Radosław Hyży: Koszykówka to dyscyplina dla młodych

- Kocham koszykówkę, ale to jest dyscyplina dla młodych. To nie jest czas i miejsce dla 38-latków - tłumaczy Radosław Hyży. Jeden z symboli Śląska Wrocław zakończył karierę, a ligowe parkiety zamienił na ławkę trenerską.

- Myślicie, że bycie koszykarzem to łatwa sprawa? To nie jest tak, jak pokazuje telewizja! To ciężka praca każdego dnia, by stawać się lepszym! Bez pracy nic nie osiągniecie! - motywował młodych graczy Śląska na swoim pierwszym treningu Hyży, który w przyszłym sezonie będzie pierwszym asystentem Mihailo Uvalina. Były podkoszowy WKS wie, co mówi, bo na koszykówce zjadł zęby. Grał w nią 21 lat, a doświadczenie zdobywał nie tylko na krajowych parkietach, ale także we Francji i Czechach. Do tego zagrał 54 razy w reprezentacji Polski.

- Ze względu na mój wiek kiedyś trzeba było zawiesić buty na kołku i ten czas nastąpił. Bardzo się cieszę, że tak potoczyły się moje losy, że mogłem zostać w Śląsku i kontynuować swoją przygodę w tym klubie już w nieco innej roli - mówi Hyży, który w lutym skończył 38 lat.

Jak przekonuje, wpływu na jego decyzję nie miało to, że w poprzednim sezonie jego rola w drużynie została zmarginalizowana. Bo o ile po powrocie do ekstraklasy w sezonie 2013/2014 występował w niej regularnie [30 meczów, podczas których grał średnio 15 minut, rzucał 6,1 punktu i miał 3,4 asysty - przyp. red.], o tyle w minionych rozgrywkach pojawiał się na boisku już bardzo rzadko, żeby nie powiedzieć incydentalnie. Sezon zakończył z dziewięcioma występami na koncie i średnimi 2,2 punktu i 2,2 zbiórki na mecz.

- Bardzo, bardzo lubię, a wręcz kocham koszykówkę, ale to jest dyscyplina dla młodych. Zawsze to powtarzałem i zawsze będę to powtarzał, że koszykówka stała się grą zbyt mocno fizyczną i starsi zawodnicy mają duże problemy, żeby wytrzymać cały sezon. Trenerzy muszą się mocno łamać w stosunku do nich. Jesteśmy potrzebni w zespołach, bo młodym zawodnikom brak obycia na boisku i poza nim. Ale to nie jest czas i miejsce dla 38-latków - tłumaczy Hyży.

Do nowej roli przygotowywał się już od dłuższego czasu. Jeszcze jako zawodnik pojawiał się na treningach grup młodzieżowych Śląska. Latem wziął udział w kursie na trenerską licencję A, organizowanym przez Polski Związek Koszykówki dla byłych zawodników z długim stażem w ekstraklasie, I lidze oraz reprezentacji Polski. Z kolei przez ostatni miesiąc prowadził w hali Kosynierka indywidualne zajęcia z Kamilem Chanasem, Mateuszem Jarmakowiczem i Adrianem Mroczkiem-Truskowskim.

Hyży karierę zakończył po cichu, bez rozgłosu i żadnego oficjalnego pożegnania. Nie było to jednak zaskoczeniem, bo w środowisku mówiło się o tym od dawna. Sam zainteresowany przyznaje, że było to świadome działanie z jego strony. - Mniej więcej od 19.-20. roku życia wszystko robię świadomie - kończy z charakterystyczną dla siebie ironią.

O Hyżym śmiało można powiedzieć, że jest jedną z legend koszykarskiego Śląska. Jego barwy reprezentował przez osiem sezonów. Zdobywał z nim medale mistrzostw Polski [jeden srebrny i dwa brązowe - przyp. red.] i krajowe puchary [trzy razy - przyp. red.]. Był w nim także w najtrudniejszym momencie w jego historii, kiedy po upadku i kilku latach ligowego niebytu Śląsk reaktywował się na poziomie II ligi. W latach 2011-2013 awansował z nim najpierw do I ligi, a następnie do ekstraklasy. W sumie koszulkę WKS zakładał ponad 220 razy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.