Praca marzeń naszych dzieci, prawdziwa żyła złota. "Dwa miliony na głowę"

Dominik Wardzichowski
- Dwa tygodnie grania, pięciu chłopaków i po dwa miliony dolarów na głowę - mówi o zarobkach w esporcie Jędrzej Smaruj z agencji Rightshot. Jak dojść do tak wielkich pieniędzy? Dlaczego Marcin Gortat czy Dawid Podsiadło inwestują w e-sport? I czy granie w gry będzie wymarzoną pracą naszych dzieci? Zapraszamy do obejrzenia wywiadu z programu "Studio Biznes".

W najbliższych latach e-sport może zostać jedną z głównych gałęzi gospodarki elektronicznej. Aktualnie polski rynek tejże dyscypliny wart jest aż ok. 11,5 mln dolarów i duża w tym zasługa profesjonalnych drużyn, które rywalizują w największych światowych rozgrywkach, ale również i celebrytów, którzy jeszcze jakiś czas temu niekoniecznie byli związani z e-sportem. Inwestują w niego m.in. Marcin Gortat (były gracz NBA), Bogusław Leśnodorski (były współwłaściciel Legii Warszawa) czy Dawid Podsiadło, którego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba.

- Świat sportu i e-sportu łączy się i miesza. I wcale mnie to nie dziwi, bo e-sport to przede wszystkim rywalizacja. Trenujemy, staramy się być lepszym od przeciwnika i są te same wartości, co w tym tradycyjnym sporcie. Dlatego osoby wywodzące się ze sportu, doskonale czują się w wirtualnej rzeczywistości - mówi nam Jędrzej Smaruj, a całą rozmowę o wielkich pieniądzach w e-sporcie możecie obejrzeć tutaj:

Zobacz wideo Praca marzeń naszych dzieci, żyła złota, a zarobki? "Polska w światowej czołówce"

Rosnącą popularność e-sportu potwierdzają też badania. Z raportu firmy Deloitte wynika, że ponad połowa (52%) Polaków w wieku 16-65 lat choć raz zetknęła się z e-sportem, a 26% przynajmniej raz zapłaciło za zakup produktów, treści lub usług związanych z e-sportem. Istnieje dalszy potencjał wzrostowy sektora, zwłaszcza jeśli chodzi o podnoszenie świadomości e-sportowej. E-sport, które jest częścią sektora gamingu, nie jest jeszcze jednak w pełni rozpoznawalny. Prawie dwie na trzy osoby słyszały już o tym terminie (61%), ale tylko 39% jest w stanie poprawnie zdefiniować ten termin. W porównaniu z Europą Polskę można jednak uznać za jeden z bastionów e-sportu pod względem świadomości i zasięgu konsumentów, obok Hiszpanii i Włoch.

Czy więc e-sport można nazwać wymarzoną pracą naszych dzieci? - Zdecydowanie tak. Każde dziecko ma teraz telefon, na którym coś ogląda albo gra w gry. A jak gra w gry, to ogląda, jak grają w nie inni. To daje wiele możliwości, ale nie można przesadzić. E-sport nie polega na marnowaniu czasu przed komputerem, a na treningu i rywalizacji. Tylko wtedy może kiedyś zamienić się w pracę - kończy Jędrzej Smaruj.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.