KS Paradyż - Widzew Łódź. Adrian Budka: "Nie żałuję powrotu do piłki"

W sobotę o godz. 17 Widzew zagra na wyjeździe z KS Paradyż. W spotkaniu nie zagra Adrian Budka, najlepszy gracz łodzian w tym sezonie

ROZMOWA Z

ADRIANEM BUDKĄ

piłkarzem Widzewa Łódź

Maciej Nowocień: Po czwartkowym badaniu USG okazało się, że naderwał pan mięsień dwugłowy uda. Kontuzja wykluczy pana z gry na dwa tygodnie.

Adrian Budka: Już kilka tygodni temu naciągnąłem ten mięsień na treningu, ale zdołałem zagrać mecz z Omegą Kleszczów oraz wystąpić w środę przeciwko Astorii Szczerców. W tym drugim spotkaniu niestety wytrzymałem tylko 44 minuty. Uraz znacznie się pogłębił. Niestety kilka dni nie wystarczyło, bym się w pełni wykurował. Rehabilitacja potrwa nawet do dwóch tygodni, więc faktycznie nie zagram w sobotę z Paradyżem oraz w meczu pucharowym. Kolejne spotkanie ligowe jest przełożone, więc może uda mi się wrócić.

To duże osłabienie drużyny.

- Nie jestem od tego, by sam siebie oceniać. Po prostu wychodzę na boisko i daję z siebie wszystko. Jeśli dobrze to wygląda z boku, to się bardzo cieszę. Szkoda, że ten uraz przydarzył mi się akurat teraz. Z tygodnia na tydzień czułem się na boisku coraz lepiej i czułem, że moja forma rosła. Teraz niestety czeka mnie przerwa. Ale i tak wierzę, że beze mnie Widzew sobie w sobotę poradzi. Nie zagram, ale mocno będę trzymał za kolegów kciuki. Mamy waleczny zespół, więc mam nadzieję, że zdobędziemy trzy punkty. Strzelamy mało bramek. Musimy zdobywać ich więcej i potwierdzić, że jesteśmy silni także w formacji ofensywnej.

Po dwóch golach strzelonych Zawiszy Rzgów Zbigniew Boniek na Twitterze nazwał pana piłkarzem weekendu?

- Cieszę się, że Zbigniew Boniek mnie docenił. Ja to odebrałem jako miłą rzecz, na pewno nie było to złośliwe. Zresztą prezes PZPN był na naszym wcześniejszym meczu w Zelowie, wszedł do szatni, pogratulował zwycięstwa. To fajna sprawa, że szef polskiej piłki ma czas, by przyjechać na czwartą ligę. Wciąż Widzew ma w sercu, więc należy mu się naprawdę wielki szacunek. Z prezesem znamy się, bo to on kiedyś sprowadził mnie do Widzewa. To, że przyjechał na nasz mecz, mobilizuje nas do pracy.

Jak dogaduje się pan z młodszymi kolegami?

- Nie mamy żadnych problemów w szatni. Piłkarze są ode mnie młodsi, ale ja też nie jestem Bóg wie jak stary (śmiech). Czuję się młodo, wciąż lubię grać w piłkę, trenować, więc bez problemów się dogadujemy. Co prawda to już inne pokolenie, ale słuchamy się nawzajem. Wiadomo, że niektóre rzeczy koledzy robią inaczej, ale każdy coś od siebie wnosi do szatni. Jesteśmy ze sobą dopiero dwa miesiące i jeszcze się docieramy. Mamy wspólny cel: każdy chce ciężko pracować, trenować i jak najlepiej grać.

Jako najbardziej doświadczony gracz rozmawia pan z trenerem Witoldem Obarkiem?

- Staram się podpowiadać, zarówno w szatni, jak i na treningu. Trener Obarek ma swoją wizję i musimy wszyscy wykonywać jego polecenia. W piłce nie ma sentymentów: jeśli jesteś za słaby, nie nadajesz się do drużyny, to nie grasz. Tak postępuje każdy trener. Na każdych zajęciach musimy udowadniać, że szkoleniowiec może na nas liczyć.

Przy pierwszej kontuzji nie myśli pan, że lepiej było już dać sobie spokój z futbolem?

- Nie żałuję powrotu do piłki, tym bardziej że gram w Widzewie. Tak naprawdę miałem tylko półroczny rozbrat ze sportem. Gdyby to było półtora roku, to ciężko byłoby wrócić na boisko. Z meczu na mecz się rozkręcałem, a teraz przydarzyła się ta kontuzja... Gdyby nie to, na pewno złapałbym odpowiedni rytm i wróciłbym do dawnej formy.

Początek meczu w Paradyżu o godz. 17

Więcej o:
Copyright © Agora SA