Andrzej Padewski: To wstydliwy moment dla miasta, jego mieszkańców i pasjonatów sportu. Mamy mnóstwo świetnych obiektów o ciekawej historii, ale niestety ogromna ich część jest w dramatycznym stanie. Jeszcze moment i te miejsca nie będą nadawały się do niczego. Musimy o nie zawalczyć.
Chcemy w przyjaznej atmosferze z miastem i Młodzieżowym Centrum Sportu wypracować zasady współpracy. Naszym celem jest odszukanie zapomnianych boisk i znalezienie wspólnie z miastem możliwości ponownego zagospodarowania ich nie tylko dla piłki nożnej, ale całego wrocławskiego sportu. Mamy aktualnie listę 29 nieczynnych boisk. Zagospodarowanie połowy będzie sukcesem.
- Ale może być. Chciałbym, aby MCS dużo bardziej zaangażowało się w życie środowiska piłkarskiego. W tej instytucji są spore możliwości. Podczas poniedziałkowego spotkania z klubami i władzami miasta usłyszeliśmy, że zły stan boisk to m.in. efekt suszy, która od kilku tygodni panuje w kraju, a ich nawadnianie jest bardzo kosztowne. To prawda, ale jaki problem, aby przy każdym boisku wybudować studnię głębinową. Miesięczne koszty spadną wówczas do zera. Poza tym MCS dysponuje profesjonalnym sprzętem, który może kosić czy napowietrzać płytę. Wystarczy tylko chcieć.
Tymczasem w mieście ważniejsze jest, aby torowisko na Kozanów było obsadzone kolorowymi kwiatkami. Te pieniądze można zagospodarować dużo lepiej. Piłka nożna to obecnie najpopularniejsza dyscyplina sportu w mieście. Dzięki niej propagujemy zdrowy styl życia. Zadbajmy więc o miejsca, w których będzie można ją uprawiać.
- Nie walczymy o poprawę infrastruktury wyłącznie dla klubów piłkarskich. W naszym interesie jest również pomoc drużynom innych dyscyplin. Dlatego na poniedziałkowe rozmowy do siedziby DZPN zaprosiłem też m.in. przedstawicieli rugby, futbolu amerykańskiego czy lacrosse. Chcę, abyśmy wspólnie wypracowali stanowisko, z którym zwrócimy się do urzędu miasta.
Do momentu kiedy rugbiści czy futboliści nie otrzymają swoich terenów sportowych, będą spory. Boiska po zajęciach rugbistów czy futbolistów pozostawiają wiele do życzenia. Stukilogramowy zawodnik, hamując, potrafi zerwać murawę aż do drenów. Stąd rozgoryczenie wielu piłkarskich działaczy, którzy później narzekają na sporo kontuzji w swoich zespołach. Nie ma jednak sensu winić rugbistów czy futbolistów, bo taka jest specyfika tych sportów. Poza tym mają takie samo prawo do uprawiania swojej ulubionej dyscypliny jak piłkarze.
Wiemy, że boiska dla sportów amerykańskich mają powstać. Chciałbym jednak konkretnie dowiedzieć się, kiedy to nastąpi.
- Orlik to nie jest miejsce do treningów, a tym bardziej oficjalnych rozgrywek. Nie wyobrażam sobie 20 zawodników próbujących trenować taktykę na takim obiekcie, bo jest on za mały. Orliki mają inne zastosowania - rekreacyjne.
- Obiekt przy Sztabowej jest przykładem na to, jak musi wyglądać boisko, aby nie spełniało warunków do gry. Sytuacja jest tam dramatyczna. Dochodziło do sytuacji, w których kluby spoza Wrocławia nie chciały tam grać. Liczba kontuzji, która przytrafiła się na tym obiekcie, była ogromna. Tamtejsza nawierzchnia to już niemal sam beton, bez trawy i granulatu. Na betonie można pograć, ale w koszykówkę, a nie piłkę nożną. Byliśmy zmuszeni zamknąć boisko dla rozgrywek z obawy o zdrowie zawodników. Na szczęście miasto w poniedziałek zapowiedziało, że chce jak najszybciej wyremontować ten obiekt.
- Sytuacja Ślęzy jest kuriozalna. Klub stara się o obiekty już od czterech lat, niestety bezskutecznie. Sprawa utknęła w miejscu i nie wiadomo, jak długo jego władze będą musiały jeszcze czekać na jej zakończenie. W efekcie najstarszy klub w mieście jest bezdomny. Od kilku miesięcy gra na stadionie przy Oporowskiej, który użytkuje też Śląsk, a za możliwość gry na tym obiekcie klub m.in. oddał swojego najlepszego zawodnika Pawła Zielińskiego. Sytuacja Ślęzy jest przytłaczająca dla wszystkich. Mam nadzieję, że wkrótce wszystko pozytywnie się zakończy, tym bardziej że ten klub naprawdę na to zasługuje, chociażby dlatego, że praca z młodzieżą jest w nim wzorowa. Pierwsze efekty można już zobaczyć na przykładzie ostatnich transferów Pawła Zielińskiego i Szymona Przystalskiego do Śląska.
- Nie, bo Wrocław nie jest miastem, które należy specjalnie traktować. Dlaczego PZPN miałby dofinansowywać nasz projekt, skoro równie dobrze dzień później może zgłosić się kolejne miasto z podobnym problemem. Tego typu inwestycje są w gestii lokalnych urzędów.
- Wzorowym modelem współpracy byłaby sytuacja, w której jedno odnowione boisko zostaje przejęte przez dwa kluby. Owe kluby zobowiązują się do utrzymania obiektu, a koszty podzielą po połowie. Ważne, aby kluby, które przejęłyby dany obiekt, były świadome swoich obowiązków. Muszą między sobą solidarnie współpracować, bo gdy zaczną się niejasne sytuacje, szybko utracą prawa do użytku tych obiektów. Chcemy również doedukować przyszłych piłkarzy i trenerów.
- Śląsk dostaje duże pieniądze od miasta i na pewno będzie je dostawał, nawet jak przejdzie w prywatne ręce. Małe kluby też mają prawo ubiegać się o finansowe wsparcie z ratusza. Chcemy oczywiście zachować odpowiednie proporcje, a jednocześnie przedstawić jasne kryteria - zależne od klasy rozgrywkowej, w której występuje konkretny zespół. Myślę, że wartość rocznego dofinansowania wszystkich piłkarskich klubów zamknęłaby się w kwocie ok. 500 tys. zł. Takie pieniądze rozwiązałyby wiele problemów we wrocławskim sporcie.