Rafał Sonik na Woodstocku: McDonalds'y mają ważną rolę. Bez ekonomii kraj nie działa

- Nie gniewajcie się na McDonalds'y i zagraniczne koncerny w Polsce. Mają swoją społeczną rolę. Dzięki nim kraj płaci niższe odsetki od kredytów, a my jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Tylko solidny fundament ekonomiczny daje możliwość robienia tego, co się chce, a nie tego, co się musi - mówił w woodstockowej ASP Rafał Sonik, milioner, który został rajdowcem i wygrał Dakar.

Gościem woodstockowego namiotu Akademii Sztuk Przepięknych był Rafał Sonik, zwycięzca rajdu Dakar, przedsiębiorca. Słuchało go kilka tysięcy ludzi. Właściwie po każdej dłuższej wypowiedzi Sonik zbierał burzę braw. Rajdowiec opowiadał o sporcie, biznesie, gospodarce. Nie szczędził opinii o tym, co go w Polsce wkurza. A wkurza go np. to, że ochrona meczów polskiej kadry idzie "z naszych pieniędzy". - Rozejrzyjcie się, co się dzieje pod Narodowym przed meczem. Te wszystkie policyjne wozy, ochroniarze, to wszystko jest opłacane z naszych podatków. Po co my to robimy, żeby pokazać się jako wiarygodni i sprawni organizatorzy? Przecież ci zawodnicy nie potrafią nawet wyjść ze strefy grupowej. Dlaczego politycy nie mają odwagi powiedzieć, że klub sportowy powinien utrzymywać się sam? Nie stać was, by grać na wielkim stadionie, zbudowanym też zresztą za nasze pieniądze? Grajcie na mniejszym. Te pieniądze mogłyby iść na młodych, ambitnych sportowców - mówił Rafał Sonik.

Na tę kwestię zwrócił uwagę woodstockowicz z tłumu, pseudonim "Luis". Organizuje zloty zabytkowych samochodów, "ogórków" i garbusów. Mówił jak za każdym razem "mocuje się" z policją. - Nie kumam, w końcu robię coś fajnego, pozytywnego, pożytecznego. Dlaczego mi tak utrudniają? - pytał Sonika. A Sonik sprzedał mu swoją radę: - Słuchaj, dam ci mój numer telefonu, poważnie. Wyślemy do nich kalendarze, gadżety. Poprosimy ich tak ładnie, że im się zrobi głupio. Zaczną ci iść na rękę, a policja w innych miastach będzie brała z nich przykład. Uwierz mi, to zawsze działa - przekonywał rajdowiec.

McDonald's jak papier toaletowy

Rafał Sonik w 1992 r. otworzył w Polsce pierwszego McDonald'sa. Pierwszy McDonald's na rogu Marszałkowskiej w Warszawie to jego robota. - To dobrze czy źle? To tak, jakby zapytać, czy potrzebny nam papier toaletowy. McDonald's spełnia ważną rolę w naszej rzeczywistości. Prowadzi tzw. Big Mac Indeks, który jest ważną informacją dla gospodarki krajowej o tym, czy kraj jest w ogóle wydolny. Wszyscy mamy kredyty, kraje, które są zadłużone, płacą kolosalne odsetki. A te, u których działają koncerny zagraniczne, płacą mniejsze. Te pieniądze zostają w kraju. Nie grozi nam druga Grecja - mówi Sonik.

Czy sam jada w McDonald'sie? Jeden z woodstockowiczów zapytał rajdowca, jaki jest jego ulubiony zestaw. - Nie jestem ani fanem, ani wrogiem. Wczoraj, jak do was jechałem, to zjadłem. I patrzę, a tu informacja: na czas Woodstocku McDonald's otwarty 24 godziny na dobę. Więc chyba dobrze zrobiliśmy, że go wprowadziliśmy (śmiech). Wszystko w umiarze. Ale McDonald's i tak zmienił już politykę, informuje o kaloriach itp. - tłumaczył Rafał Sonik.

I tak ściągnąłem do Polski 300 mln dolarów

To on na początku lat 90. wprowadzał do Polski koncern paliwowy British Petroleum. Opowiadał, jak trudne były początki. - Przyjechali Brytyjczycy, rozejrzeli się. Mówią: wiesz, wszystko fajnie, tylko tu nie samochodów. To był akurat pierwszy upalny czerwcowy weekend, wszyscy porozjeżdżali się nad jeziora. Zabraliśmy ich do Kryspinowa pod Krakowem, a tam morze aut. Jak to zobaczyli, powiedzieli: budujemy. Jeden z największych koncernów świata zrobił z nami interes z podziałem zysków 50 na 50. Standardy ekologiczne zachowaliśmy bardziej, niż wymagały tego przepisy. Najpierw 38 stacji, potem zaopatrzenie linii lotniczych. I tak wprowadziliśmy do Polski 300 milionów dolarów - opowiadał Rafał Sonik.

Woodstockowiczom tłumaczył, dlaczego galerie i sieciówki są dla polskiej gospodarki ważne. Sam prowadzi np. galerię handlową w Tarnowie ("zapłaciłem za nią 10 mln zł, rocznie dopłacam 1 mln zł".) - To wyznacznik statusu materialnego kraju. Galerie mają ważną rolę społeczną, stały się synonimem gospodarki rynkowej kraju. Rozumiem, że niektórzy krytykują obecność zagranicznych sieciówek, ale to dzięki nim żyjemy i jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Nie dyktuję o tym, czy Złote Tarasy albo Focus Park w Zielonej Górze są ładne. Ale wstydu nie ma. Wiecie, jak by wyglądał wymarzony sklep koncernu? Jak ten namiot. Wierzcie mi, każdy chce sprzedawać jak najtaniej, a jak najmniej inwestować w środki trwałe. Lepiej, żeby chleb kosztował mniej, a sklep nie był klimatyzowany. To się będzie zmieniać - zapowiadał biznesmen i rajdowiec w jednej osobie. - Bill Clinton napisał sobie nad biurkiem: Gospodarka, głupcze. I to był najlepszy moment dla Stanów Zjednoczonych. Tylko solidny fundament ekonomiczny daje możliwość robienia tego, co się chce, a nie tego, co się musi - mówi Sonik.

Siemacha, czyli gdy dla dziecka 5 zł to majątek

Rafał Sonik angażuje się też w działalność charytatywną, założył stowarzyszenie Siemacha ("tak biznes pracuje dla Polski i Polaków"). Z pomocy korzystają dzieci, które "miały w życiu trudniej". Jest ich ok. 4 tys. - Nie mówmy patologicznych, bo to już niemodne. To dzieci, które mają predyspozycje, by być liderami, bo im się bardziej chce. Opowiem wam pewną historię, jak otwieraliśmy tarnowską Siemachę. Napisaliśmy do kuratorium, zgłosili nam 1,5 tys. dzieci. Zrobiliśmy im pracownię muzyczną, by uczyły się grać na instrumentach. Przychodzi chłopiec, mówi, że marzy, by grać na perkusji. A grałeś kiedyś? Nie. No to siadaj, graj. Po chwili byliśmy pewni, że nas okłamał, tak świetnie grał. A on mówi: ćwiczyłem ołówkami na poduszkach... - i tu znów Sonik zebrał burzę braw.

- Kiedyś organizowaliśmy wycieczkę do Wiednia dla dzieciaków. Poprosiliśmy, by zapłaciły po 5 zł, by czuły, że mają wkład w całą wyprawę. To się okazało niewykonalne - dodał.

Politycy obiecują, a potem idą do NBP...

W politykę mieszać się nie będę, i możecie mnie trzymać za słowo. Do polityki nie idę, bo nie muszę - obwieścił Sonik. Ale ktoś z tłumu mu wypomniał, że do Sejmu startował. - I całe szczęście się tam nie dostałem. To było tak, że Rewiński zebrał świetny wynik w podpisach i przyszedł do przedsiębiorców, mówiąc: słuchajcie, będę miał kilkanaście miejsc w Sejmie. Startujcie ze mną, bo przecież nie wprowadzę tych kolegów z baru. I tak wprowadził do polityki 16 zamożnych ludzi, którzy odegrali ważną rolę - wspominał.

Jego zdaniem "rządzić może każdy, byleby nie zapominał, że państwo opiera się na fundamencie E-KO-NO-MI-CZNYM". - Najbardziej boję się populizmu. To gangrena, która może doprowadzić do bankructwa, z którego najtrudniej się wygrzebać. Najgorzej, gdy kraj się zadłuży, kraj nie może żyć na czerwonym. Najbliżej zapaści byliśmy w 89 r., gdy inflacja sięgała wysoko, a oprocentowanie kredytów wynosiło 36 proc. Na naszych oczach w kolosalnym kryzysie znalazła się Grecja, co wpłynęło na życie codzienne ludzi. U nas jeszcze nie jest tak źle, bo politycy obiecują, szumią, a potem idą do NBP i pytają: co możemy? No nic nie możemy... - mówił Sonik.

Mówię ładnie po polsku? Bo kupiłem księgarnię

Woodstockowicze byli ciekawi, jaki stosunek Sonik ma do alkoholu. - Zacząłem pić, gdy miałem 14 lat, a skończyłem, gdy miałem 20. Im szybciej dziecko zacznie, tym szybciej skończy. Tak trzeba uczyć dzieci, ale z głową i olbrzymią rozwagą. Sam dałem mojemu pasierbowi piwo i już wiedziałem, że problemów z alkoholem mieć nie będzie. Ja piję tylko czerwone wino, w małych ilościach, bo regeneruje mięśnie podczas rajdu - mówi.

Ktoś z tłumu pochwalił polszczyznę rajdowca. - To dlatego, że... kupiłem w Krakowie księgarnię (śmiech). I, o dziwo, działa do dziś. Nie można tracić kontaktu z książkami, to one kształtują wyobraźnię.

Po każdym wypadku jestem szybszy

Spotkanie zdominował biznes, ale nie mogło zabraknąć wątku Dakaru. Ludzie pytali rajdowca, czy nie zraża się do wyścigów po wypadkach. - Po każdym wypadku jestem szybszy (brawa). Bez kitu, jestem szybszy, bo jestem zły. Wściekam się na siebie, że popełniłem błąd - wyjaśniał Sonik.

Jak zareagował na śmierć rajdowca Michała Hernika? - Pokażę wam jak (Sonik wstał, podszedł do quada i zaprezentował czarną wstążkę). Marzeniem rajdowca nie jest Dakar, tylko meta. Jedyne, co możesz zrobić w takiej sytuacji, to zawieźć tego człowieka na metę i tak spełnić jego marzenie - powiedział Sonik.

Opowiadał, jak zawzięcie mierzył się z pewnym Katarczykiem z bogatej rodziny, która sponsorowała rajd. - Będę się z nim ścigał do krwi. Wiecie dlaczego? Za mecz w piłkę ręczną. Nie dlatego, że go nie lubię. Nie lubię nieuczciwości w sporcie. Chcę mu udowodnić, że wyniku nie da się kupić - tłumaczył.

Na kasku ma przyklejone serduszko WOŚP. - W Dakarze pytali mnie, co to, czy się zakochałem? Opowiedziałem uczestnikom o projekcie. Mieli puste twarze, nie wyobrażali sobie, że w Polsce może dziać się coś takiego jak WOŚP. Obserwowałem ich oczy jak dwudziestozłotówki i byłem dumny, że potrafimy w kraju zrobić coś, czego inni nie mają.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.