Wielki turniej i jeszcze więksi przegrani. Kto rozczarował na PGL Major Antwerpia 2022?

Major w Antwerpii dobiegł końca niemal tydzień temu, więc pora na małe rozliczenie z przeszłością. Kto najmocniej rozczarował na belgijskim turnieju? Nie tylko własnych kibiców, ale przede wszystkim siebie.

Na Majorze w Antwerpii obyło się bez zaskoczenia w kwestii zwycięzcy. Wszystko przesądziło spotkanie między Natus Vincere, a FaZe Clanem, czyli najlepszym zespołem roku minionego z czołowym tego trwającego, co dobitnie udowodnił FaZe, wygrywając z NAVI 2:0. Mimo wszystko napatoczyło się trochę niespodzianek. Zwłaszcza tych rozczarowujących w kontekście czołowych zespołów.

Zobacz wideo Relacja z PLE GG Gaming Weekend

Wielka inwestycja G2 Esports się nie spłaca?

To nie tak miało wyglądać. G2 rozpoczęło obecny rok naprawdę nieźle, dochodząc do finału IEM-a Katowice. Wydawało się, że to prognostyk znakomitych wyników, jakie z czasem stale zaczną osiągać Samurajowie. Major miał być prawdziwym show w ich wykonaniu.

Przez turniej RMR udało się przejść bez większych kłopotów. Faza pretendentów w samej Antwerpii również była dla G2 drobnostką - trzy wygrane i łatwe wejście do etapu legend. Zespół grał po prostu tak jak powinien. 

Na start fazy legend G2 trafiło na NAVI. Nie było lekko i porażka to żaden powód do wstydu, zwłaszcza że Samurajowie pokazali pazur, doprowadzając nawet do dogrywki. Później sprawnie poradzili sobie z Imperial, by następnie ponownie przegrać po dogrywce - tym razem przeciwko Heroic. Tym sposobem G2 zostało postawione pod ścianą. Z bilansem 1-2 trzeba było wygrać dwukrotnie, aby marzyć o pozostaniu na Majorze.

Droga do sukcesu została przerwana w połowie, bowiem z Outsiders udało się wygrać, ale z FURIĄ już nie. G2 pożegnało się z Antwerpią przedwcześnie, przegrywając trzy mecze z rywalami o podobnym poziomie. Nie zasłużyli, by walczyć o więcej.

Na pytanie "co poszło nie tak?" można udzielić bardzo złożoną odpowiedź. Przede wszystkim rozczarował prowadzący. Aleksi "Aleksib" Virolainen rozegrał naprawdę mierny turniej. Nie potrafił stabilizować drużyny w kluczowych momentach, a tej zdarzało się grać chaotycznie. Do tego czysto indywidualnie Fin nie dowoził liczb. "Na plus" wyszedł tylko na jednej mapie z Outsiders. CS:GO wyewoluowało do tego stopnia, że nie można in-game leadera zwalniać z fragowania, wobec czego Virolainen nie ma wymówki.

Ponownie oberwało się też Audricowi "JaCkzowi" Jugowi, który ewidentnie odstawał od reszty ekipy. Najbardziej zaskoczył jednak brak regularności u duetu Kovaców. Zarówno Nikola jak i Nemanja nie wykazali się niczym wyjątkowym, a przecież to na nich przede wszystkim opiera się fenomen G2. O ile młodziutki Ilja "m0NESY" Osipow wyciągał ekipę w trudnych momentach jak tylko mógł, tak Bośniacy nie potrafili stanąć na wysokości zadania.

Możliwe, że G2 czekają zmiany. Jesteśmy na półmetku sezonu, a skład nadal pozostaje bez konkretnych osiągów na swoim koncie. Pierwszy do odrzucenia jest zapewne "JaCkz", chociaż nie można wykluczyć rezygnacji z "Aleksiegob", który ewidentnie zawodzi i nie realizuje swojego zadania. 

Rosjanie z Cloud9 stracili blask, jakim emanowali w Gambit

W pandemicznej dobie CS:GO Gambit stało się fenomenem. Młodziutka piątka błyszczała w każdym kolejnym turnieju. Najpierw stała się czołowym reprezentantem Europy Wschodniej, a potem wspięli się nawet na szczyt rankingu światowego. To był znakomity okres rosyjskiej ekipy.

Kiedy jednak rozgrywki wróciły na tradycyjne LAN-y, okazało się, że drużyna nieco inaczej znosi grę w trybie stacjonarnym. Regres był bardzo odczuwalny. Sytuacja zaś uległa pogorszeniu jeszcze bardziej na początku roku. Jako zespół grający w rosyjskiej organizacji, na skład narzucono specjalne restrykcje, będące reakcją na agresję Rosji na Ukrainę. 

Finalnie dokonano transferu - piątka Gambit trafiła do amerykańskiego Cloud9 tuż przed startem Majora w Antwerpii. To była stabilizacja, jakiej potrzebowali. Nie musieli już przejmować się sprawami zakulisowymi, a jedynie skupić na grze. A przynajmniej tak się wydawało. 

Więcej treści esportowych na Gazeta.pl.

C9 zaczęło dobrze, ale im dalej rozgrywki postępowały, tym było gorzej. Po wygranej na Outsiders przyszły przejazdy z Ninjas in Pyjamas i FaZe. O życie "Chmury" musiały zagrać z Imperial. Rywal na papierze przynajmniej o półkę niżej. Zapowiadało się na banalny spacerek dla Cloud9.

A tu zdziwko. Pierwsza mapa przegrana po trzech dogrywkach. Potem odpowiedź i wyrównanie serii tylko po to, aby zostać zupełnie zdeklasowanym przez Brazylijczyków. Na brazylijskiej transmisji przebywało w kulminacyjnym momencie 700 tysięcy osób. W sumie na oczach milionów fanów Cloud9 zostało upokorzone i odprawione z kwitkiem przez Imperial.

Jeszcze w trakcie Majora światło dzienne ujrzała afera z udziałem Abaya "HObbita" Gasenowa, którego oskarżano o ustawianie spotkań w 2016 roku. Wszystko dolało tylko oliwy do ognia. Trudno powiedzieć, co dalej będzie z C9 i czy są planowane jakieś zmiany. Trzon drużyny pozostaje niezmienny od sierpnia 2020 roku. Na pewno dalej stać ich na wiele, lecz ostatnie wyniki mówią same za siebie - coś tu ewidentnie zaczęło szwankować. Wobec niepewnej przyszłości "HObbita" zmiany mogą przyjść szybciej, aniżeli ktokolwiek się spodziewał, zwłaszcza, jeśli przeciw Kazachowi zostaną znalezione kolejne dowody. Jego strata z kolei byłaby ogromnym ciosem dla całej formacji, bowiem Gasenow utrzymuje się w świetnej formie, będąc dodatkowo najbardziej doświadczonym graczem z całej ekipy młokosów.

Kiedy skończy się cierpliwość włodarzy Vitality?

IEM Katowice? Rozczarowanie. ESL Pro League? Wtopa. PGL Major Antwerpia? Katastrofa. Vitality cały czas zawodzi. To nie są wyniki, jakie miała osiągać ekipa składana za miliony dolarów. I w porządku - francuskiej organizacji trzeba oddać, że przez fazę pretendentów przeszła jak burza, nie ponosząc żadnej porażki. Tylko, że każdy od nich właśnie tego oczekiwał. Skoro są drużyną, która mierzy wysoko, muszą wygrywać z najlepszymi. A kiedy już doszli do fazy legend...cóż, niespecjalnie im się to udało.

Vitality cały czas kręci się wokół magii Mathieu "ZywOo" Herbauta. Wydaje się jednak, że młody Francuz ma już tego dość i mu też zdarza się złapać zadyszkę. Nowy skład miał odciążyć jego strudzone barki i zdjąć z nich trochę ciężaru. Tymczasem jest zupełnie inaczej. Ze sprowadzonego duńskiego duetu na wysokości zadania staje Emil "Magisk" Reif. Peter "dupreeh" Rasmussen w niczym nie przypomina geniusza, jakiego fani CS:GO znają z Astralis. I choć do Duńczyków można mieć pewne zastrzeżenia, tak to nie oni są głównym problemem "Pszczół".

Forma, jaką prezentują Dan "apEX" Madesclaire i Kevin "misutaaa" Rabier to istny cyrk. Pierwszy jako prowadzący nie umie stworzyć z drużyny zgranego kolektywu. W Vitality każdy sobie rzepkę skrobie, a tak być nie powinno. Rabier z kolei jest w bardzo słabej dyspozycji indywidualnej. Od początku roku tylko w dwóch turniejach nie wyszedł statystycznie na minus. Gdzie jest więc to wsparcie, które miał otrzymać "ZywOo".

Ano nie ma i nie zapowiada się na to, aby pojawiło się prędko. O Vitality pisaliśmy już kilkukrotnie, ale w ich obozie nadal panuje cisza. Żadnych przesłanek o zmianach, brak plotek o rotacjach. To aż dziwi, że organizacja, która tak ambitnie chciała podejść do obecnego sezonu, nie ma żadnego planu B w zanadrzu. Na razie jest źle i trudno uwierzyć, że od tak "Pszczoły" wyjdą na prostą. Najbliższą okazją na odbicie się od dna będzie dla nich IEM Dallas, gdzie zagrają również wspomniane wyżej G2 i Cloud9. Czy któraś z tych trzech formacji zdoła przełamać niesmak pierwszych miesięcy trwającego sezonu? To już czas i serwer zweryfikują. Kolejne wpadki mogą jednak sprowokować władze do stanowczych ruchów i wykonania zmian.

Więcej o:
Copyright © Agora SA