Piast Gliwice. Jeden wybił się z biedy, drugi kocha życie, trzeci jest poliglotą. Takich piłkarzy lidera nie znacie!

Adam Fudali, kierownik Piasta Gliwice - specjalnie dla SLASK.SPORT.PL - opowiedział, jacy są poza boiskiem piłkarze lidera ekstraklasy. Kto dzwoni do niego po nocach? Kto jest zbyt grzeczny? Sprawdźcie sami.

Chcesz współtworzyć nasz portal? Polub nas na Fejsie >>

Piast Gliwice notuje bardzo udany początek sezonu. Zespół, który w minionym sezonie walczył o utrzymanie, dziś przewodzi rozgrywkom. Kto tego dokonał?

Jakub SZMATUŁA. Bardzo rodzinny facet, zwłaszcza że w zeszłym roku urodziła się mu córka. Dla niego i żony to była wielka radość. Generalnie jest spokojnym człowiekiem, ale z bardzo mocnym charakterem. Można z nim pogadać na każdy temat.

Marcin PIETROWSKI. Znam go krótko, ale od razu widać, że to prawdziwy profesjonalista. Dla niego trening nie jest tylko przerywnikiem między innymi zajęciami. Wręcz przeciwnie, naprawdę poświęca się piłce. To dlatego tak wiele wie na temat odpowiedniego sposobu odżywiania.

HEBERT. Wywodzi się z faweli [tak w Brazylii nazywa się część miasta zamieszkaną przez najbiedniejszych - dop. red.]. Łatwo w domu nie miał, ale wykorzystał swoją szansę w futbolu. On daje mu nie tylko chleb, ale i ogromną radość. W ogóle Hebert to - jak większość Brazylijczyków - bardzo uśmiechnięty człowiek. Wie, że może na mnie liczyć, więc zdarza mu się zadzwonić o bardzo różnych porach dnia i nocy (śmiech). "Adam, pomóż!". A ja nie mam z tym żadnego problemu, już przywykłem.

Kornel OSYRA. Młody chłopak, ale z niezwykle twardym charakterem. Swoje w Piaście przeszedł, bo przez pierwsze miesiące było mu bardzo trudno się przebić. Chociaż rok spędził praktycznie wyłącznie na chodzeniu na akcje marketingowe, ani razu nie usłyszałem od niego, że mu się nie chce. Robił swoje i dzisiaj jest podstawowym zawodnikiem. Po zwycięskich meczach pełni rolę naszego "głośnika". Jak ryknie, to naprawdę jest moc.

Uros KORUN. Poliglota. Świetnie mówi po angielsku, zna języki krajów byłej Jugosławii. Bardzo uprzejmy i skromny facet. Ostatnim, co można by o nim powiedzieć, jest to, że gwiazdorzy.

Patrik MRAZ. Imponuje znajomością polskiego. Nasz kraj wyraźnie mu odpowiada. Bardzo pozytywna postać, dobry duch szatni. Jeden z tych, którzy mają największy wpływ na to, że ta w tak krótkim czasie stała się prawdziwym kolektywem.

Radosław MURAWSKI. Pamiętam go jeszcze jako młokosa, który nosił sprzęt. Nosił i nie narzekał. Czasem trzeba go trochę "podkręcić", ale to chłopak, który ma naprawdę poukładane w głowie. Szacunek za to, jak szybko dojrzał. Mam wrażenie, że drogę od tego nastolatka, który dźwigał worek z piłkami, do kapitana, przebył w pięć minut (śmiech).

Kamil VACEK. Kiedy gra, widać po nim, że był już w naprawdę dużych klubach. Na co dzień jednak to bardzo pokorny człowiek. Mógłby przyjść i powiedzieć: "Grałem w Sparcie Praga i Chievo Werona, więc teraz wszystko ma być tak, jak ja chcę", a jest zupełnie odwrotnie. Musiałem mu tłumaczyć, że kiedy chce wejść do pokoju kierownika, nie musi pukać, a potem czekać za drzwiami. - Kamil, wchodź od razu! Jestem tu przecież dla was - powtarzałem. Sam o sobie mówi, że kocha życie. Wiecznie uśmiechnięty, znajduje pozytywy dosłownie w każdej sytuacji.

Bartosz SZELIGA. Góral z Nowego Sącza, niesamowity walczak. Jak to mówią - wsadzi głowę tam, gdzie inny nie wsadzi nogi. Tak zresztą nabawił się kontuzji. Poza boiskiem to "bracik" Radka Murawskiego.

Sasa ZIVEC. W końcu się otworzył. Myślę, że bardzo pomogło mu przyjście Koruna, który też przecież jest Słoweńcem. Wcześniej po Sasie - mimo że grał bardzo dobrze - widać było, jak trudno młodemu człowiekowi wyjechać tak nagle do obcego kraju. Kiedy strzelił swojego pierwszego gola w ekstraklasie - w meczu z Górnikiem - cieszyliśmy się jak dzieci. Wszyscy mu tej bramki życzyliśmy.

Gerard BADIA. Człowiek z rodzaju "do rany przyłóż". Kiedyś siedzieliśmy w restauracji, podszedł do niego kibic i rozmawiali bardzo długo, mimo że kibic nie znał hiszpańskiego, a i Badia po polsku dogadać się jeszcze nie potrafi. Nie wiem, jakim cudem, ale rozmawiali! Śmiali się, przybijali piątki. Kiedy proszę go o udział w jakiejś akcji marketingowej klubu, nie odmówi. No, jest jeden wyjątek - gdy odwiedzają go żona z dzieckiem, bo Gerard to kolejny bardzo rodzinny facet.

Martin NESPOR. Więcej niż ambitny. Potrafi przyjść na trening dwie godziny przed jego rozpoczęciem. Kiedy wykona ćwiczenia, które zaplanował trener, lubi dorzucić sobie coś ekstra. A reszta chłopaków to widzi i stara się naśladować. Martin ich nakręca.

Josip BARISIĆ. Nie można nazwać go gadułą. Ba, to właściwie człowiek jednego zdania. Jest jednak tak konkretny, że w tym jednym zdaniu potrafi zawrzeć kilka myśli. To na swój sposób niesamowite. Rzadko spotyka się takich ludzi.

ŚLĄSK.SPORT.PL na Twitterze. Obserwujesz? >>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.