Trener Dominik Nowak: Być Legią trzeciej ligi

Swego czasu trener Dominik Nowak przeszedł z Górnikiem Polkowice drogę od IV do I ligi. Teraz staje przed podobnym wyzwaniem. Wprawdzie ma do pokonania o jeden szczebel mniej, ale... on mierzy jeszcze wyżej.

ROZMOWA Z DOMINIKIEM NOWAKIEM*

Michał Jackowski, Wiesław Pawłat: Na pracy w Motorze przejechało się wielu. Piotr Świerczewski, Ryszard Kuźma, Robert Kasperczyk czy ostatnio Mariusz Sawa. Pan podoła wyzwaniu? Cel jest jasny, w tym roku musi być awans.

Dominik Nowak: - Motor od lat nie może się przebić, ale ja lubię wyzwania. Przeszłość nie ma znaczenia, choć tradycja się liczy. Nie przyszedłbym tu, do Lublina, gdybym nie miał tak postawionego celu. Nie zostawiłbym 600 km stąd swojej żony, córki i syna. Mam nadzieję, że za rok, jak moja pozycja w Lublinie się umocni, rodzina już do mnie przyjedzie. Chciałem pracować w klubie, gdzie jest jasno określony cel, i współpracować z ludźmi, którzy mają aspiracje. Mamy kapitalną infrastrukturę, świetnych kibiców, organizacyjnie też jest wszystko dobrze. Wygranie III ligi to nasz obowiązek.

Gwarancji awansu nie mógłby dać w Lublinie nawet Jose Mourinho czy choćby Adam Nawałka.

- Zawsze może ktoś wyskoczyć. Przeciwników musimy szanować, ale nie interesują mnie dywagacje, kto jest faworytem w danym spotkaniu czy do wygrania całej ligi. Motor musi mieć swój charakter i wychodzić na boisko po swoje. Chciałbym, żeby to była Legia III ligi. Na nas i tak kluby się szczególnie nastawiają, więc i my musimy nauczyć się z tym żyć tak, jak to robią w Warszawie. Może to górnolotne, może ambicjonalne. Przyjaciół w tej lidze jednak mieć nie będziemy.

W awansie mają pomóc wam sprowadzeni przez pana zawodnicy.

- To, co chciałem, to dostałem. Trzeba było wzmocnić zespół, ale dokładać cegiełki tak uważnie, żeby niczego nie popsuć. Chcę zdrowej rywalizacji. Mam dobry zespół, a wielu chłopaków ma umiejętności ponad tę ligę.

Krzysztof Żukowski, Filip Drozd czy Tomasz Tymosiak są znani lubelskim kibicom. Sprowadził pan jednak kilku piłkarzy spoza regionu.

- Artur Gieraga to obrońca dysponujący dobrą szybkością i zwrotnością. Będziemy dużo atakować szczególnie u siebie, więc nasi defensorzy nie mogą być tylko solidni w destrukcji. Artur to gwarantuje. Podobnie Maciej Prusinowski, którego główną zaletą jest uniwersalność. Może grać na prawej obronie, a jego rywalizacja z Damianem Falisiewiczem jest wręcz wzorcowa. Jestem zbudowany tym, jak walczą o miejsce w składzie. Obaj mogą na tym tylko zyskać. Maciej może grać też na boku pomocy i w środku. Sezon jest długi, więc może się i tam przydać. Sprowadziłem też dwóch młodych graczy. Michał Wojczuk to napastnik, którego Legia nie chciała nam łatwo oddać. Do tego jest to chłopak z regionu. Remigiusz Szywacz to alternatywa na środek obrony i lewą stronę. Mam nadzieję, że na tych chłopcach w przyszłości klub zarobi spore pieniądze.

Nie obyło się bez kontrowersji. Zrezygnował pan z kilku zawodników, którzy stanowili o sile Motoru.

- Jeśli wszyscy byliby zadowoleni z wyniku i kadry, jaka była w tamtym roku, to mnie nie byłoby tu jako trenera. Niezależnie od wiosny zespół należy oceniać całościowo. Drodzy państwo, Motor zajął czwarte miejsce na czwartym poziomie rozgrywek! Dla mnie to była jasna informacja, że musimy sprowadzić świeżą krew, żeby podnieść rywalizację i poziom sportowy. Przecież nie wyrzuciłem całego zespołu i bardzo liczę na umiejętności tych, co zostali, myślę także, że przekonałem ich do mojej wizji. Wynik mnie rozliczy. Naprawdę cenię umiejętności Walerija Sokolenki, Grzegorza Szymanka czy Dawida Ptaszyńskiego, ale oni już postępu nie zrobią.

Przyszedł pan kompletnie z zewnątrz, a do tego zastąpił pan lubianego przez piłkarzy szkoleniowca. Wejście do szatni było trudne?

- Taki zawód, ale nie miałem z tym kłopotów. Tu jest wielu zawodników z mocnymi charakterami, ale bardzo się z tego cieszę. Krzysiek Żukowski to nie jest chłopiec, który jest grzeczny i przyszedł z przedszkola. To jest silna osobowość, która ma wpływ na zespół. Piotr Karwan i Rafał Król to też nie są łatwe charaktery, ale tylko z takimi zawodnikami mogę osiągnąć sukces, bo gdybym ich nie miał, to musiałbym takich zawodników sprowadzić.

Zespół już gra tak, jak pan tego wymaga?

- Sparingi pokazują progres, ale na ich podstawie nie można niczego przesądzać. Pracujemy razem zaledwie kilka tygodni. Jeszcze za wcześnie mówić, że już wszystko zrobiliśmy. Organizacja gry się poprawia, ale musimy popracować nad współpracą między liniami i stałymi fragmentami gry. Najważniejszy jest zespół. Piłkarze muszą mieć świadomość tego, że jak partner popełni błąd, to nie mogą się obrażać na niego, tylko mu pomóc. A na treningu musi być rywalizacja. Choć czasami sam mam z tym kłopot. Są takie treningi, że sam się boję. Kości trzeszczą, nikt nie odpuszcza, ale najważniejsze, że się szanują. Jestem tym zbudowany.

O sile Motoru mają stanowić też juniorzy. Przez to musi pan współpracować z trenerem Sawą. Emocje są?

- Trzon zespołu to 16-17 zawodników. Reszta to mają być juniorzy. Trener Sawa ma wielki wkład w budowę tego zespołu. Współpraca między nami będzie wzorcowa. Jestem tego pewny. Wspólnie będziemy decydować o tym, jak przesuwać najzdolniejszych zawodników między juniorami a seniorami. U mnie nie ma emocji związanych z tym, że był moim poprzednikiem. Przecież to nie ja sam się zatrudniałem, tylko dostałem taką propozycję. Mam wielki szacunek do tego, jak budował drużynę.

Wygrana ligi to nie wszystko. Potem trzeba będzie stoczyć bój w barażach.

- Ubolewam nad tym, że mistrz grupy nie wchodzi bezpośrednio do ligi wyższej. To jest kara dla najlepszych zespołów. Przecież cały sezon można zaprzepaścić w dwóch meczach. Wystarczy, że jakiś detal pójdzie nie po naszej myśli. Ale nie możemy traktować tego jako wymówki, tylko tak zabezpieczyć zespół, żeby nie było kłopotów z awansem

Trzecia liga, a nawet po ewentualnym awansie o szczebel wyżej druga nikogo w Lublinie nie zadowoli. Kibice traktują pobyt w tej lidze jak chorobę, z której koniecznie trzeba się wyleczyć.

- Lublin zasługuje na sukces. Tu jest potężne pragnienie dobrego wyniku, zaczynając od kibiców, poprzez piłkarzy, po włodarzy miasta. Jest też wielkie rozczarowanie tym, że przez lata się nie udawało. Zapotrzebowanie na piłkę na ścianie wschodniej jest większe niż na zachodzie. Powiem więcej, tu powinno być miejsce dla klubu w ekstraklasie. Moim marzeniem jest zapełnienie Areny Lublin. Będzie to dla mnie sygnał, że dobrze wykonuję swoją pracę i nawet wzorem angielskich klubów, jak przyjdzie jakaś porażka, to tak szybko kibic już wtedy się nie odwróci.

DYSKUTUJ Z NAMI O LUBELSKIM SPORCIE NA FACEBOOKU

* Trener Dominik Nowak ma 43 lata. Pracował m.in. w Górniku Polkowice (awans z IV do I ligi), Flocie Świnoujście, a ostatnio był menedżerem I-ligowego Chrobrego Głogów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.