Inspired: "Europa jest przeceniana, a G2 Esports nie tak dobre, jak ludzie myślą"

Kacper "Inspired" Słoma - pierwszy w historii Polak, który wziął udział i zarazem zwyciężył w League of Legends Championship Series. W rozmowie opowiedział o kulisach transferu i pierwszych miesiącach spędzonych w USA.

Nieoczekiwana zmiana reprezentowanych barw z Rogue na Evil Geniuses, rozgrywki zasadnicze zakończone na 4. miejscu, a następnie niezwykle gładkie zwycięstwo w play-offach. Przygoda Inspireda w Ameryce Północnej może budzić zainteresowanie - o jej kulisach wypowiedział się w rozmowie ze Sport.pl

Zobacz wideo Esportowe abecadło. Poznaj najważniejsze pojęcia w League of Legends Wybierz serwis

Daniel Hudoń: Spodziewałeś się wygranej, gdy po raz pierwszy leciałeś do Stanów, żeby dołączyć do Evil Geniuses?

Kacper "Inspired" Słoma: Na początku myślałem, że raczej spring split będzie takim testem, żeby zebrać dużo doświadczenia przez początkujących graczy, na przykład Jojopyuna. Danny raczej też stawiał pierwsze kroki.

Po pierwszych treningach zobaczyłem, że będzie szansa na wygranie wszystkiego. Jojopyun ma duży potencjał, szybko się uczy. Zmieniłem swoje zdanie, oczekiwania wobec tego sezonu i wiedziałem, że możemy wygrać.

Za ocean wyleciałeś na chwilę po ogłoszeniu przedłużenia kontraktu z Rogue. Co wpłynęło na twój transfer?

Granie w Rogue trochę mi się znudziło. Nie dogadywałem się też zbyt dobrze z zawodnikami z drużyny. Do tego na mistrzostwach świata nie wyszliśmy z grupy. To wszystko po prostu wzmocniło negatywne emocje.

Zwyczajnie szukałem nowej drużyny, a Evil Geniuses wyglądało na najlepszą, do której mogę dołączyć, z największym potencjałem. I tak wyszło, że skończyłem tutaj.

Transfer za ocean to w pełni twoja decyzja czy może niechęć Rogue do oddania cię bezpośredniej konkurencji w Europie?

Europejskie drużyny nie są raczej w stanie zapłacić kwot wykupu takich, jak drużyny z Ameryki. Gdy zespół z Europy sprzedaje gracza przeważnie robi to właśnie do Stanów. Ma to sens w kwestii biznesowej.

W Europie nie było też żadnych drużyn, do których chciałbym dojść. Lepsze miały zakontraktowanych junglerów, a do takiej mającej top 6 to nie chciałbym dołączać. Dlatego największy potencjał widziałem w EG, nawet jeśli chodzi o wygrywanie.

Wspomniałeś, że po pierwszych treningach zmieniłeś zdanie o potencjale zespołu. Jakie było jednak pierwsze zetknięcie z kolegami pod względem relacji międzyludzkich?

To było właśnie bardzo ciekawe. Od razu wszystko mi się spodobało. Szczególnie to, jak spędza się czas z Jojopyunem. Wydaje mi się, że jesteśmy bardzo do siebie podobni. Kiedy widzę, jak on gra i w jaki sposób się zachowuje, to widzę siebie podczas swojego pierwszego sezonu. Czuję się jakbym grał z samym sobą.

Jest to bardzo fajne uczucie. Spędzamy miło czas, dogadujemy się. Póki co jest dobrze.

Wylot za ocean pozwolił poznać inną kulturę League of Legends. Zauważyłeś różnice pomiędzy Europą a Ameryką Północną?

Szczerze mówiąc, myślałem, że będą większe zmiany. Nie czuję dużej różnicy pomiędzy Ameryką i Europą. Sądziłem, że będzie inna kultura chociażby treningów, jednak wszystko jest bardzo podobne. Byłem tym zdziwiony, ale po prostu nie czuć różnic.

Ostatnio, zwłaszcza podczas publicznej dyskusji o Champions Queue, można usłyszeć głosy, że gracze w Stanach są leniwi, jeśli chodzi o kwestie treningów. Nie spotkałeś się z tym?

Nie,  przynajmniej póki co. Szczególnie u Jojopyuna. Ma 17 lat, dopiero zaczyna grać profesjonalnie. Gra każdego dnia, całe dnie. Po treningach solo queue, Champions Queue, więc on z tym nie ma problemów.

Ja z kolei nie jestem zbyt wielkim fanem grania tak dużo. Wolę zagrać treningi, później je obejrzeć i wyciągnąć z nich wnioski. Potem oglądam powtórki LPL czy LCK. Granie dużej ilości gier nie wydaje mi się aż tak produktywne. Każdy ma jednak swój własny styl trenowania. Jeśli ktoś myśli, że będzie lepszy grając mało, według mnie jest to dobre podejście. Jeżeli z kolei ktoś inny musi grać dużo gier, żeby stawać się lepszym, to również dobre podejście. To zależy od konkretnej osoby.

Poruszyliśmy system Champions Queue. Czy to dobry system, aby zachęcić graczy do grania na spotkań na najwyższym poziomie?

Według mnie jest to znacznie lepsze niż zwykła kolejka rankingowa. Są tam nagrody finansowe, więc starające się osoby zostaną wynagrodzone. Nie wiem jednak dlaczego mało osób grało Champions Queue.

Gdyby ten system powstał w Europie, byłby bardzo, bardzo popularny. W Europie jest znacznie więcej w porządku graczy - wszystkie ligi regionalne, drużyny, które wygrywają te ligi. Gry byłyby na poziomie, podczas gdy w Ameryce może najlepsza piątka drużyn z akademii i wszystkie z LCS-a są OK, a wszystko poniżej jest znacznie gorsze.

Powoduje to, że matchmaking jest niezbalansowany w Champions Queue. Dlatego może dużo profesjonalnych graczy nie chciało tam grać. Irytowali się, kiedy w ich drużynie pojawiał się ktoś, kogo kompletnie nie znali i przegrywał im grę. W Europie byłoby to łatwiejsze do zbalansowania. W Ameryce jest z kolei bardzo losowo. I to jest największym minusem.

Do Stanów wyleciałeś na równi z Hans Samą i Bwipo. Utrzymujecie ze sobą kontakt?

Z Hans Samą znam się dobrze. Rozmawiamy czasami. Grałem z nim w drużynie dwa lata, więc byłoby dziwne, gdyby było inaczej. Bwipo z kolei nie znam totalnie, więc rozmawialiśmy tylko przy okazji meczów, gdy graliśmy na siebie, prywatnie nigdy.

Tak szczerze spodziewałem się, że Hans Sama odejdzie do Ameryki. W przypadku Bwipo jednak zupełnie nie. Wydawało mi się, że zostanie jako jungler w Europie, bo grał bardzo dobrze. Zdziwiłem się, że wraca znów na topa.

Mówiąc o Hans Samie, wydaje mi się, że grał dobrze cały sezon. Jedną serię zagrał tylko gorzej, a sezon się skończył. Dalej stawiałbym go jako jednego z najlepszych AD Carry w regionie.

Wiosenny split zaczął się turniejem Lock In. Zaznaczyłeś, że skład EG posiada dwóch początkujących graczy. Jakie panowały nastroje w zespole, zwłaszcza z perspektywy młodych talentów?

Lock In raczej każdy traktował jako rozrywkę, bo nie ma znaczenia, jeśli chodzi o split. Wiedzieliśmy, że to bardziej turniej testowy. Wychodziliśmy z założenia, że powinniśmy grać dla zabawy, nie denerwować się. Wychodziło to bardzo dobrze, aż do finału.

W finale Team Liquid grało lepiej drużynowo. My nie zgraliśmy się tak dobrze przez ten krótki okres. Dlatego nie byliśmy wtedy w stanie na nich wygrać. To w zasadzie tyle. Te rozgrywki były w zasadzie tylko testem.

Co zmieniło się w Evil Geniuses na przestrzeni kilku miesięcy - od finału Lock In do teraz?

Wydaje mi się, że Jojopyun dowiedział się, co musi robić, żeby wygrywać gry. Na początku skupiał się na swojej linii. Teraz nauczyliśmy go, w jaki sposób może pomagać swojej drużynie i jak zdobywać przewagę. Takimi postaciami jak Twisted Fate czy Ryze nakłada sporą presję na całej mapie. Dzięki temu każdemu gra się łatwiej.

Rozgrywki zasadnicze zakończyliście na 4. miejscu. Wynik spodziewany, czy jednak był niedosyt, że nie udało się choć trochę wyżej?

Ja cały regular powtarzałem, nawet gdy przegrywaliśmy, że nie ma to żadnego znaczenia. Skończyłem rozgrywki zasadnicze w Europie na 1. miejscu już kilka razy, a nigdy nie wygrałem całych play-offów.

Nawet, kiedy skończyliśmy czwarci, wiedziałem, że możemy wygrać całość. Liczy się tylko to, jak przygotujesz się na play-offy i w jaki sposób zagracie te najważniejsze serie. Byłem bardzo pewny siebie.

Porażka w pierwszym meczu play-offów tej pewności siebie nie podburzyła? Wynik bliski, bo 3-2, ale ponownie Team Liquid lepsze.

Może trochę, ale nie do końca. Ja przyznałem po grze, że czułem się znacznie lepiej grając w studiu, gdzie byli fani i wszystko było tak, jak dawniej. Byłem bardziej pewny siebie i cała nasza drużyna czuła się trochę lepiej, niż podczas regularnego sezonu, pomimo tego, że przegraliśmy.

Wiedzieliśmy, że dalej jesteśmy w grze. Dopóki nie przegramy następnej serii dalej jesteśmy w stanie wygrać wszystko. Później poszło z górki. Pokonanie Cloud9 dodało trochę pewności siebie, chociaż dalej nie byliśmy w stu procentach pewni zwycięstwa. Jakoś to wyszło. Na scenie inne drużyny grały znacznie gorzej, niż na treningach czy regularnym sezonie, a my po prostu dobrze się bawiliśmy i daliśmy radę.

To ten czynnik publiczności wpłynął na gorsze wyniki niektórych drużyn względem treningów?

Tak mi się wydaje. Takie drużyny, jak na przykład Team Liquid, czuły na sobie bardzo dużą presję. Jeśli my byśmy przegrali, nikt by nie powiedział złego słowa. W momencie jednak, gdy drużyna z weteranami przegrywa na ekipę z dwoma rookie, Jojopyuna grającego swój pierwszy split, to jest jednak porażka.

W finał wchodziliście po dwóch gładkich zwycięstwach. Morale były pewnie wysokie. Spodziewałeś się, że to będzie tak łatwe?

Raczej tak. Spodziewałem się, że finał będzie dość prosty. Po tym jak pokonaliśmy Team Liquid, wiedziałem, że mamy 90% szansy na zwycięstwo. Czuliśmy się, jakbyśmy tam tylko weszli zrobić 3-0 i w końcu wygrać ten LCS.

Gwiazdą play-offów, zwłaszcza medialnie, został strzelec EG. Rośnie Doublelift młodego pokolenia?

Wydaje mi się, że Danny musi jeszcze trochę popracować nad tym, jak gra na linii. Jeśli chodzi o walki drużynowe, granie środkowej i późnej fazy rozgrywki, to ma dobre wyczucie gry. Wie, kiedy może zadawać obrażenia, a kiedy tego nie powinien robić. Jeśli popracuje nad laning phase’em, sądze, że będzie lepszy niż Doublelift w czasie swojej świetności.

Gdzie jest szklany sufit Evil Geniuses? To ta drużyna, która może przynieść regionowi historyczne wyniki?

Ciężko powiedzieć. W play-offach każda drużyna, na którą graliśmy, grała słabo. Mieliśmy przed sobą łatwe serie. Zobaczymy, jak zaczniemy trenować na drużyny z Azji. Wydaje mi się, że początki mogą być trochę ciężkie. Jojopyun i Danny nigdy nie grali na takich midlanerów czy strzelców, którzy próbują wygrać od pierwszej minuty na linii.

Wydaje mi się, że w Ameryce każdy midlaner tak naprawdę nic nie robił. Teraz Jojopyun będzie grać na Fakera czy Xiaohu. Wydaje mi się, że to może być reality check. Tak samo może być na bocie, gdy Danny będzie musiał grać na Gumayusi’ego, Galę i innych AD Carry, to może się trochę zdziwić. Zobaczymy, jak pójdzie na treningach. Do Azji wylatujemy szybko.

Nie wydaje Ci się, że to nie jest sprawiedliwe, że drużyny z regionów, które szybciej skończyły rozgrywki ligowe, mają więcej czasu na odpoczynek?

No jest to trochę nie fair. Ale co zrobisz? No nic nie zrobisz.

Poruszyłeś temat MSI - twojego pierwszego w karierze. Po wygranym finale LEC wrzuciłeś wymownego tweeta z wymownym "coming for you" i oznaczeniem Jankosa oraz G2 Esports. Czujesz się tak pewnie czy to pod przysłowiowe dymy?

Ostatnim razem, jak grałem na Jankosa, to poszło dość łatwo. Było to, gdy grałem jeszcze w Rogue. Wydaje mi się, że Jankos może pamiętać to, co się stało ostatnim razem. Twierdzę, że jesteśmy w stanie wygrać na G2 Esports, bo Europa jest dość przeceniana w tym sezonie. G2 z kolei nie jest tak dobre, jak ludzie myślą.

Europa i Ameryka Północna zagrają przeciwko sobie już w fazie grupowej Mid-Season Invitational. Czujesz rywalizację pomiędzy tymi regionami?

Zdecydowanie tak. Będzie bardzo ciekawe grać na swój region będąc po stronie Ameryki.

Amerykańska społeczność nakłada presję?

Podchodzę raczej na luźno. Nigdy nie czułem presji ze strony społeczności. Zazwyczaj gram po prostu tylko dla siebie.

Twój kontrakt wygasa w 2024 roku. Stany Zjednoczone to chwilowa przygoda czy wiążesz z regionem przyszłość swojej kariery?

Ciężko powiedzieć, tak szczerze. Myśląc rok temu o tym, gdzie będę grać, nie pomyślałbym o Ameryce. Nie wiem, co będę robić za rok, co będę robić za dwa lata. Kolejny sezon raczej zostaję w Evil Geniuses i będziemy próbować dostać się na Worldsy, żeby tam się dobrze pokazać. A co będzie dalej? Czas pokaże.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.