Gdy kontuzji nabawił się Wladimer Dwaliszwili, przygotowany do wejścia był już Takuya Murayama. Trener w ostatniej chwili zmienił jednak decyzję i desygnował do gry Miłosza Przybeckiego. - Uznaliśmy, że będziemy potrzebować innych parametrów, przede wszystkim do gry w defensywie - mówi trener Czesław Michniewicz.
Gdyby jednak szkoleniowiec Pogoni zdecydował się na Japończyka, portowcy musieliby grać w dziesiątkę trochę dłużej. - "Taku" i tak od razu nie mógłby wejść, ponieważ okazało się, że on też zapomniał koszulki. Michał Walski okazał się więc małym bohaterem, bo biegł po nią - tłumaczy Michniewicz, który znalazł też sposób na rozwiązanie tego problemu w przyszłości. - Przydałby się więc nowy stadion, żeby nie trzeba było tak daleko biegać. Z takich błahych powodów straciliśmy trochę czasu i musieliśmy grać dłużej w osłabieniu.
Koszulkowe zamieszanie nie było jedynym niecodziennym wydarzeniem w czasie poniedziałkowego meczu. Łukasz Zwoliński podszedł bowiem do rzutu karnego, do którego wyznaczony nie był, i przestrzelił. Czesław Michniewicz pastwić nad "Zwolakiem" się jednak nie będzie: - Porozmawialiśmy o tym w formie żartu w czasie treningu, ale na poważniejsze rozmowy nie było czasu. Myślę, że teraz nadarzy się taka okazja w trakcie przedmeczowego zgrupowania.
Szkoleniowiec Pogoni nie miał pretensji za pudło, tylko za zaburzenie ustalonej wcześniej kolejności. Michniewicz w żartach wspominał po meczu, że przed Zwolińskim w kolejności wykonywania karnych jest nawet magazynier. - Z jednej strony można postrzegać to jako plus, że nie boi się wziąć odpowiedzialność, ale z drugiej strony istotny jest też rozsądek i gradacja, którą ustalamy. Nie chodzi o to, że nie strzelił, bo to się zdarza, ale mamy ustaloną kolejność piłkarzy, którzy wykonują rzuty karne. Wygraliśmy, więc to szybko pójdzie w zapomnienie i nie będzie to bolesna lekcja - kończy opiekun Pogoni.