Patryk Małecki odda serce za Pogoń. Wiśle nic nie musi udowadniać

Przełamanie skrzydłowego Pogoni Szczecin Patryka Małeckiego nie mogło przypaść na lepszy moment. W piątek zagra przeciwko drużynie, w której spędził 12 lat.

Patryk Małecki urodził się 1 sierpnia 1988 roku na polskim biegunie zimna - w Suwałkach. Pierwsze kroki stawiał w miejscowych Wigrach, gdzie już jako sześciolatek trenował ze starszymi od siebie. Jako trzynastolatek trafił natomiast do Krakowa. Do kadry pierwszej drużyny włączył go rumuński trener - Dan Petrescu. W 2006 roku zadebiutował w ekstraklasie i co ciekawe - miało to miejsce w meczu z Pogonią Szczecin. W międzyczasie z napastnika został przekwalifikowany na prawe skrzydło.

Potem trenerem Białej Gwiazdy został Maciej Skorża, a "Mały" został wypożyczony do Zagłębia Sosnowiec. Spędził tam rundę wiosenną sezonu 2007/2008. Wrócił pod Wawel i zaczął się jego najlepszy okres w karierze. Małecki walnie przyczynił się do mistrzostwa i stał się ulubieńcem trybun. Ulubieńcem autentycznym, ponieważ w jednym ze spotkań, w którym nie mógł zagrać, zdecydował się pójść na sektor najbardziej zagorzałych fanów Wisły i prowadzić doping. W międzyczasie zdążył też zadebiutować w dorosłej reprezentacji Polski.

Przed sezonem 2012/2013 zdecydował się na wyjazd zagraniczny i został wypożyczony do tureckiego Eskisehirsporu. Wrócił po pół roku. Znad Bosforu przywiózł jednak cenne spostrzeżenia. - Byłem bardzo porywczy, nie miałem szacunku dla rywali. W Turcji zobaczyłem, że każdy szanuje innego i chociaż jest się z różnych zespołów, to ten szacunek dla każdego należy zachować. Nawet siedząc na ławce, podpatrywałem, jak zachowują się inni zawodnicy, i to dużo mi dało - mówił. Małecki od zawsze znany był ze swojego ciętego języka, impulsywności oraz wybuchów emocji, które często kończyły się karami.

Po powrocie do Krakowa nie mógł jednak wrócić do dawnej dyspozycji i kwestią czasu było, kiedy będzie musiał opuścić Wisłę. Zimą 2014 roku pomocną dłoń wyciągnęła Pogoń. Pierwszy rok w nowym klubie nie był jednak udany. W rundzie wiosennej "Mały" zawodził i samokrytycznie twierdził nawet, że nie nadaje się do meczowej kadry. W międzyczasie złość wyładował jeszcze na ławce rezerwowych, a potem przyplątała się fatalna kontuzja więzadeł. Małecki w Szczecinie przeszedł już bardzo dużo i dopiero ten sezon jest dla niego faktycznym nowym otwarciem, w którym zaczyna przypominać piłkarza sprzed kilku lat.

Skrzydłowy spokorniał i teraz jest ulubieńcem najmłodszych kibiców, którzy potrafią go oblegać po treningach przez kilkanaście minut. A sam zawodnik cierpliwie każdemu poświęca sporo uwagi. Wisłę wciąż ma w sercu, ale zapowiada, że w piątek sentymentów nie będzie i liczą się tylko trzy punkty.

Copyright © Agora SA