102,2 km/ godz. Kwiatkowskiego na TdF. A jakie są rekordy?

Wyczyn Michała Kwiatkowskiego zrobił wielkie wrażenie. A jakie są rekordy?

Mająca ponad 2 tys. metrów góra. Zjazd. Wąsko, każdy nieuważny ruch to kolizja. Nikt rozważny jadąc samochodem nawet nie zaryzykowałby takiej prędkości czując, iż praw fizyki oszukać się nie da.

A co w takiej sytuacji musi odczuwać kolarz?

Nie jest niczym osłonięty, czuje dosłownie każdy pęd wiatru. Świst w uszach, błyskawicznie przemykające obrazy w oczach. Andrenalina musi sięgać górnych granic.

Właśnie w takich warunkach 102 km/ godz. pędził kolarski mistrz świata.

Michał Kwiatkowski w Piernikowej Alei GwiazdMichał Kwiatkowski w Piernikowej Alei Gwiazd WOJCIECH KARDAS

Michał Kwiatkowski - cudowne dziecko kolarstwa spod Golubia-Dobrzynia; niedawno odsłaniający na toruńskim deptaku swoją "katarzynkę" - nie zalicza tegorocznego Tour de France do udanych. Mistrz nie jest tam postacią pierwszego planu - to jednak efekt m.in. zaangażowania w pracę grupową, a nie stawiania własnych ambicji ponad dobro zespołu. Miał jednak swoją wielką chwilę w środowy wieczór. Wystarczył do tego ledwie jeden tweet i zdjęcie.

A zaczęło się od Marka Cavendisha. Gwiazda grupy Etixx-Quick Step pokazała na twitterze zdjęcie urządzenie, które rejestrowało szybkość jego jazdy podczas 11. etapu TdF. Na zjeździe ze szczytu przełęczy Tourmalet Cavendish osiągnął prędkość 101,91 km/ godz. Imponująca, musi robić wrażenie.

Nie na Kwiatkowskim.

Twett Cavendisha:

Tweet Kwiatkowskiego:

Sam wcześniej nie chwalił się szybkością. Po prostu odpowiedział na tweet Cavendisha. Tez wkleił zdjęcie swojego rejestratora. Średnia prędkość w etapie? 33,6 km/ godz. Maksymalna podczas zjazdu? 102,2. Jakiej odwagi trzeba, by z góry pędzić - wspólnie z innymi kolarzami - po wąskiej drodze - pędzić z taką prędkością?

Tourmalet to dla każdego kolarza coś więcej niż wyzwanie. Kiedyś - gdy cykliści nie byli takimi sportowymi cyborgami, jak dziś Kwiatkowski - przyjęto, że wzniesienie można było pokonać zarówno na rowerze, jak i na piechotę. Ot, takie drobne ustępstwo ze względu na katorżnicze warunki. Kiedy niejaki Gustave Garrigou 20 km podjazdu o ponad 7-proc. nachyleniu pokonał nie schodząc z roweru, dostał specjalną nagrodę w uznaniu tego, iż po prostu przetrwał. By wjechać, trzeba mieć iście żelazne płuca i serce jak dzwon. By zjechać - ponadprzeciętny refleks i odwagę.

Wynik Kwiatkowskiego musi budzić szacunek. Przeciętny amator rozpędzony do 30-40 km na godz. po nieco pochylonej ulicy będzie instynktownie naciskać hamulec. 100 km/ godz. to rezultat niewyobrażalny. A rekordy są oczywiście znacznie wyższe - były jednak efektem technologicznych innowacji, a nie samej siły mięśni i możliwości kolarzy. W 1985 r. na słonym jeziorze w stanie Utah Holender Fred Rompelberg osiągnął 268 km, ale pedałował za osłoną aerodynamiczną i rozpędził się do 120 km/ godz. dzięki holowaniu przez samochód.

 

O własnych siłach zrobił to w 2013 r. Sebastian Bowier. Osiągnął niespełna 134 km/ godz., ale jego rower był zbudowany specyficznie - tak, by zmniejszać opory powietrza.

 

Najwyższą prędkość, 333 km/godz. osiągnął niegdyś we Francji Arnold Neracher, który na torze to wyścigów samochodowych wykorzystał sprzęt wspomagany przez... napęd rakietowy. Bliżej temu tworowi było więc do jakiegoś ultramotocyklu, niż roweru.

 

Klasyczny sprzęt wykorzystał z kolei Markus Stoeckl, kiedy osiem lat temu osiągnął 210 km./ godz. - zrobił to jednak jeżdżając samotnie na stoku La Parva, który nachylony jest pod kątem 45 stopni.

 
Więcej o:
Copyright © Agora SA