Piskun w Polonii grał przez całą karierę - trafił do niej w 1955 roku z Łowicza z przydomkiem "Szabelka" (od charakterystycznych, siatkarskich serwisów) i występował przez następne 16 lat. - W 1962 roku szykował się na mnie Śląsk Wrocław - opowiadał Piskun w książce "Srebrni chłopcy Zagórskiego" o srebrnej reprezentacji Polski. - Prowadziliśmy rozmowy, ale w końcu tam nie poszedłem. Polonii bardzo na mnie zależało, bo beze mnie pewnie by spadła z ligi i się nie podniosła.
Trzy lata wcześniej, w 1959 roku, Polonia zdobyła swój jedyny w historii tytuł mistrzowski. W zespole prowadzonym przez trenera Władysława Maleszewskiego gwiazdami byli Janusz Wichowski i właśnie Piskun.
- Mnie podniecało, jak szedłem ulicą Warszawy i słyszałem za sobą głosy małych dzieci: "Patrz, Piskun idzie!". To była dla nas radocha - tłumaczył Piskun. Jak grał? - Nie chwaląc się, rzut miałem kapitalny. Rzadko na dziesięć nie trafiałem jednego. Specjalizowałem się w próbach z wyskoku i z dystansu. Najlepiej mi to wychodziło. To rzadko spotykane, bo przy moim wzroście rzucałem z bardzo daleka.
- Koledzy z drużyny często ustawiali dla mnie podwójną zasłonę. Ja wychodziłem na pozycję, nawet jeszcze się oddalałem w wyskoku, żeby obrońca nie zdążył, i rzucałem. Piłka jeszcze leciała, a kibice już krzyczeli: "Pisać!". Było prawie pewne, że trafię. W związku z tą łatwością rzutu i skutecznością, jeśli jakiś rywal mnie krył, udawałem, że niby zrezygnowałem z próby, i odchodziłem. Miałem piłkę, kozłowałem ją do tyłu, przeciwnik myślał, że będę podawał do partnera, a ja wyskakiwałem i rzucałem - opowiadał.
W sobotę Piskun opowie o sobie i swojej karierze więcej. Na spotkaniu będą też autorzy książki "Srebrni chłopcy Zagórskiego" - dziennikarz Warszawa.sport.pl Łukasz Cegliński i jego ojciec Marek, redaktor PAP. Spotkanie w Czarnej Koszuli rozpocznie się o 15.30.
Początek meczu Polonii z SMS PZKosz - o 13.
Więcej o spotkaniu z Jerzym Piskunem - na Facebooku .