Gorzów.sport.pl i dziennikarze Gazety bliżej Ciebie - znajdź nas na Facebooku!
Naszych najlepszych kajakarzy zaraz po mistrzostwach świata w Mediolanie spotkaliśmy na gorzowskiej przystani przy ul. Fabrycznej. Tym razem trójka reprezentantów AZS AWF przywiozła z najważniejszej imprezy sezonu jeden medal i trzy przepustki olimpijskie dla Polski.
Srebrny krążek MŚ zawisł na szyi kanadyjkarza Wiktora Głazunowa w C-2 na 500 metrów, konkurencji nieolimpijskiej. Już w Mediolanie 22-latek, który po wykonaniu ciężkiej pracy w klubie, jesienią ubiegłego roku przebił się do kadry narodowej seniorów, zrezygnował z występu w sprincie na olimpijskiej jedynce. - Ten start nie miał większego sensu. Ja i Vincent Słomiński do końca walczyliśmy o start w olimpijskiej konkurencji C-2 na 1 km, a do tych dwóch różnych dystansów potrzebne są zupełnie inne przygotowania - opowiadał Głazunow. - Przegraliśmy w wewnętrznych sprawdzianach w Szeged na Węgrzech z osadą, która we Włoszech wywalczyła dla Polski kwalifikację i brązowy medal. Kanadyjkarze nie mają łatwo, bo na igrzyskach mogą obsadzić jedynie trzy konkurencje. Co się wydarzy dalej? Będzie bić się o Rio, przed nami jeszcze kilka miesięcy pracy i testów. Do Rio pojadą najlepsi. Z wywalczonego, pierwszego medalu na tak prestiżowej imprezie bardzo się cieszę, choć tak naprawdę mogło być jeszcze lepiej, czyli złoto. Mieliśmy porządne wypłynąć ze startu, a potem utrzymać pierwsze miejsce. Wyszło inaczej, na koniec przed nami zostali mocniejsi w finale Rosjanie.
Głazunow znajdzie drogę do Rio, czy na swoją szansę będzie musiał poczekać do kolejnych igrzysk? - To jest walczak, nigdy nie odpuszcza, dlatego jestem pewien, że o swoje spróbuje bić się do końca i tak łatwo nie odda miejsca w kadrze. To młody chłopak i cała przyszłość przed nim - powiedział Marek Zachara, trener klubowy AZS AWF Gorzów. - Rok przed Londynem wracałam w podobnej sytuacji jak Wiktor, z medalami w konkurencjach nieolimpijskich, a pamiętamy ile kolejne miesiące zmieniły - dodała Karolina Naja. - Dlatego nie ma co kalkulować, tylko walczyć. Przed nim i Pawłem nie ma granic.
20-latek jechał do Mediolanu zdobywać doświadczenie, a okazało się, że bronił honoru kajakarzy - wywalczył jedyną kwalifikację w K-1 na 200 m. - Usłyszałem, że byłem ostatnią nadzieją białych - mówił z uśmiechem Paweł Kaczmarek. - Działo się coś niesamowitego. Tegoroczne, wcześniejsze starty na młodzieżowych mistrzostwach Europy i mistrzostwach Polski były przełomem, pomogły mi uwierzyć w siebie. Już we Włoszech czułem, że jestem w formie, mogę wiele zdziałać. Kolejne wyścigi były jednak jak piękny sen. Najpierw eliminacje, udany półfinał i miejsce w wymarzonym finale, gdzie ostatecznie znalazłem się na siódmym miejscu. Jest przepustka dla Polski w tej konkurencji, ale nie dla mnie. Muszę udowodnić, że bilet w samolocie do Rio, którym poleci na igrzyska biało-czerwona reprezentacja, też mi się należy.
Myśleliśmy, że Paweł najbardziej denerwował się przed finałem, bo płynęło w nim dziewięciu kajakarzy, a przepustek do Brazylii było osiem. Okazało się, że wywalczenia kwalifikacji był pewien już wcześniej. - Dwóch zawodników startujących w jedynce wcześniej zabrało premie w dwójkach, także najważniejszy był awans z półfinału, to były te wyścigi dla wszystkich najbardziej stresujące - wyjaśnił Kaczmarek. - Konkurencja była ogromna, a najlepiej świadczy o tym wynik mistrza olimpijskiego z Londynu Brytyjczyka Eda McKeevera, który tutaj znalazł się w finale B. Trener Zachara cały czas mi powtarzał, że nazwiska nie pływają, a wygrywają ludzie, którzy pracują na to miesiącami i niczego nie zaniedbają.
Młody kajakarz przyznał też, że rywale, których pokonał są jego idolami. Co więc teraz? - Paweł sam może zostać idolem. Jak już mówiłam, piękna kariera stoi przed nim otworem - stwierdziła Karolina Naja.
- Nie ma tym razem medalu mistrzostw świata, a więc na pewno jest niedosyt, gdzieś tam łezka popłynęła, ale na pewno nie będzie rozdzierania szat, bo wiem skąd to się wzięło - opowiadała Naja, która razem z koleżankami pewnie wywalczyła przepustki olimpijskie w K-2 i K-4 na 500 m. - Cały sezon bardzo ciężkiej, innej pracy, która ma zaprocentować w roku olimpijskim, był podporządkowany zdobyciu kwalifikacji do Rio i to w pełni się udało. Igrzyska są magiczne, a mistrzostwa z kwalifikacjami bardzo stresujące, bo każdy chce się dostać na najważniejszą dla sportowca imprezę. My z Beatą Mikołajczyk w dwójce miałyśmy swoje przygody, jej kontuzję, ale w końcu udany start i finał z mocnym finiszem, który skończyłyśmy na czwartej pozycji. Tak samo w czwórce, gdzie liczyłyśmy na trochę więcej, ale wierzę, że poprawimy się w Rio. Jesteśmy cały czas w ścisłej czołówce, a świat nie śpi, strasznie napiera i mocnych zawodniczek jest coraz więcej. Miło jest słyszeć, że są Polki, a więc trzeba się z nimi liczyć. Jeśli polecę do Rio, bo na miejsce w kadrze muszę sobie w najbliższych miesiącach zasłużyć, to znów po to, aby walczyć o podium, a nie być jedynie statystką.
Naszych ludzi w kadrze zapytaliśmy o problemy z zanieczyszczoną wodą w Rio de Janeiro. "Dużo rzeczy w niej pływa, od zdechłych żółwi i ryb po jakieś butelki, deski, worki foliowe i opakowania po produktach spożywczych. Ale chyba i tak powinniśmy się cieszyć, że nie jest to pora deszczowa i cały brud z ulic nie zasila zatoki" - takie relacje tam startujących i lądujących też z zatruciami w szpitalu, muszą przerażać.
Kajakarze i wioślarze nie będą się ścigać w zatoce Guanabara, a w kompleksie sportów wodnych "Lagoa Stadium", który ma być do igrzysk przebudowany, odnowiony i z wodą tam nie ma być problemów. - Akurat mnie tam nie będzie, ale część kadry za chwilę leci do Rio na przedolimpijskie regaty, także można przywieźć próbki z wodą i je zbadać - żartowała Karolina Naja i dodała już zupełnie poważnie. - Mam nadzieję, że te wszystkie przewidywania się nie spełnią i powalczymy w warunkach godnych igrzysk. Już w Mediolanie widziałam na przystani i w hotelu z jakich technologii i nowinek korzystają ekipy, choćby do analizy wyścigów, ile osób pomaga nawet poszczególnym osadom, taka jest specjalizacja. Przy tylu mocnych osobach w czołówce o podziale medali zadecydują niuanse, niczego nie możemy zaniedbać. Teraz mamy chwilę na oddech i znów ruszamy do pracy, arcyważnej, bo na ostatniej prostej do igrzysk. Walczymy ze wszystkich sił dalej i nie w głowie nam poddanie się. Tego jestem pewna.