FK Sarajevo - Lech Poznań. Lech nigdy jeszcze nie przegrał meczu z rywalem z Bałkanów

Pojedynki z FK Sarajevo to trzecia rywalizacja Lecha Poznań z zespołem z Bałkanów w dziejach europejskich pucharów. Co ciekawe, nigdy dotąd Kolejorz nie tylko z nimi nie odpadł, ale nawet nie przegrał choćby jednego meczu

O Bałkanach mówi się, że to gorący teren i bardzo trudno jest tam grać. Lech Poznań jest jednak dowodem na to, że można sobie tam poradzić. Wtorkowy pojedynek w Sarajewie był piątym meczem Kolejorza z bałkańskim rywalem i zakończył się piątym zwycięstwem.

Po raz pierwszy Lech pojechał na Półwysep Bałkański w 1988 roku, gdy w ramach nieistniejących już rozgrywek o Puchar Zdobywców Pucharów wylosował albańską drużynę Flamurtarti Vlora. Wyprawa lechitów do egzotycznej wtedy Albanii zakończyła się wygraną poznaniaków 3:2 po golach Damiana Łukasika, Jarosława Araszkiewicza i nieco już dzisiaj zapomnianego Henryka Głombiowskiego. Albańczycy dwukrotnie wyrównywali po bramkach Vasila Ruciego, ale przegrali. Ulegli też w Poznaniu - 0:1 po golu Jarosława Araszkiewicza, w meczu, w którym większe emocje przynosiły widowni doniesienia ze stadionu w Warszawie, gdzie Legia grała z Bayernem Monachium i wysoko przegrywała 3:7. Pojedynki te poprzedzały pamiętne starcia Lecha z FC Barceloną, zakończone dramatycznymi rzutami karnymi.

Dwa lata później, w 1990 roku Lech startował już w pucharach jako mistrz kraju i w Pucharze Europy trafił na, jak się wydawało, bardzo trudnego rywala, grecki Panathinaikos Ateny. Grecy okazali się jednak jedynie tłem dla Kolejorza, który w Poznaniu rozniósł ich aż 3:0 po dwóch golach Czesława Jakołcewicza i jednym Marka Rzepki.

Mimo wysokiej przegranej w Poznaniu mistrzowie Grecji byli pewni awansu, bo już nie raz odrabiali takie, a nawet wyższe straty. Poznaniacy jechali do Aten z wizją konieczności przejścia przez piekło. Tymczasem na ateńskim Stadionie Olimpijskim, w obecności 50 tysięcy widzów i mimo bójki, do jakiej doszło między sztabami trenerskimi obu ekip, Lech wygrał z Panathinaikosem raz jeszcze - tym razem 2:1. Tym bardziej to chwalebne, że Grecy prowadzili po golu do szatni Dimitrosa Saravakosa. Gole dla Kolejorza strzelili po przerwie Bogusław Pachelski i Kazimierz Moskal.

Do tych pamiętnych spotkań Lech dołożył teraz wygraną z FK Sarajevo 2:0 po bramkach Kaspra Hamalainena i Denisa Thomalli.

Więcej o: