Wojna zmienia wszystko. To wymowne zdanie kilkukrotnie już przewijało się przez teksty na naszej stronie i niestety zapewne nie raz tak się jeszcze stanie. Esport też musi dostosować się do obecnych wymogów, co wcale nie jest takie proste. Zawodnicy poświęcają miesiące ciężkiej pracy, a teraz muszą od tak zrezygnować z jej owoców. Po ludzku, przykro się na to patrzy.
Najnowsza sprawa tyczy się dwóch ukraińskich zawodników Apex Legends, którzy pod koniec kwietnia mieli polecieć do Sztokholmu na turniej. W lutym ukraiński rząd zakazał opuszczania kraju mężczyznom w wieku od 18 do 60 roku życia. Od kilku tygodni gracze żyli w niepewności, nie wiedząc, czy władze zgodzą się zrobić wobec nich wyjątek i wypuścić na rozgrywki.
Wątpliwości rozwiało oświadczenie GMT Esports, w którym gra jeden z wspomnianych zawodników, Maksym "Max-Strafe" Stadniuk. Organizacja poinformowała, że jej podopieczny nie będzie w stanie wziąć udziału w turnieju.
To straszne uczucie, jestem wyczerpany. Do ostatniej chwili liczyłem na to, że dostanę zgodę. Miałem też nadzieję, że organizatorzy pozwolą mi grać bezpośrednio z domu.
Napisał na swoim Twitterze "Max-Strafe".
Więcej treści esportowych na Gazeta.pl.
Wybuch wojny bardzo mocno wpłynął na ekosystem rozgrywek Apex Legends. Dużą część profesjonalnych graczy stanowią bowiem Rosjanie i Ukraińcy. Represje wobec rosyjskich zawodników nie są zbyt rygorystyczne. Zakazano im gry bezpośrednio z Rosji, lecz, jak donosi portal Dot Esports, duża część z nich po prostu przeniosła się na dany okres do Turcji czy Kazachstanu.
Teraz ci zawodnicy będą mogli normalnie przylecieć do Sztokholmu, grać i rywalizować nagrody z puli w wysokości miliona dolarów. Nie wydaje się to sprawiedliwe, zważając na obecną sytuację Ukraińskich graczy.
Pojawił się więc kolejny dylemat powiązany z wojną, z którym świat esportu nie potrafi sobie jednoznacznie poradzić. Werdykty i decyzje są bardzo kontrowersyjne, a na oczach społeczności sypią się budowane latami kariery ukraińskich esportowców.