Ogromne nadzieje i jeszcze większe rozczarowania. Najbardziej nietrafione transfery w historii CS:GO

Droga na szczyt esportowej sceny nie jest łatwa. Żeby ją pokonać, organizacje decydują się często na wielkie, kasowe projekty i ściąganie czołowych zawodników. Nie wszystko jednak zawsze idzie po ich myśli, a świat CS:GO widział już niejedną transferową wtopę.

Nie tylko w świecie klasycznych, fizycznych sportów zdarzają się potężne transferowe pudła. Na profesjonalnej scenie CS:GO przekonało się o tym kilka ekip. Coś, co na papierze wyglądało kapitalnie, w rzeczywistości nie wypaliło, a czasem nawet ciągnęło całą organizację na dno. Pora przypomnieć kilka największych pudeł z transferowych hitów, które zupełnie się nie sprawdziły.

Zobacz wideo

"device" w Ninjas in Pyjamas

Ta transakcja zyskała miano największego transferu w historii CS:GO. W kwietniu 2021 Nikolai "device" Reedtz zamienił Astralis na Ninjas in Pyjamas. Duńczyk opuścił absolutnie legendarną drużynę, z którą wygrał aż cztery Majora i przez praktycznie dwa lata dzielił i rządził całą sceną Counter-Strike'a. W pewnym momencie czuć jednak było pewne wypalenie. "device" uznał, że potrzebuje czegoś nowego, a to chcieli mu zapewnić Ninjas in Pyjamas.

Transfer najbardziej utytułowanego, jednego z najlepszych zawodników w historii do bardzo renomowanej organizacji z wieloletnią tradycją. Wydawało się, że absolutnie nic nie może pójść nie tak. NIP w oczach wielu stali się automatycznie poważnym kandydatem do zdominowania konkurencji. Wróżono im wszelakie sukcesy.

Pierwsze miesiące "device'a" w nowych barwach pokazały jednak, że nie wszystko pójdzie jak z płatka. Duńczyk długo aklimatyzował się w zespole, choć nie przez barierę językową, bowiem znał szwedzki. W grze szło mu średnio, zdecydowanie poniżej oczekiwań. Przypomnijmy, że na tamten moment miał status gracza, który przez 7 lat z rzędu trafiał do zestawienia najlepszych zawodników roku, raz zajmując drugie, a trzy razy trzecie miejsce. Tymczasem Reedtz nie wyróżniał się niczym specjalnym. W niczym nie przypomniał gwiazdy z Astralis.

Więcej treści esportowych na Gazeta.pl.

Z czasem skomplikowało się również życie prywatne Duńczyka. Rozstał się z wieloletnią partnerką, a krytyka ze strony społeczności nie pozwalała mu oderwać myśli i odpocząć. Na koniec 2021 roku Reedtz podjął decyzję o zrobieniu sobie przerwy. Ta trwa do dziś. Od ośmiu miesięcy "device" nie rozegrał żadnego oficjalnego spotkania. Nie wiadomo nawet, czy wróci do aktywnej gry w CS:GO.

Ostatecznie Ninjas in Pyjamas wygrali z nim tylko jeden turniej - IEM Fall 2021. Świetlana przyszłość i dominacja na scenie była jedynie wizją pisaną palcem na niebie. NIP mocno przejechali się na wzięciu "device'a", gdyż to w zasadzie pod niego konstruowano drużynę w 2021 roku. Teraz zespół powoli wstaje z kolan, przez co można powątpiewać, ażeby powrót Duńczyka miał im się przysłużyć na dobre.

Miliony utopione przez Cloud9 w 2020 roku

To miał być powrót z wielką pompą. Na złożenie swojego składu w listopadzie 2020 roku, Cloud9 wydało miliony dolarów. Europejska mieszanka czołowych zawodników - pojedynczo musieli za nich płacić astronomiczne kwoty. Plan objęcia prymu na scenie amerykańskiej i rozległe ambicje względem rywalizacji międzynarodowych. Tymczasem już w kwietniu 2021 roku projekt został zawieszony. Dlaczego?

Przede wszystkim do upadku przyczyniło się ego i wizje poszczególnych zawodników. Jeszcze przed końcem 2020 roku z drużyny odszedł trener, Aleksandar "kassad" Trifunović, który popadł w konflikt z prowadzącym Alexem "ALEXEM" McMekkinem. Dodatkowo wyniki prezentowało się blado Cloud9 miało kłopoty z lokalnymi rozgrywkami, a o międzynarodowych szkoda nawet wspominać.

Temu też po pół roku temat został zamknięty, a zawodnikom dano wolną rękę. Co ciekawe nie była to pierwsza tego typu wpadka Cloud9, gdyż już we wcześniejszych latach marka próbowała ściągać do siebie europejskich zawodników. Efekty były bardzo podobne. Obecnie organizacja wraca na szczyt z nowym, w pełni rosyjskim składem. Sam współzałożyciel C9, Jack Etienne, wspominając o starych projektach, wprost mówi, że żałuje zainwestowanych w nie pieniędzy i najchętniej wszystko by odzyskał.

Trzeba powiedzieć, że ostatnimi czasy Amerykanie ogólnie nie mieli szczęścia do inwestycji w CS:GO. Zupełnie nie spłacają się projekty Complexity czy Evil Geniuses, a Liquid popełniło błąd ściągając pozornie pewny element w osobie Richarda "shoxa" Papillona. Francuza nie ma już w zespole, chociaż spędził w nim tylko pół roku.

Wieczny zmiennik w barwach Astralis

Niewątpliwie warto też wspomnieć o Lukasie "Bubzkjim" Andersenie. W lipcu 2020 roku Astralis ściągnęło go w roli zmiennika. Kilku podstawowych graczy zdecydowało się wziąć sobie przerwę, co dało młodziakowi przestrzeń do wykazania się. Były gracz MAD LIONS miał odświeżyć nieco wybite z rytmu "Gwiazdy".

Ostatecznie zagrał tylko na 86 mapach na przestrzeni półtora roku. Organizacja sama chyba do końca nie wiedziała, do czego przyda jej się Andersen. Kiedy do dyspozycji wrócili podstawowi zawodnicy, "Bubzkji" poszedł w odstawkę i niczym więzień przykuty kontraktem siedział na ławce drużyny. Dopiero na początku 2022 roku Astralis puściło go wolno. Od tamtego czasu Duńczyk nie wzmocnił żadnej drużyny, a obecnie pracuje w krajowej telewizji jako esportowy ekspert.

Nie tylko na przyjściu do Astralis można było się jednak przejechać. Srogie konsekwencje przedwczesnego opuszczenia duńskiej ekipy poniósł Markus "Kjaerbye" Kjaerbye. Duńczyk wygrał z drużyną Majora w 2017 roku w Atlancie, ale po wielkim triumfie zespół zaliczył dołek. To skłoniło "Kjaerby'ego" do raptownych przenosin na rzecz North. Decyzją zaskoczeni byli nawet jego koledzy z zespołu.

Jak duży był to błąd udowodniła sama przyszłość - Astralis bez "Kjaerby'ego" wygrało trzy Majory, zostając pierwszą organizacją z czterema trofeami tej rangi na scenie CS:GO. Tymczasem w North ich syn marnotrawny wygrał co prawda trzy DreamHacki, ale to nic w porównaniu do osiągnięć jego poprzedniej ekipy. Samo North rozpadło się zresztą po dwóch latach od dołączenia "Kjaerby'ego".

Wpadek nie zabrakło też na polskim podwórku

Festiwalem pomyłek można nazwać decyzje transferowe Virtus.pro po trzęsieniu ziemi w zespole, jakie nastąpiło w styczniu 2018 roku. Wraz z odejściem Wiktora "TaZa" Wojtasa organizacja zaczęła dokonywać sporych zmian. O ile przez wcześniejsze cztery lata w zespole nie przeprowadzono żadnej rotacji, o tyle od stycznia 2018 do grudnia 2019 roku przez strukturę przewinęło się aż ośmiu nowych graczy. Żaden nie wniósł pożądanej zmiany, a Virtus.pro ostatecznie zrezygnowało z inwestowania w Polaków.

Transferowych błędów konkretnego kalibru nie brakuje. Wystarczy przypomnieć, kiedy to EnVyUs, zwycięzca Majora z Cluj-Nappoci z 2015 roku, zamienili Fabiena "kioshimę" Fieya na Timothée "DEVILA" Démolona. Zmiana w stylu przesiadania się z motocykla na rower. Debiutant pobył w drużynie tylko pół roku, ale organizacja nigdy nie odzyskała blasku, jakim przedtem emanowała. Demolon był po prostu na nią za słaby.

Czasami wydaje się, że organizacjom brakowało po prostu cierpliwości, a raptowne zmiany same spychały ich w przepaść. To na zaufaniu zbudowano najlepsze zespoły na scenie CS:GO. Jakość nie zawsze idzie w esporcie z pieniędzmi i kasowymi inwestycjami - wymienione powyżej przykłady są słonym dowodem na to dla niejednej marki z branży sportów elektronicznych.

Więcej o:
Copyright © Agora SA