Jarosław Araszkiewicz strzelił Videotonowi gola po 70-metrowym rajdzie. "Nie miałem co zrobić z piłką"

Videoton Szekesfehervar, z którym Lech Poznań ma się zmierzyć w czwartej rundzie eliminacji Ligi Europejskiej, pamięta dobrze były lechita Jarosław Araszkiewicz. - Wbiłem mu gola po 70-metrowym rajdzie. Najładniejszego w życiu - mówi

W 1985 roku Videoton Szekesfehervar był rywalem Legii Warszawa w rozgrywkach Pucharu UEFA. Było to krótko po tym, jak wystąpił w finale Pucharu UEFA - przegrał w nim z samym Realem Madryt. A Jarosław Araszkiewicz odrabiał wtedy w Legii wojsko, jak wielu lechitów.

Radosław Nawrot: Lech wylosował Videoton Szekesfehervar. Mówi ci to coś?

Jarosław Araszkiewicz: No czy ja umrę w spokoju? Wiedziałem, że ktoś zadzwoni. Pewnie, że mi mówi. Strzeliłem mu gola po rajdzie przez całe boisko.

A la Diego Maradona, który strzelał takie osiem miesięcy później?

- Takie gole dzisiaj strzelają na Playstation, tylko nikt go już nie zobaczy. Nagranie gdzieś wsiąkło. Trzeba Telewizję Polską zapytać, czy gdzieś to mają. Transmitowali ten mecz. Ja w każdym razie nigdzie nie mogę znaleźć tej bramki i nikt mi teraz nie uwierzy, że taki gol padł.

A jak padł?

- Dostałem piłkę na 30. metrze od Jacka Kazimierskiego...

Od bramkarza? Przez całe boisko?

- Nie, na 30. metrze od bramki Legii, na własnej połowie. Koledzy się potem śmiali, że nie wiedziałem, co zrobić z piłką...

A wiedziałeś?

- No... koledzy tak mówią... Wziąłem piłkę i pobiegłem przed siebie. Rozpędziłem się...

Ilu rywali minąłeś?

- Chyba trzech albo czterech, nie pamiętam, a nie ma tego cholernego nagrania. Wpadłem w pole karne i pociągnąłem bramkarzowi w długi róg. Mogłem nawet odegrać do Darka Dziekanowskiego, ale podjąłem ryzyko, by uderzyć. Gdybym odegrał, miałbym asystę. A ja asysty nawet bardziej lubiłem. Sprawiały mi większą radość niż gole.

Wszedłeś wtedy w końcówce meczu?

- Tak, trener Legii Jerzy Engel miał nosa. Wpuścił mnie za Kazia Budę. I w 88. minucie, zaraz po wejściu, zdobyłem gola.

Najładniejszego w życiu?

- Strzelałem całkiem niezłe z rzutów wolnych, ale ten był na pewno po najładniejszej akcji.

Videoton Szekesfehervar był wtedy finalistą Pucharu UEFA, pamiętasz? Przegrał finał z Realem Madryt.

- Czy pamiętam? Opowiem ci coś. Przyszedł do nas kierownik zespołu i mówi: "wylosowaliśmy rywala". Pytamy kogo. A on na to, że nie wie dokładnie, jakiś Videoton z Węgier czy coś. Stanęliśmy jak wryci. "O ja p...." - zakląłem wtedy, przecież to finalista Pucharu UEFA! A kierownik spytał tylko: "tak?".

Obserwacji rywala nie było?

- Weź nie żartuj. To było 30 lat temu. Kto wtedy myślał o obserwacjach?

Legia wtedy awansowała. Myślisz, że Lech też da radę?

- Musi. Musi dać radę. Jest pod ścianą. Musi być faza grupowa, to podstawa.

Lech zagra na tym samym stadionie Sostoi w Szekesfehervar.

- I bardzo dobrze. Duch "Arasia" jeszcze się nad nim unosi.

Zachowało się nagranie rewanżowego meczu Legii z Videotonem Szekesfehervar. Węgrzy po strzale György Novatha odrobili nawet straty, ale kwadrans przed końcem Dariusz Dziekanowski wyrównał i dał jej awans.

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.