Motor na ostrym wirażu. Lublin będzie bez ligi?

Wielkim zgrzytem zakończyli ligowy sezon żużlowcy Motoru. W pierwszym meczu półfinałowym fazy play-off PLŻ 2 lublinianie przegrali walkowerem z Polonią Piła. I to u siebie. Na dodatek na klub została nałożona kara finansowa. Czy to oznacza koniec ligowego żużla w Lublinie? - Może tak się stać - przyznaje prezes Andrzej Zając.

Oczywiście w tej sytuacji rewanż w Pile był już czystą formalnością, bo wyniku 0:40 nie praktycznie nie da już odrobić. Wprawdzie lublinianie pojechali ambitnie, ale w oszczędnościowym składzie przegrali 29:61 i odpadli z dalszej rywalizacji.

Jasne jest, że gdyby nie walkower, wynik tego dwumeczu mógł być zupełnie inny. Co zatem sprawiło, że do takiej sytuacji doszło? Otóż gospodarze po wcześniejszych opadach deszczu nie zdołali na czas przygotować toru. Goście twierdzili, że lublinianie zrobili to celowo, aby mecz przełożyć. Z kolei działacze Motoru dowodzili, że sędzia podjął decyzję zbyt pochopnie, bo warunki były bardzo ciężkie, a i niewiele już brakowało, aby tor nadawał się do jazdy. Faktem jednak jest, że wymagany regulaminem drugi traktor wjechał na stadion za późno. To wszystko sprawiło, że arbiter ogłosił walkowera, a na dodatek lubelski klub musi zapłacić karę - 50 tys. zł Polonii i 25 tys. zł Polskiemu Związkowi Motorowemu. To może być gwóźdź do trumny dla zadłużonego Motoru. Wprawdzie działacze odwołali się od tej decyzji do żużlowej centrali, ale nic nie wskórali. Istnieje jeszcze możliwość odwołania się do Trybunału PZM. - Nie zdecydujemy się na taki krok, bo szczerze mówiąc, szanse powodzenia są znikome - tłumaczy Andrzej Zając. - Udało nam się jednak wynegocjować z Polonią zmniejszenie kwoty i zapłacimy jej tylko 20 tys. zł, czyli w sumie walkower będzie nas kosztował 45 tys. zł.

Potężny bagaż

Wracając do historii, to w tym sezonie Motor, bo do takiej nazwy po latach przerwy klub wrócił, start miał ciężki. Przez długi czas nie było wiadomo, czy lublinianie w ogóle wystąpią, a jeśli już, to w jakiej pojadą lidze. Poza tym klub przystępował do rozgrywek z potężnym bagażem w postaci 350 tys. zł długu, z czego 220 tys. zł stanowiły zaległości wobec żużlowców. Reszta to zaciągnięta pożyczka. Działacze mocno się nagimnastykowali, aby dostać licencję. Początkowo otrzymali warunkową, a jak się nie wywiązali ze zobowiązań, bo nie spłacili zawodników do końca kwietnia, to dostali licencję nadzorowaną, gdyż po negocjacjach z żużlowcami ci zgodzili się na przesunięcie spłaty na koniec sierpnia. Niestety, tego terminu też nie udało się dotrzymać. - Większą część już spłaciliśmy, ale jesteśmy jeszcze winni zawodnikom około 80 tys. zł - mówi prezes Zając.

Natomiast jeśli chodzi o skład, to ta przedsezonowa huśtawka sprawiła, że ciężko było zakontraktować klasowych jeźdźców, choć kilku przyzwoitych jeździło, jak Ales Dryml, Timo Lahti czy Sam Masters. Szkoda tylko, że jedynym lublinianinem w składzie był junior Oskar Bober. Kłopoty finansowe sprawiły także, że pod znakiem zapytania stanął udział zespołu lubelskiego w fazie play-off. Ostatecznie Motor pojechał, ale efekt był zgoła inny od zamierzonego. Czego zatem można oczekiwać w przyszłości? - Czas pokaże, jednak stanowisko Głównej Komisji Sportu Żużlowego jest takie, że kluby zadłużone, do których my należymy nie dostaną licencji i ma to być bezwzględnie przestrzegane. W tej sytuacji, jeśli nie uda nam się spłacić długu, co będzie zresztą bardzo trudne, wnioski nasuwają się same - kończy Andrzej Zając.

Warto dodać, że z powodu zadłużenia w tym sezonie nie otrzymały licencji tak zasłużone dla polskiego speedwaya firmy jak Kolejarz Opole i częstochowski Włókniarz.

Światełko w tunelu

Tli się jednak iskierka nadziei, że żużel nad Bystrzycą będzie istniał nadal. Wprawdzie na razie nie w ligowym wydaniu, ale zawsze. Tym bardziej że po przeniesieniu się piłkarzy na Arenę Lublin ma na al. Zygmuntowskich powstać Centrum Sportów Motorowych. Wszystko za sprawą KM Cross. Ten klub był do niedawna kojarzony głównie z wyczynami motocrossowców, którzy co roku przywożą z mistrzostw Polski worki medali, a jego wychowanek Jakub Piątek jest aktualnym mistrzem świata juniorów w cross country. Od tego sezonu KM Cross zajął się także szkoleniem żużlowej młodzieży. - Chcemy budować dom od fundamentów, a nie od komina - dowodzi Piotr Więckowski, były żużlowiec i motocrossowiec, prezes KM Cross. - Chodzi o to, aby jak najwięcej zawodników było z Lublina i aby kibice się z nimi utożsamiali. Dlatego szkolimy młodych adeptów, choć teraz mamy kłopoty, bo po walkowerze Motoru PZM zamknął na miesiąc lubelski tor. Staramy się jednak jak możemy i nasi zawodnicy jeździli już w Częstochowie, Gdańsku, Opolu, Rzeszowie i Zielonej Górze. Chcemy, aby jak największa ilość zawodników zdobyła licencję.

Do tej pory pełnoprawnymi żużlowcami stało się dwóch wychowanków. W kolejce czeka następnych sześciu, którzy niebawem przystąpią do egzaminu. - Jeśli im się uda, to będziemy mogli w przyszłym sezonie organizować w Lublinie zawody młodzieżowe z udziałem naszych zawodników, a także turnieje drużynowe, w których będzie występował KM Cross - zapowiada prezes Więckowski. I dodaje: Uważam, że mimo wszystko działaczom Motoru należy się szacunek, bo podjęli się bardzo trudnego zadania, prowadzili klub w niezwykle ciężkich warunkach i mimo kłopotów dojechali do końca sezonu.

DYSKUTUJ Z NAMI O LUBELSKIM SPORCIE NA FACEBOOKU

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.