Widzew Łódź - Astoria Szczerców 1:0. Widzew znów zwycięski

Piłkarze Widzewa wrócili na drogę zwycięstw, chociaż z ich gry trudno być zadowolonym. Najważniejsze są jednak trzy punkty

Widzew zaczął ligę od trzech kolejnych wygranych, ale w czwartym meczu się potknął. Bezbramkowy remis z Omegą Kleszczów został potraktowany jako wpadka. Tym bardziej że widzewiacy mieli przewagę i okazje bramkowe. O stracie punktów w kolejnym meczu - z Astorią Szczerców, nie było już mowy. Tym bardziej że drużyna trenera Witolda Obarka po raz pierwszy w tym sezonie była gospodarzem meczu. Co prawda przyjmowała rywali jeszcze nie w Łodzi, ale w Aleksandrowie Łódzkim, ale jednak na obiekcie imienia legendy klubu Włodzimierza Smolarka.

Widzewiacy, jak na gospodarza i faworyta przystało, od początku atakowali i raz po raz zagrażali bramce rywali. Pierwszą okazję podopieczni Obarka mieli w 5. min, kiedy przed szansą - po podaniu Adriana Budki - stanął Nikodem Kasperczak. Młody napastnik ostatnio nie grał z powodu kontuzji, ale teraz wrócił i miał wielką ochotę do gry. W tej sytuacji strzelił jednak źle i gola nie było. Kilka chwil później podobną szansę miał Michał Czaplarski (też podawał Budka), ale jego strzał został z kolei zablokowany.

Czaplarski był bardzo aktywny w okolicach bramki Astorii i raz po raz niepokoił obronę i bramkarza rywali. Swojego gola w końcu zdobył, kiedy w 18. min wykorzystał płaskie podanie z prawej strony od Kasperczaka i pewnym strzałem pokonał Andrzeja Gonerskiego.

Jeszcze przed przerwą Widzew mógł - i właściwie powinien - podwyższyć prowadzenie, ale bramkarz Astorii najpierw odbił piłkę po zaskakującym strzale Czaplarskiego, a potem wygrał pojedynek sam na sam, z Kasperczakiem.

Za to drużyna ze Szczercowa w pierwszej połowie właściwie nie zagroziła bramce Widzewa. I wszystko byłoby dla łodzian świetnie, gdyby nie kilka niewykorzystanych okazji i przede wszystkim gdyby nie kontuzja Adriana Budki, który musiał opuścić boisko jeszcze przed końcem pierwszej połowy.

Celem Widzewa na drugą połowę było podwyższenie prowadzenia i spokojna wygrana. I rzeczywiście, tak jak w pierwszej połowie, łodzianie od początku przeważali. Tym razem jednak stwarzanie bramkowych okazji nie przychodziło im już tak łatwo jak przed przerwą. Zresztą w ogóle gra niezbyt im się kleiła, do tego biegali w jednostajnym tempie. A wynik 1:0 z pewnością nie dawał widzewiakom komfortu. W 63. min dostali jeszcze ostrzeżenie, po tym jak główkował Radosław Pęciak. Piłkarz Astorii źle jednak trafił w piłkę i ta przeleciała obok słupka.

Minuty mijały, a w grze Widzewa nic się nie poprawiało. Na szczęście dla drużyny Obarka nic nie poprawiło się także w grze rywali ze Szczercowa, którzy albo nie chcieli, albo po prostu nie byli w stanie zagrozić bramce Michała Sokołowicza i trochę nastraszyć widzewiaków. Dopiero w doliczonym czasie gry Astoria miała swoją szansę za sprawą... Damiana Dudały, który po dośrodkowaniu jednego z piłkarzy gości odbił piłkę głową, a ta leciała do bramki Widzewa. Sokołowicz pewnie jednak ją chwycił i skończyło się na skromnym i mało efektownym, ale jednak zasłużonym zwycięstwie łódzkiej drużyny.

Widzew Łódź - Astoria Szczerców 1:0 (1:0)

Gol: Czaplarski (18.)

Widzew: Sokołowicz - Maczurek, Dudała, Polit, Milczarek - Budka (45. Świątkiewicz), Okachi, Rachubiński (85. Wielgus), Bartos - Czaplarski - Kasperczak (56. Kralkowski Ż, CZ 90.+2).

Więcej o:
Copyright © Agora SA