Legenda Stomilu: Tysiące kibiców dodawały nam skrzydeł

- Gdy w przerwie zimowej sezonu 1996/1997 trafiłem do Legii Warszawa, po treningach każdy wsiadał do swojego samochodu i jechał do domu. To nie to samo, co w Stomilu - mówi Sylwester Czereszewski, były zawodnik OKS. Klub z Warmii i Mazur skończył 70 lat.

43-letni napastnik, który w Stomilu zaliczył dwa pobyty (1989-1992, 1993-1996) w 70-cio letniej historii klubu zajmuje szczególne miejsce. Gdy OKS występował w I lidze (dzisiejsza Ekstraklasa) w latach 1994-2002, Czereszewski zdobył w biało-niebieskich barwach aż 17 bramek, co do dziś jest najlepszym wynikiem w historii gier tej ekipy w najwyższej klasie rozgrywkowej. - Postacią, którą najlepiej wspominam z tamtych czasów jest trener Bogusław Kaczmarek - mówi w rozmowie z "Wyborczą Olsztyn" były reprezentant Polski. - Gdy zaczął pracę w Stomilu od razu wszystko poukładał i za wszystko wziął odpowiedzialność. Nie było tak, że jedna osoba rządzi, pięć innych jej podpowiada, a w przypadku problemów i tak nie ma winnego.

"Żona była w szoku, gdy zobaczyła kibiców"

Czereszewski podkreśla, że za czasów jego gry w OKS kontrakty wszystkich zawodników były równe. - Nigdy nie było między nami złych emocji, jeśli chodzi o sprawy finansowe - wyjaśnia napastnik. - Pamiętam, że byliśmy typowym zespołem własnego boiska. Na swoim stadionie mogliśmy pokonać każdego. Zawsze skrzydeł dodawały nam tysiące kibiców, którzy zasiadali na trybunach. Poza meczami także byliśmy zgrani. Wiele razy bywaliśmy na wspólnych dyskotekach.

Legendarny zawodnik Stomilu wspomniał także pierwszy raz, gdy zaprosił na mecz swoją żonę. - Była to końcówka sezonu 93/94, kiedy wywalczyliśmy awans do ekstraklasy - zaznacza Sylwester Czereszewski. - Graliśmy wówczas z Karpatami Krosno i wygraliśmy 4:0, przy czym udało mi się strzelić dwie bramki. Pamiętam, że żona była wtedy w szoku, gdy zobaczyła pełne trybuny stadionu. Przyciągaliśmy tłumy ludzi mimo że graliśmy dopiero w drugiej lidze.

Po awansie do polskiej elity piłkarskiej niewielu dawało olsztynianom szansę na utrzymanie w ekstraklasie. - Wiele razy słyszałem opinie, że szybko spadniemy, ale udowadnialiśmy sceptykom, że niesłusznie w nas wątpią - przypomina Czereszewski. - Z naszym awansem związanych jest także wiele ciekawych anegdot. W ostatnim meczu pamiętnych rozgrywek 93/94 graliśmy u siebie z Okocimskim Brzesko, którego pokonaliśmy 2:0. Przed tym spotkaniem włodarze przeciwnej drużyny podarowali nam dwie skrzynki piwa, mówiąc w żartach, żebyśmy nie strzelali im zbyt wielu bramek (uśmiech). Chyba bali się, że przegrają różnicą pięciu goli.

Napastnik nie ukrywa, że każdy sukces OKS-u musiał rodzić się w bólach. - Zgodzę się z trenerem Bogusławem Kaczmarkiem, który mówi, że polegaliśmy głównie na ciężkiej pracy - podkreśla były reprezentant Polski. - W drużynie było dzięki temu widać jedność. Gdy w przerwie zimowej sezonu 1996/1997 trafiłem do Legii Warszawa, po treningach każdy wsiadał do swojego samochodu i jechał do domu. To nie było to samo, co w Stomilu.

Powrót z Legią do Olsztyna

Po wspomnianym transferze Czereszewski niejednokrotnie w barwach stołecznej ekipy mierzył się ze swoim byłym klubem. - Ciekawiło mnie, czy dam radę strzelić Stomilowi bramkę i dokonywałem tego - wspomina były zawodnik. - Często mówi się, że piłkarze nie powinni cieszyć się z goli strzelanych drużynom, w którym niegdyś grali. Ja jednak byłem zadowolony z każdej bramki. Przyznam się nawet, że Stomil bardzo mi odpowiadał, jeśli chodzi o trafianie do siatki.

I dodaje: - Nigdy nie pomyślałbym, że moja kariera potoczy się właśnie w ten sposób. Trafiłem do Stomilu dość późno, ponieważ miałem 17 lat. Wyróżniałem się atletyczną posturą, ale było trochę zawodników lepszych ode mnie.

Piłkarz podkreśla, że najbardziej lubił zawsze przedsezonowe obozy przygotowawcze. - Nie mogłem się doczekać sparingów - przyznaje napastnik. - Gdy przez dłuższy czas nie było mi dane zażyć wysiłku fizycznego, to czułem się nieswojo. Myślę, że byłem i nadal jestem od niego uzależniony.

W minioną środę, w rozmowie z "Wyborczą Olsztyn" trener Bogusław Kaczmarek podkreślał, że wspólnie z piłkarzami często musiał podlewać murawę stadionu po treningach. - Nikt z nas nie myślał o tym jak o karze - nie ukrywa Czereszewski. - Pracownicy klubu o godz. 15 rozchodzili się do domów, więc chcieliśmy sami zadbać o boisko. Po niepodlewanej murawie piłka skakała tak, jakby była z kauczuku. Z kolei jeśli na ziemi było za dużo wody, robiło się z tego bagno.

Nietrudno się domyślić, czego z okazji 70-lecia Czereszewski może życzyć Stomilowi. - Oczywiście ekstraklasy - rozwiewa wątpliwości piłkarz. - Na stadionie znów pojawiłyby się rzesze fanów. Skoro Chorzów, Białystok, czy Kielce mogą grać w najwyższej lidze, to my również.

Najlepsi piłkarze Stomilu

W związku z 70-leciem Stomilu "Gazeta Wyborcza Olsztyn" postanowiła wybrać najlepszych piłkarzy w historii klubu. Ale zanim przedstawimy naszych bohaterów, prezentujemy typy Sylwestra Czereszewskiego: - Moim zdaniem na takiej liście powinni się znaleźć Tomek Sokołowski oraz Andrzej Biedrzycki - uważa. - Pierwszy z nich grał równie dobrze lewą, jak i prawą nogą. Co więcej, był bramkostrzelny i notował wiele asyst. Z kolei Biedrzycki jest blisko klubu do dzisiaj. Mało kto jest związany z jedną ekipą przez całe życie, dla samej idei.

Więcej o piłkarzach Stomilu czytaj na olsztyn.sport.pl .

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.