GKS Katowice. Adrian Napierała: Chcę być kiedyś trenerem GieKSy. I to w ekstraklasie ! [ROZMOWA]

- Od ilu lat w GKS-ie jest dobra sytuacja finansowa? Od dwóch? Dlatego nie mówmy, że klub o awans do ekstraklasy bije się od dawna - uważa Adrian Napierała, jeszcze niedawno czołowy obrońca GKS-u Katowice, a dzisiaj drugi trener jego rezerw.

Kiedy GKS Katowice awansuje do ekstraklasy? Podyskutuj na Facebooku >>

Kamil Kwaśniewski: Ma pan 33 lata. Nie za wcześnie na tę trenerkę?

Adrian Napierała: Może i za wcześnie, ale chciałem się ustatkować. Przede wszystkim dla dzieci. Syn poszedł do pierwszej klasy, córa - do szóstej.

Na boisku zaczynał pan odstawać?

- Nie, ale ofert z pierwszej ligi brakowało. Były tylko z drugiej. Jasne, mogłem się na którąś skusić, ale ile jeszcze miałbym przed sobą tego grania? Pewnie znów wyjechałbym gdzieś na rok, a później kolejna przeprowadzka. Wcześniej było ich już dziesięć, więc oboje z żoną mieliśmy tego powoli dość. Powiedzieliśmy sobie, że zostajemy na Śląsku.

Propozycja z Katowic przyszła więc w idealnym momencie.

- Już rok wcześniej prezes Cygan chciał, żebym poszedł w trenerkę. Wtedy chodziło o łączenie jej z występami, choć już nie w pierwszym zespole, ale w rezerwach. Postanowiłem jednak, że jeszcze chwilę pogram na wyższym poziomie, zwłaszcza że Puszcza Niepołomice zaoferowała mi dobre warunki. No, tylko na boisku nie wyszło. Przyszli Zbyszek Zakrzewski, Piotrek Madejski czy Witek Cichy i mieliśmy grać o pierwszą ligę, a skończyło się walką o utrzymanie. Chociaż w klubie byli ze mnie zadowoleni. Dostałem nawet ofertę nowego kontraktu, ale już na zdecydowanie słabszych warunkach. To dlatego, że klub musiał zacząć oszczędzać. W ogóle piłkarzowi w Polsce coraz trudniej o dobrą pracę. Do ekstraklasy lawinowo ściąga się Czechów, Słowaków czy Chorwatów, więc tym średnim Polakom zostaje co najwyżej pierwsza liga. A będzie coraz trudniej. Przecież Słowaka czy Czecha zadowoli już średnia pensja.

Polscy piłkarze przesadzają z oczekiwaniami.

- Może tak być, chociaż ktoś ich przecież do tego przyzwyczaił.

Wróćmy do pana. Gdyby miał pan ocenić swoją karierę w szkolnej skali, to...

- ...wystawiłbym sobie trzy z plusem, może naciągane cztery z minusem.

Jak na wicemistrza Europy U-16 i mistrza Europy U-18 mogło być zdecydowanie lepiej.

- Mam dwójkę dzieci, jest z czego żyć. Nie narzekam. Jasne, że w futbolu mogłem osiągnąć więcej, ale nie każdemu wychodzi.

Dlaczego więc panu nie wyszło?

- Mogłem dokonać kilku innych wyborów. Trafiłbym do ekstraklasy szybciej, ale nie chciałem zmienić klubu, bo jeszcze się uczyłem. Wiadomo, matura najważniejsza. Chociaż dziś to tylko gdybanie. Wolę cieszyć się tym, co mam. Zwłaszcza że w GieKSie zawsze czułem się dobrze.

Skąd to przywiązanie do katowickiego klubu?

- Byłem w kilku innych i w żadnym nie zaaklimatyzowałem się tak dobrze. Tu wypracowałem sobie nazwisko jako zawodnik, teraz chcę to zrobić jako trener.

Celem jest pierwsza drużyna?

- Oczywiście. I to w ekstraklasie! Jako zawodnik dostać się tam z GKS-em nie dałem rady, więc może kiedyś w nowej roli?

Oby. Jakim jest pan trenerem? Grając w GKS-ie, uchodził pan za walczaka.

- Musiałby pan zapytać chłopaków, bo samemu trudno mi jeszcze powiedzieć. Trenerem jestem ledwie trzy miesiące, to dopiero początek tej drogi.

Zdążył się pan już przekonać, że w Polsce piłkarz pierwszej drużyny, który zostaje oddelegowany do meczu rezerw, często podchodzi do tego lekceważąco?

- Chłopcy z "jedynki" grają u nas regularnie, ale nie mogę powiedzieć o nich nawet jednego złego słowa. Dają z siebie maksa.

O pierwszoligowej drużynie powie pan to samo? W Katowicach na ekstraklasę czeka się już 10 lat, a i początek tego sezonu optymizmem nie nastraja.

- Ale od ilu lat w GKS-ie jest dobra sytuacja finansowa? Od dwóch? Pamiętajmy o tym, co było wcześniej. Spadek z ekstraklasy, ratunek ze strony kibiców, start w czwartej lidze. Nazwa i tradycja były co prawda te same, ale klub właściwie powstawał na nowo. Dlatego nie mówmy, że GieKSa o awans bije się od dawna. Tak naprawdę celuje w niego od dwóch lat.

Kiedy pan pojawił się na Bukowej - a było to w 2008 roku - hasło "awans" też padało.

- Padało, ale prawie nikt nie wiedział, jaka jest faktyczna sytuacja klubu. Kibicom pozwolono wierzyć, że finansowo i organizacyjnie jest OK. Ściągnięto 12 zawodników, a po pół roku okazało się, że nie ma pieniędzy. Szkoda, bo myślę, że gdyby trener Nawałka nie odszedł, ten awans rzeczywiście byśmy ugrali. Po rundzie jesiennej mieliśmy tylko pięć punktów straty do miejsca premiowanego awansem.

Więcej o: