Puchar Polski to na krajowych boiskach zawsze okazja do kadrowych eksperymentów. Korzystają na tym gracze, którzy ligę oglądają z trybun lub co najwyżej z ławki rezerwowych.
W Ruchu takim wiecznym drugim jest Wojciech Skaba. Gdy doświadczony bramkarz latem minionego roku zamieniał Legię na Ruch, był przekonany, że w końcu poczuje na własnej skórze dreszczyk emocji związany z rywalizacją w lidze. Nic jednak nie poszło po jego myśli. Najpierw przyplątała mu się kontuzja. Potem przegrał rywalizację o miejsce na boisku z Krzysztofem Kamińskim.
Zimą tego roku Kamiński zamienił Chorzów na japońską Iwata, ale i to nie otworzyło Skabie drzwi do gry w lidze. Na Cichej pojawił się bowiem Słowak Matus Putnocky, który z miejsca wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. I kto wie, jak długo trwałaby dla Skaby ta smutna wyliczanka, gdyby właśnie nie pucharowy mecz z Wisłą. To był pierwszy oficjalny mecz tego piłkarza w barwach Ruchu!
Takich szczęśliwców było w składzie chorzowskiej drużyny więcej. Szansę debiutu dostał też stoper Mateusz Cichocki, a po raz pierwszy w podstawowym składzie zaprezentował się Kamil Mazek.
Przy tym piłkarzu warto zatrzymać się dłużej. Mazek uchodzi za zawodnika, który ma dynamit w nogach. To w sumie nie dziwi, gdy pamięta się, że gdy był dzieckiem, to trenował sprinty. W wieku 15 lat przebiegał setkę w 11,2 sekundy.
W meczu z Wisłą Mazek był rzeczywiście szybki, ale przede wszystkim miał pomysł na grę. Nie obawiał się pojedynków jeden na jednego. Kończył akcje strzałami. W pierwszej połowie największe brawa zebrał jednak za asystę przy golu Patryka Lipskiego. Dograł piłkę po mistrzowsku! Między ospałych stoperów Wisły, a wprost na głowę Patryka Lipskiego.
Lipski miał podobną sytuację w poniedziałkowym meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała (1:1). Wtedy jednak ją spartaczył. Młody zawodnik szybko odrobił lekcję i tym razem pięknie przydusił piłkę do ziemi. Michał Buchalik, bramkarz Wisły, był bez szans.
W drugiej połowie krakowianie zabrali się za odrabianie strat. Zaraz po wznowieniu gry groźnie główkował Rafał Boguski. Bliski zdobycia bramki był również Crivellaro, któremu zabrakło dosłownie centymetrów, żeby dołożyć nogę do piłki tuż przed nosem Skaby. Te sytuacje jednak zbledły w porównaniu z okazją Grzegorza Marszalika. 19-letni debiutant w pierwszym składzie krakowskiej drużyny opanował piłkę na piątym metrze przed bramką Ruchu. Huknął ile sił, ale futbolówka zatrzymała się na poprzeczce!
Niebiescy cofnęli się wtedy do defensywy zdecydowanie zbyt głęboko. Skaba zachęcał kolegów do odważniejszej gry, ale chorzowianie z coraz większym trudem budowali swoje akcje. Zespołowi starał się pomóc trener Waldemar Fornalik, który na ostatni kwadrans posłał w bój Eduardsa Visnakovsa. Pomogło, bo to właśnie Łotysz przypieczętował wygraną chorzowian. Po świetnym podaniu Łukasza Surmy z zimną krwią wykorzystał sytuację sam na sam. W doliczonym czasie gry wiślacy zdobyli wprawdzie kontaktową bramkę (przypomniał się Maciej Jankowski), ale na wyrównanie zabrakło czasu. W 1/8 PP rywalem niebieskich będzie Lech Poznań.
Bramka: 1:0 Lipski (21.), 2:0 Visnakovs (88.), 2:1 Jankowski (90.+2)
Ruch: Skaba - Konczkowski, Grodzicki Ż, Cichocki, Szyndrowski - Mazek (67. Gigołajew), Iwański (81. Lenartowski), Lipski, Surma, Zieńczuk - Stępiński (75. Visnakovs)
Wisła: Buchalik - Burliga (56. Marszalik), Czekaj, Kujawa (62. Mączyński Ż), Jović Ż - Boguski (63. Brożek), Popović, Crivellaro, Uryga, Cywka - Jankowski
Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń)
Widzów: 6500