Koszykarz Eyenga wygrał ze Stelmetem. Chce dużo kasy. Stelmet się odwoła

Kongijczyk Christian Eyenga domaga się od koszykarskiego Stelmetu Zielona Góra 270 tys. dolarów, które należałyby mu się za sezon gry w Zielonej Górze. Koszykarski trybunał arbitrażowy zgodził się z argumentami Eyengi i wydał wyrok, wg którego mistrzowie Polski mają wypłacić koszykarzowi 140 tys. dolarów.

Szefowie Stelmetu BC z wyrokiem się nie godzą. Janusz Jasiński, właściciel zielonogórskiego klubu, mówi o "sądzie kapturowym" i zapowiada walkę na prawników.

O co w tym wszystkim chodzi?

Latem 2013 r. Eyenga związał się ze Stelmetem dwuletnim kontraktem. Na campie w USA wypatrzyli go i wybrali Jasiński i Walter Jeklin, generalny menedżer Stelmetu.

Jeszcze zanim Kongijczyk stawił się w Zielonej Górze, już było wiadomo, że skacze niesamowicie wysoko. I rzeczywiście mnóstwo razy kończył kontry tak, jak kibice uwielbiają najbardziej, miał swoich wielkich fanów na trybunach areny CRS, gdzie kilka razy oklaskiwała go aktorka i piosenkarka Patricia Kazadi, z którą był związany.

W połowie obowiązywania kontraktu, czyli latem 2014 r., po przegranej serii finałowej play-off z PGE Turowem Zgorzelec, szefowie i trenerzy Stelmetu postanowili rozstać się z latającym Eyengą. Wypowiedzieli umowę, a po jakimś czasie wypłacili 20 tys. dolarów buyoutu zapisanego w jednym z punktów kontraktu. Myśleli, że sprawa została załatwiona?

Koszykarz miał przenieść się do PGE Turowa Zgorzelec. Podpisał tam kontrakt, ale w sumie nic z tego nie wyszło. Bo Eyenga nie stawił się w Zgorzelcu w umówionym czasie. Zdaniem prezesów PGE Turowa umyślnie opóźniał przylot do Polski. A kiedy w końcu się stawił, pracodawcy zarzucali, że brakuje mu formy i odpowiedniego przygotowania.

Dla Stelmetu istotniejsze stało się coś innego. Otóż Eyenga i jego agenci uznali, że zielonogórski klub wypowiedział kontrakt nieskutecznie. Na tej podstawie domagali się od zielonogórskiego klubu 270 tys. dolarów. Bo tyle Kongijczyk zarobiłby przez sezon gry w Stelmecie.

Prezesi z Zielonej Góry nie chcieli zapłacić. Stąd sprawa trafiła do trybunału arbitrażowego FIBA w Genewie. I kilka tygodni temu zapadł tam wyrok, wg którego Stelmet musi zapłacić Kongijczykowi 140 tys. dolarów.

- Jeżeli umowa została wypowiedziana nieskutecznie, to gdzie się podziało nasze 20 tys. dolarów? Zgubił ktoś?! - dopytuje Jasiński. - Nie zgadzamy się z tym wyrokiem "sądu kapturowego". I będziemy się odwoływać, do Szwajcarii niestety. Konsultujemy to z prawnikami i dlatego uważamy, że mamy rację. Ale ogólnie to dla nas nauka, że w kontraktach trzeba bardzo uważać na wszystkie zdania, słowa, kropki i przecinki - mówi właściciel Stelmetu BC Zielona Góra.

Czy wyrok trybunału arbitrażowego i toczący się spór może zamknąć mistrzom Polski drogę do zawierania kolejnych kontraktów? - Dziś nie mamy takiego problemu, widać zresztą, że nie spieszymy się z kontraktowaniem graczy. W przyszłości, gdyby sprawy poszły nie po naszej myśli, problemy mogą wyniknąć - przyznał Jasiński.

Więcej o: