Urodzony na wodzie. Kajakarz ze Szczawnicy walczy dla Zawiszy

Trenuje go jeden z czterech braci, a na wodzie ściga się jeszcze z dwoma innymi. Łódki produkuje ojciec, a siostra może pomóc w razie potrzeby jako fizjoterapeuta. Mateusz Polaczyk i jego rodzinny klan ze Szczawnicy, zdobyli dla Bydgoszczy srebrny medal mistrzostw świata.

Jesteś kibicem z Bydgoszczy? Dyskutuj i dołącz do nas na Facebooku Sport.pl Bydgoszcz

Mateusz Polaczyk - lat 27, góral ze Szczawnicy. Dwukrotny wicemistrz świata w slalomie w kajakarstwie górskim. Drugi srebrny medal zdobył w tym roku, dla Zawiszy. Do bydgoskiego klubu trafił trzy lata temu. Jest zawodowym żołnierzem, członkiem Wojskowego Zespołu Sportowego działającego przy bydgoskim klubie. - To ja wymyśliłem, żeby rodzinę Polaczyków ściągnąć znad Dunajca do nas. Nie żałuję tego - mówi wiceprezes Zawiszy Waldemar Keister.

Dom na brzegu rzeki

Piętrowy dom Polaczyków stoi w Szczawnicy 30 metrów od brzegu Dunajca. Wystarczy tylko przeskoczyć wąską drogę, żeby z kajakiem znaleźć się w wodzie. - Miałem sześć lat, kiedy po raz pierwszy spróbowałem się z rzeką i jej siłą - opowiada Mateusz Polaczyk.

Dzieciak ze Szczawnicy nie miał żadnych szans, żeby było inaczej. - Było nas w domu wielu i tata musiał nam znaleźć jakieś zajęcie. A że sam startował w kajakach, wybór był prosty. Wszyscy zostaliśmy kajakarzami - mówi wicemistrz świata.

Mateusz ma czterech braci i dwie siostry. Każde z nich uprawiało górską odmianą kajakarstwa, w której zawodnik musi pokonać ustawione w rwącej wodzie bramki. Liczy się czas i precyzja przejazdu, bo za każde dotknięcie bramki dostaje się rzuty karne.

- Wszyscy odnosiliśmy pewne sukcesy i byliśmy reprezentantami kraju. Swój pierwszy medal pamiętam jakby to było wczoraj, choć minęło już 13 lat. Nie był złoty, ale na osłodę zostało mi, że przegrałem wtedy ze starszym bratem - mówi kajakarz Zawiszy.

Ciągle pływają jeszcze Rafał i Grzegorz. Trenerem Mateusza jest brat, Henryk - To bardzo dobry, domowy układ. Sprawdza się jak widać - opowiada zawodnik.

Flesz śmiga na wodzie

Na czele rodziny stoi tata. Krzysztof Polaczyk jest konstruktorem i budowniczym kajaków. W warsztacie na parterze swego domu w Szczawnicy tworzy także łodzie specjalnie dla synów. Mateusz wygrał srebro na ostatnich mistrzostwach świata rozgrywanych na olimpijskim torze w Londynie na kajaku o nazwie "Flesz".

- Tata zbudował dla mnie tę nową łódkę. Ze starej zostawiłem sobie siedzenie. Flesz jest idealnie dopasowany i bardzo lekki. Waży tylko 6 kilogramów - mówi sportowiec Zawiszy. Aby można było na niej popłynąć, trzeba ją dociążyć do 8 kilogramów. To minimalna waga kajaka. - Im lżejsza łódka, tym lepiej. Dokładam balast i można sobie ułożyć punkt ciężkości w odpowiednim miejscu. Musi być jak najbliżej ciała. Wtedy kajak błyskawicznie reaguje na ruch wiosła - wyjaśnia Mateusz.

Najprawdopodobniej we "Fleszu" popłynie za rok po medal igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Za kilka tygodni polscy reprezentanci polecą do Brazylii, żeby poznać tor, na którym zostaną rozegrane konkurencje kajakarstwa górskiego. Od jego specyfiki wiele zależy. Kajakarze muszą "poczuć" wodę i rozpoznać wszystkie pułapki na torze. - Nie wiemy, czego się spodziewać. Ostateczna wersja toru musi zostać zakończona w kwietniu przyszłego roku. Potem nie można już robić zmian. Sam lubię "dużą" wodę, na której trzeba się wykazać. Podobna była na olimpiadzie w Londynie - mówi Polaczyk.

Kajakarz Zawiszy zajął wówczas czwarte miejsce. Do brązowego medalu zabrakło mu 1,23 sekundy.

- Chciałbym zapomnieć o tej sekundzie i kilku dziesiętnych. Dziennikarze ciągle jednak o nie pytają. Ale na szczęście przypominam o nich sobie tylko wtedy. Nie rozpamiętuję tamtego startu w Londynie. Patrzę do przodu. Teraz w kierunku mojej drugiej szansy olimpijskiej w Rio - obiecuje 27-latek ze Szczawnicy, jedna z największych nadziei Bydgoszczy i Zawiszy na olimpijski medal.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.