Agata Cebula z Pogoni Baltiki: Mój świat raptem został zawieszony

Energia mnie rozpiera, bo już chciałabym coś konkretniejszego zrobić, ale wiem, że muszę się wstrzymywać - mówi rozgrywająca piłkarek ręcznych Pogoni Szczecin Agata Cebula.

To był szok. Na początku sierpnia (miesiąc przed rozpoczęciem sezonu ligowego) Cebula na treningu odniosła ciężką kontuzję. Klub poinformował, że to kolano i zawodniczka wróci do gry za kilka miesięcy. Pech był ogromny, bo Cebula była liderką Pogoni i coraz mocniej "rozpychała się" w kadrze narodowej.

Teraz jest blisko zespołu, bo spotkania ligowe ogląda z trybun. Ale na boisko wróci za kilka miesięcy.

Rozmowa z kontuzjowaną liderką Pogoni

Jakub Lisowski: Czy już rozpoczął się etap rozciągania, wzmacniania mięśni?

Agata Cebula: Tak naprawdę rehabilitacja rozpoczęła się dzień po operacji, a z dnia na dzień robię coraz więcej. Na razie wszystko przebiega super, i oby tak było dalej.

Co konkretnie się stało z kolanem?

- Triada. Zerwałam więzadła poboczne, krzyżowe i łąkotkę.

Nie za dużo?

- (śmiech) Nigdy nie miałam kontuzji, a jak już jej doznałam, to bardzo konkretnej. Mam nadzieję, że wystarczy mi jej do końca kariery.

Kiedy powrót na parkiet ligowy?

- Ciężko o prognozy, bo wszystko jest uzależnione od tego, jak to będzie się goić. Trzeba odbudować mięsień, by dostać pozwolenie lekarza na grę. Myślę, że jak wszystko będzie się dobrze układać, to pół roku to minimum. Może w styczniu bądź lutym pojawi się dla mnie jakaś szansa, ale kontuzja jest zbyt poważna, by teraz coś przewidywać.

Może stała się pani klubowym ekspertem pogodowym?

- Nie, odpukać, ale od operacji kolano mnie nie boli i pozwala na rehabilitację. Oby tak dalej. Bardziej mnie bolą powybijane wcześniej palce, ale to akurat jest przypadłość każdej piłkarki czy piłkarza ręcznego.

Selekcjoner reprezentacji Polski Kim Rasmussen dzwonił, pocieszał?

- (śmiech) Nie, ale ja wiem, że Kim Rasmussen nie należy do pocieszających trenerów. Dostałam jednak sygnał, że selekcjoner o mojej kontuzji wie. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomni. Jak już wrócę do gry, to zrobię wszystko, by ponownie trafić do kadry narodowej. To też jest dodatkowa motywacja dla mnie, ale taką podstawową jest to, by zacząć grać w Pogoni.

A koleżanki z zespołu jeszcze panią lubią?

- A dlaczego miałyby mnie nie lubić?

Taki numer im pani wycięła przed rozpoczęciem sezonu...

- (śmiech) Jak widać było w meczu z Zagłębiem Lubin, radzą sobie dobrze i trzymam kciuki, by tak pozostało w kolejnych meczach. Wiem, że byłabym dla nich pewnym wsparciem na boisku, ale kontuzja to przypadek losowy, przecież nikt jej nie chce. Przychodzą jednak takie ciężkie chwile i ja je już poznałam. Ból spowodowany kontuzją to jedno, ale raptem mój świat sportowca został jakby zawieszony i zrobiło mi się strasznie przykro. Przez dwa tygodnie nie potrafiłam się pozbierać, ale w końcu trzeba było wziąć się do roboty, by czas nie uciekał.

Kto zmotywował, kto krzyknął?

- Tak naprawdę wszyscy. Nie mogę wskazać jednej konkretnej osoby, bo pomagali trenerzy, koleżanki, rodzice, przyjaciele. Wszyscy mnie dopingują. Super wsparcie mam również od naszej trenerki mentalnej Mai Marciniak, także działacze. Wszyscy trzymają kciuki. Nie ma pewnie osoby, która źle by mi życzyła.

Na co ma pani teraz więcej czasu?

- Tak naprawdę to mam go mniej niż wcześniej. Pójście na trening to kwestia dwóch godzin dziennie, czasami są dwa treningi dziennie. A teraz siłownia i rehabilitacja, która zajmuje mi dziennie ok. 4-5 godzin, więc ćwiczę dużo więcej niż przed kontuzją. Nie narzekam, energia mnie rozpiera, bo już chciałabym coś konkretniejszego zrobić, ale wiem, że muszę się wstrzymywać.

Rozmawiał Jakub Lisowski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.