Zbigniew Boniek: Wygrał, ale w Widzewie muszą wiedzieć, że to będą bardzo trudne rozgrywki. To trochę takie piłkarskie błoto, przez które trzeba przejść. Dla każdego przeciwnika mecz z Widzewem będzie najważniejszym w rozgrywkach, każdy będzie się dodatkowo mobilizował. Przed łódzką drużyną więc 38 meczów o życie. Nie wiem, jak wygląda zespół Widzewa, czy w każdej formacji ma piłkarza wyższej kategorii, by to poukładać. Na pewno jednak potrzeba ogromnych chęci, walki, ambicji, zaciętości, ale i pokory. To czynniki, dzięki którym w piłkę można wygrywać.
- Ale w drugim gra w Zelowie, który swój mecz też wygrał. To nie będzie łatwa droga.
- Mam dwie zasady jako prezes PZPN: muszę być dobrze poinformowany, a po drugie, nie mogę rzucać słów na wiatr. Po pierwszym meczu Widzewa powiedziałem, że jadę do Zelowa, to w Zelowie będę.
- To, że klub się odradza, to oczywiście pozytywna wiadomość. Chociaż pozostał na pewno pewien niedosyt, że Widzew nie przystąpił do drugoligowych rozgrywek, bo mógł to zrobić. Ale jest nowa grupa ambitnych ludzi, którzy chcą klubowi pomóc, którzy wzięli się za odbudowę, i to jest świetna sprawa. Widzew ma piękną tradycję i historię, a za rok będzie miał też piękny stadion. Znów zrobi się dla wielu ludzi z pieniędzmi czymś apetycznym, będzie przyciągał. A przecież kibiców ma w Polsce tysiące, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych klubów w kraju. Niedawno rozmawiałem z prezesem Legii Bogusławem Leśnodorskim i wie pan, co mi powiedział? Że w lidze najbardziej chciałby grać i wygrywać z Widzewem, bo to jest historia.
- Gdy przychodziłem do Widzewa w 2004 roku, to klub był w podobnej sytuacji jak teraz. Gdybym wtedy się tu nie zjawił, to też by upadł. Ale miałem wobec tego klubu dług wdzięczności, kochałem go i kocham. Dlatego pomogłem i wyprowadziliśmy Widzew na prostą. Ale wtedy nie chciałem być właścicielem klubu. Zjawił się pan Cacek i wszyscy się cieszyliśmy, że jest ktoś, kto chce go prowadzić. A pan Cacek sprawiał wrażenie ambitnego człowieka sukcesu. Po ośmiu latach już wiemy coś innego... Brak pokory, niewykorzystywanie doświadczenia ludzi, którzy znają się na piłce... Wiele tych rzeczy było.
- Widzew był przez lata chory i była to choroba, która musiała zakończyć się śmiercią. Dzisiaj jest coś nowego, jest entuzjazm i to jest bardzo fajne.
- Gdy jako dzieciak przyjechałem z Bydgoszczy do Łodzi na Widzew z ojcem starym wartburgiem i zobaczyłem ten kurniczek, to coś poczułem... I od razu wiedziałem, że chcę tutaj zostać. A przecież miałem inne propozycje, m.in. z Lecha Poznań. Ale ja chciałem zostać w Widzewie. I gra w nim to najważniejszy etap nie tylko w mojej karierze, ale i w życiu. W Łodzi się ożeniłem, tutaj poznałem masę przyjaciół, z Widzewem graliśmy w europejskich pucharach i z Widzewa trafiłem do reprezentacji. Teraz jestem prezesem PZPN i wszystkie kluby muszę traktować równo, muszę poruszać się w obrębie prawa i regulaminów. Nie mogę nikogo wyróżniać. Ale swoje prywatne sympatie mogę mieć i mam. Miłość do Widzewa była, jest i będzie.
- Wydaje mi się, że pan Cacek jest na tyle rozsądnym człowiekiem, że zdaje sobie sprawę, jakie błędy popełniał. Dziś pewnie wiele rzeczy zrobiłby inaczej. Przygoda z Widzewem mu nie wyszła, ale to inteligentny facet i na pewno wkrótce ten herb sam przekaże nowemu stowarzyszeniu.
- Tak, wiem o tym, ale my jako PZPN nie możemy pomóc, bo nie jesteśmy stroną w tej sprawie. Mam nadzieję, że to się wszystko rozwiąże z korzyścią dla tych chłopaków. To problem, ale pewnie będą pojawiać się kolejne. Gdy ja przychodziłem do Widzewa w 2004 roku, to na każdym kroku coś nowego wyskakiwało. Drużyna wyjechała na zgrupowanie, a ja musiałem pojechać za nimi z pieniędzmi, bo bez nich nie chcieli jej do hotelu wpuścić. Teraz też będzie 100 tys. problemów. Trzeba je będzie rozwiązywać. Ale wiele osób jest chętnych, by pomagać.
- Widzimy się w Zelowie.
- Niech się przyzwyczajają do presji, bo grają w Widzewie. A dobry piłkarz niczego się nie boi. I niech zawodnicy zapamiętają widzewskie motto: "Droga do sukcesu wiedzie przez charakter, grupę, pracę, pracę, jeszcze raz pracę i pokorę. I każdy mecz trzeba grać na 100 proc."
- Nie ma mowy. Moja historia jest związana z Widzewem, moje serce dla niego bije, ale teraz jestem prezesem PZPN. Moja wizyta w szatni łódzkiej drużyny jest absolutnie niewskazana. Gdybym do niej wszedł, to musiałbym też wejść do szatni Włókniarza Zelów. Nie jestem w stanie źle życzyć Widzewowi, więc niech po prostu wygra lepszy