Krzysztof Cegielski: Awans Unii Leszno do finału nie jest zaskoczeniem. Betard przed sezonem nie był wymieniany w gronie faworytów, a przynajmniej na papierze było kilka mocniejszych drużyn. Patrząc jednak z perspektywy całego sezonu, obecność wrocławian w finale nikogo nie powinna dziwić. To bardzo ciekawy zespół. Mają lidera Taia Woffindena, pewnie zmierzającego po mistrzostwo świata. Do tego jeszcze Maćka Janowskiego, który także należy do ścisłej światowej czołówki, oraz świetnego juniora Maksa Drabika. Można powiedzieć, że to kompletna ekipa.
Przed sezonem Betard był dużą niewiadomą, do tego miał dość specyficzny terminarz, bo część spotkań ze względu na remont Stadionu Olimpijskiego musiał jechać poza Wrocławiem. Jednak zespół Piotra Barona maksymalnie wykorzystał spotkania na własnym torze, zapewniając sobie spory handicap. Para półfinałowa także ułożyła się szczęśliwe, a wrocławianie w półfinle wykazali się większą determinacją niż Unia Tarnów, dlatego pojadą po złoto.
- W tym sezonie liga była bardzo wyrównana, każdy mógł wygrać z każdym. O zwycięstwach decydowały szczegóły. Nie było takich zespołów jak jeszcze niedawno Gorzów czy Częstochowa, które były dostarczycielami punktów. Leszno w sezonie zasadniczym odskoczyło znacznie reszcie stawki, a pozostałe drużyny walczyły o pierwszą czwórkę. Betard się wyróżniał, kapitalnie jeździł u siebie, gdzie przegrał tylko jedno spotkanie, a do tego zdobywał niezwykle cenne bonusy. W tym samym czasie zespoły z Zielonej Góry i Gorzowa Wielkopolskiego miały swoje problemy.
W tym sezonie we Wrocławiu wszyscy wykonali świetną robotę, począwszy od zawodników, przez trenera, mechaników, cały sztab i kierownictwo. Widać, że jest to zespół zbudowany i prowadzony z pomysłem.
- Od tych zawodników będzie zależało bardzo wiele. To największe gwiazdy i jednocześnie konie napędowe swoich zespołów. Woffinden w tym sezonie pewnie zmierza po tytuł mistrza świata. Pedersen w trakcie sezonu miał co prawda zadyszkę i pozasportowe problemy, ale znów jest szybki. Zapowiada się ciekawa rywalizacja, a kibice już pewnie ostrzą sobie na nią zęby. Przed wrocławianami niezwykle trudne zadanie. Dla zespołu z Leszna porażka w finale będzie katastrofą.
- Rzeczywiście, Pedersen nie przynosi szczęścia swoim drużynom. W ostatnich latach można było zauważyć zależność, że drużyna, która wygrywała sezon zasadniczy, nie zdobywała później mistrzostwa. Presja jest teraz po stronie Unii, która złoto po prostu wygrać musi. Betard już osiągnął ogromny sukces, ale jestem przekonany, że w finale tanio skóry nie sprzeda.
- Maks jest objawieniem sezonu. Wszyscy w środowisku są pozytywnie zaskoczeni jego postawą. Oczywiście Maks, podobnie jak jego tata, mówi, że wysoka dyspozycja to fuks. Przypadkiem jednak się nie wygrywa. Mimo młodego wieku jest dobrze przygotowany fizycznie i kondycyjnie, a i jego sprzęt także spisuje się bez zarzutu. To duży talent i kwestią czasu było, kiedy wystrzeli. Chociaż pamiętajmy, że w ostatnich latach wielu było nieźle zapowiadających się zawodników, którzy później gdzieś ginęli. Można powiedzieć, że Maks znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Wielkie gratulacje dla tych, którzy nie bali się na niego postawić. Bardzo jestem ciekawy, jak będzie wyglądała jego rywalizacja z Piotrem Pawlickim, bo przy całym szacunku dla Ernesta Kozy i Arkadiusza Madeja z Unii Tarnów, junior Leszna to dużo wyższa półka.
- Nie wydaje mi się. W Częstochowie warunki na torze są niemal identyczne jak we Wrocławiu. Słowa uznania dla trenera Piotra Barona za umiejętność przygotowania toru. Wrocławianie mieli na to swój pomysł i w tym elemencie byli bardzo konsekwentni. Tor w Częstochowie, gdzie także jeździli w obecnych rozgrywkach, był przygotowany idealnie. Gdyby nie inne trybuny i cała otoczka, do złudzenia przypominałby ten we Wrocławiu - był twardy i szybki, ale co ważne - równy i bezpieczny.
- Nie mam pojęcia. Sport bywa nieprzewidywalny i nigdy niczego nie można być pewnym. Na pewno Leszno ma lepszy skład i indywidualności - Pedersena, Pawlickiego i Sajfutdinowa. Ambicje w Lesznie są ogromne, tam każdy inny wynik niż zwycięstwo będzie ogromną katastrofą. Betard jednak wcale nie jest bez szans i w ogóle się nie zdziwię, jak 27 września, po drugim meczu, złote medale zawisną na szyjach wrocławskich żużlowców.