To był jeden z najbardziej porywających meczów Lecha Poznań w europejskich pucharach. Zespół prowadzony przez Franciszka Smudę awansował do fazy grupowej Pucharu UEFA, a w drugiej rundzie zmierzył się u siebie z Grasshopperem Zurych. Polski zespół zagrał kapitalnie w sierpniowy wieczór. Wygrał 6:0 po dwóch golach Roberta Lewandowskiego oraz trafieniach Hernana Rengifo, Dimitrije Injaca, Sławomira Peszki i trafieniu samobójczym Szwajcarów.
W bramce Lecha Poznań stał Krzysztof Kotorowski, który do dziś gra w klubie. Natomiast w ekipie gości w pierwszym składzie wyszedł (i został zmieniony w przerwie) Davide Calla, dziś pomocnik FC Basel. - Oczywiście, że pamiętam tamto spotkanie i nie są to dobre wspomnienia - mówi 30-letni dziś pomocnik.
Davide Calla zdążył już zrewanżować się poznaniakom za tamten pogrom. W lipcu i sierpniu zagrał w obu meczach przeciwko Lechowi, w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Przy Bułgarskiej zdobył nawet bramkę na 3:1 dla swojej drużyny. Teraz pomocnik Szwajcarów przyznaje, że w obu tegorocznych meczach ekipie FC Basel sprzyjało nieco szczęścia. - Wynik 1:0 w rewanżu tylko po części oddaje to, co działo się na boisku. Podobnie było w Poznaniu. Szczęście było jednak z nami - uważa Davide Calla i dodaje: - Dlatego spodziewamy się tu bardzo trudnego meczu i szykujemy się na to, że trzeba będzie ciężko zapracować na dobry wynik.
Pomocnik FC Basel zdradza, że akurat dla niego futbol schodzi w ostatnich dniach na dalszy plan. - Oczywiście szykuję się do meczu z Lechem, ale nie wiem, czy zagram. Myślę, że trener mi to wybaczy, jeśli nie będę w stanie wystąpić. Moja żona jest w ciąży, a termin urodzenia dziecka jest wyznaczony na 20 października. W każdej chwili może się jednak okazać, że zamiast na stadion pojadę do szpitala.
Trener Urs Fischer zdradził, że decyzję dotyczącą gry w meczu z Lechem pozostawi samemu zawodnikowi, o ile oczywiście żona Davide Calli zacznie rodzić w środę lub czwarte. - Jestem gotów zwolnić go z tego meczu - mówi szkoleniowiec.