Jake'a "Stewiego2k" Yipa z pewnością można nazwać osobą pewną siebie, a przez to czasami butną i zadufaną. Zawsze był świadom swoich umiejętności, grając na ogromnym luzie. Stało się to jego elementem rozpoznawczym. Jego styl go wypromował, a medialność pozwoliła na wywalczenie sobie pierwszego transferu do dużej organizacji. Wydaje się jednak, że w pewnym momencie Yip po prostu się zatracił, zaś jego wybujałe ego tylko go dobiło. Sięgnął szczytu, ale mógł się na nim utrzymać znacznie dłużej. To właśnie ten aspekt go przerósł.
Jake "Stewie2k" Yip był aktywny na profesjonalnej scenie CS:GO od 2015 roku. Zaliczył kilka krótkotrwałych epizodów w mniejszych drużynach, ale przede wszystkim dużo streamował, rywalizując aktywnie z najlepszymi graczami regionu. Amerykanin szybko zapracował sobie na ich szacunek. Grał agresywnie, lubił niekonwencjonalne zagrania, a publika to uwielbiała. Prawdziwy typ zawodnika showmana. Prawdziwym pytaniem pozostawała jednak kwestia, czy ktoś taki da sobie radę w roli profesjonalnego esportowca, który będzie musiał dbać nie tylko o interesy własne, ale i innych.
Szansę zdecydowało się mu dać w 2016 roku Cloud9. Yip miał wtedy 18 lat, a trafił do najbardziej renomowanej amerykańskiej organizacji na scenie CS:GO. Z samą aklimatyzacją dużych kłopotów nie było. "Stewie" znał swoich kolegów z drużyny. Sporo grał z nimi w wolnym czasie, a najlepiej kojarzono go z Michaelem "Shroudem" Grześkiem - czołowym graczem C9.
Pierwsze miesiące współpracy już przyniosły okazały owoc. "Chmury" wygrał 4. sezon ESL Pro League, ucierając nosa SK Gaming na ich własnym, brazylijskim gruncie. Kolejne miesiące to okres bardzo nierównej gry Cloud9. Z sukcesami poza granicami własnego kraju było skromnie.
Mimo wszystko "Stewie2k" budował już swoją własną markę. Zyskał przydomek "Smoke Criminal" - potrafił w bardzo kreatywny sposób zaskakiwać rywali, często grając przy tym na granicach granatów dymnych. Czasami z jego gry biła taka bezczelność, iż trudno było uwierzyć, że jest stuprocentowym profesjonalistą. Ale on po prostu w taki sposób nauczył się grać w CS:GO. Na takiej płaszczyźnie czuł się najlepiej. Ochrzczono go złotym dzieckiem amerykańskiego Counter-Strike'a. Cały czas jednak wszyscy czekali na sukcesy drużynowe - za styl w końcu nikt tu nie przyznaje żadnych punktów. Liczyły się konkrety.
2017 rok to dla Cloud9 tylko jeden sukces największego kalibru, który mimo wszystko wiąże się z dużym niedosytem. Zespół sprawił niemałą sensację, dochodząc do finału ESL Kolonia, gdzie jednak to SK Gaming okazało się lepszą ekipą, odgrywając za porażkę z ESL Pro League. Był to w zasadzie "ostatni taniec" C9 w swym pierwotnym wydaniu. Krótko potem z drużyny odeszli Michael "Shroud" Grzesiek oraz Jordan "n0thing" Gilbert. Nie było już wątpliwości, że najmocniejszym indywiduum w zespole pozostał "Stewie2k".
Odświeżone "Chmury" musiały się ze sobą nieco dogryźć, ale i tak skończył wygraną na DreamHack Denver. Był to świetny prognostyk wobec kolejnych miesięcy. Dobre notowania były o tyle istotne, że kolejny sezon miał się w zasadzie rozpocząć od Majora. Z wyższej belki startować się już nie dało. Dla Cloud9 ELEAGUE Major 2018 był o tyle istotny, iż mieli wystąpić na nim w roli gospodarza. Żadnych wymówek przed własną publiką.
Występ C9 w Bostonie przeszedł do historii CS:GO. Od bilans 0-2, oszukania przeznaczenia i heroicznego wejścia do fazy play-off, aż po deklasacje G2, rewanż na SK Gaming, a wreszcie wielki finał z FaZe Clanem. W oczach wielu decydujące spotkanie nadal pozostaje najlepszym finałem Majora w historii. Streszczając jednak cały temat - Cloud9 wygrało. Dokonało czegoś, czego amerykańskie drużyny nigdy nie zdołały zrobić. Przeszli drogę, która zawsze przerastała ich region. Sam "Stewie2k" miał w tym niebagatelny wkład - to jego indywidualne zagranie doprowadziło do dogrywki na decydującej mapie starcia z FaZe. Zresztą cały turniej w wykonaniu Yipa został rozegrany na bardzo wysokim poziomie.
Wydawało się, że Cloud9 pójdzie za ciosem, próbując zdominować światową scenę CS:GO. Summa summarum tak się jednak nie stało. Major był ich absolutnym maksimum. Krótko potem emeryturę ogłosił Tyler "Skadoodle" Latham, a reszta drużyny w zasadzie się rozeszła.
"Stewiego" skusiła wizja stworzenia brazylijsko-amerykańskiego projektu w SK Gaming. Po dwóch latach rywalizacji z tą marką zmienił strony barykady. Choć na papierze wyglądało to tak, jakby właśnie powstał absolutny hegemon na skalę sceny CS:GO, tak rzeczywistość mocno zweryfikowała koncept SK. Chemii między Brazylijczykami, a Amerykanami ostatecznie nie było. Do końca 2018 roku zespół wygrał tylko Zotac Cup. Stanowczo za mało jak na oczekiwania wobec składu. Yip nie został w tych samych barwach na kolejny sezon.
Gdzie jedna furtka się zamyka, tam druga otwiera. W 2019 roku "Stewie" trafił do Team Liquid - wrócił do jednolicie amerykańskiej drużyny. Ta decyzja okazała się najlepszym wyborem w karierze. "Rumaki" dokonały bowiem tego, czego długofalowo nie udało się zrobić Cloud9.
Więcej treści esportowych na Gazeta.pl.
To właśnie z Liquid "Stewie2k" wylądował na pewien czas na 1. miejscu światowego rankingu. Zdobył z zespołem 8 najwyższej klasy tytułów, zostając również triumfatorami pierwszej edycji Intel Grand Slam, za którą drużyna otrzymała milion dolarów. Może i Liquid nie dawało sobie rady na Majorach, ale zdziałali znacznie więcej. To nie był jednorazowy sukces - 2019 rok po prostu do nich należał. I być może ta era trwałaby dalej, gdyby nie pandemia. Mocno zmieniła ona realia esportowej sceny, dzieląc wszystkie rozgrywki na regionalne.
"Rumaki" wybiło to z rytmu. 2020 rok nie był już tak spektakularny, właśnie przez covidowe komplikacje. Potem doszło też do kilku zmian, a amerykańska scena straciła swoją renomę. Liquid wciąż pozostawało jedynką wśród zespołów zza oceanu, ale na światowej arenie nie liczyło się już tak jak przedtem.
"Stewie2k" spędził w Liquid najdłuższy okres swojej kariery - 3 lata. Odszedł na początku 2022 roku, decydując się na przenosiny do reformowanych Evil Geniuses. Zjednoczył się z Willem "RUSHEM" Wierzbą i Timothym "autimaticiem" Ta, których znał z czasów Cloud9. Wierzył, że znów podejmuje trafną decyzję, utrzymując swoje nazwisko na ustach esportowych fanów. Tym razem się przeliczył.
Evil Geniuses okazali się kompletnym niewypałem. Jednak nie tylko wyniki pogrążyły Yipa. W wywiadzie byłego asystenta EG Paolo "EVY" Berbudeau z 1pv.fr poruszono bardzo obciążające "Stewiego" tematy. Francuz punktował Amerykanina, wytykając mu pychę i obłudę. Yip był niepokorny - wywyższał się, przypominając triumf na Majorze. Nie słuchał przełożonych. Wynikały z tego ogromne kłopoty komunikacyjne, a naturalna hierarchia w zespole została dobitnie rozchwiana. Wyciągnięte przez Berbudeau fakty mocno obciążyły "Stewiego". To on był głównym winowajcą porażki projektu Evil Geniuses. Musiał ponieść za to konsekwencje.
Ostatecznie Yip zdecydował się na ratowanie swojego wizerunku, odchodząc od profesjonalnego CS:GO. Będzie prowadził transmisje na żywo z Counter-Strike'a i Valoranta, pozostając pod banderą EG. Zespół jednak poradzi sobie już bez niego. Wydaje się, że do tak żałosnego końca kariery tak zasłużonego zawodnika, prowadziły go lata budowania ego i obrastania w piórka. Nie można Yipowi powiedzieć, że nic nie osiągnął, bo - tak jak wspominaliśmy - jest najbardziej utytułowanym Amerykaninem w historii CS:GO. A jednak wydaje się, iż mógł zdobyć znacznie więcej. I być może gdyby nie ta otoczka budowana wokół niego od samego początku kariery, tak by się stało.
Wciąż istnieje szansa, że Jake "Stewie2k" Yip wróci do zawodowego CS:GO. Sam zawodnik najpewniej toczy teraz wewnętrzną bitwę odnośnie swoich planów na przyszłość. Wzięcie przerwy to na ten moment najlepsza możliwa decyzja - zrobi to dobrze i jemu i społeczności, która być może jeszcze wybaczy mu błędy, jakie popełnił.