nie jestem, ale chyba wyrównałem rekord, jeśli chodzi o najszybciej zdobytego hat tricka w lidze słowackiej [jako piłkarz MFK Rużomberok - przyp. red.]. A może brakło mi sekundy? Trzy gole zdobyłem w sześć, może siedem minut. W każdym razie miałem 18 lat, dopiero wchodziłem do ekstraklasy. Pamiętam, że mieliśmy za sobą serię meczów bez zwycięstwa, a tamten wygraliśmy 6:0. Starsi zawodnicy namówili mnie nawet, bym wykonał rzut karny, choć w normalnych okolicznościach strzelałby ktoś inny. Dla mnie to było coś niesamowitego, choć nie tylko ja zdobyłem w tym meczu hat tricka. Trzy bramki strzelił też... jeden ze stoperów.

Pewnie od razu zrobiło się o panu głośno?

- Potem, w wieku 19 lat, zostałem królem strzelców i to pozwoliło mi na transfer do Bundesligi.

Przygodę z Niemcami ocenia pan na plus?

- Oczywiście! Nigdy bym się nie spodziewał, że w lidze niemieckiej spędzę siedem lat!

Nie żałuje pan, że w Bundeslidze udało się strzelić tylko dwa gole?

- Oczywiście najlepiej było w Kaiserslautern, na zapleczu ekstraklasy. W Bundeslidze nie zawsze grałem jako wysunięty napastnik, częściej jako skrzydłowy, i nie strzeliłem tyle, ile by się chciało. Z drugiej strony trudno jest zdobywać bramki w takich zespołach jak Freiburg. Gramy z Bayernem i z bezbramkowego remisu musimy się cieszyć. Lewandowskiemu też byłoby trudniej o gole, gdyby był piłkarzem np. FC Ingolstadt.

Jaki był najlepszy piłkarz, przeciwko któremu pan grał?

- Było wielu dobrych. Bardzo podobała mi się gra Antonio Di Natale, spotkałem się z nim na mistrzostwach świata w 2010 r. To supertalent! W dodatku nie ma na świecie wielu takich jak on. Pewnie miał wiele okazji, by odejść do najlepszych drużyn, a jednak został w Udinese na lata i regularnie strzela po 20 bramek w sezonie.

Kiedy grałem we Freiburgu, Mario Gomez strzelił nam cztery bramki. To świetny napastnik, który jednak w Bayernie nie wytrzymał zbyt długo. Za to Lewandowski się tam zadomowił i pewnie zostanie na parę lat. Jak kiedyś Giovane Elber!

Kogo pan podziwiał w dzieciństwie?

- Najbardziej Ronaldo, tego z Brazylii. Co to był za piłkarz! Technika, szybkość... I co mecz, to bramka. Sam od zawsze byłem napastnikiem. Kiedy grałem w Schalke, były pomysły, by przesunąć mnie na lewą obronę, ale wtedy chyba nie miałbym takiej przyjemności z gry.

Wymienia się pan koszulkami z bardziej utytułowanymi rywalami?

- Mam ich tylko kilka. Nie jestem typem piłkarza, który od razu po meczu zawraca sobie głowę takimi rzeczami. Najczęściej zamieniam się ze Słowakami. Ale mam też koszulkę Lucasa Podolskiego i Fabio Cannavaro. Graliśmy kiedyś z San Marino i jeden z rywali zapytał, czy możemy się wymienić. Od razu się zgodziłem, bo to w pewnym sensie okazanie szacunku przeciwnikowi.

Czego nauczył się pan od Raula?

- Trudno jednoznacznie powiedzieć. Raul to najinteligentniejszy piłkarz, jakiego widziałem. Czasem robił coś, na co nikt inny nawet nie wpadł. Wszyscy w Schalke wiedzieli, co osiągnął, i okazywali mu szacunek. Kiedy taki gość mówi, to wszyscy słuchają.

Na początku, zanim znaleźliśmy mieszkania, nocowaliśmy w hotelu. Pamiętam taką sytuację: Raul był w Gelsenkirchen dopiero od tygodnia, więc powiedziałem mu: "No dobra, wypłaty nie dostałeś, to ja zapłacę za obiad". Trochę się pośmialiśmy, a on nie dał po sobie poznać, że jest lepszy, bardziej znany. Następnym razem on płacił.

Kto dziś jest najlepszym napastnikiem na świecie? Załóżmy, że Messi i Ronaldo się nie liczą.

- Kto wie, może właśnie Lewandowski? Przychodzi mi do głowy też Mario Mandżukić. Ale najbardziej cenię chyba Sergio Aguero. Nie jest wysoki, wbrew temu, jak stereotypowo wygląda środkowy napastnik, ale mam do niego szacunek. Tyle bramek zdobywać, i to w tak dobrych zespołach! Obecnie w najwyższej formie jest jednak Lewandowski. Co do tego nie ma wątpliwości.

Liczy pan jeszcze, że pojedzie za rok na mistrzostwa Europy?

- Mam nadzieję, że Słowacja zagra na Euro, ale o wyjazd na pewno nie będzie mi łatwo. Inni piłkarze walczyli o awans i trzeba to uszanować. Tym bardziej że wiem, jak było, kiedy przed pięcioma laty jechaliśmy na mistrzostwa świata. Ale mała szansa jest, więc będę walczył. Może ktoś dozna kontuzji, a ja będę w dobrej formie? Wobec siebie jestem jednak krytyczny i na razie jeszcze nie czuję, bym zasługiwał na grę w reprezentacji.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.