Świetny występ Polaka nie wystarczył. FaZe Clan mistrzem ESL Pro League

Wielki finał, a w nim dwóch Polaków. Fani CS:GO zacierali rączki przed niedzielnym meczem, który miał wyłonić zwycięzcę 15. sezonu ESL Pro League. Po pięciu tygodniach zmagań w Düsseldorfie ktoś wreszcie miał podnieść puchar. Walczyli o to dwaj Polacy z ENCE.

Bez względu na rezultat finału ESL Pro League był to wielki dzień dla polskiego CS:GO. W 15. sezonie najbardziej prestiżowej ligi w Counter-Strike'u nareszcie reprezentantom Polski udało się dojść do finału. Paweł "dycha" Dycha oraz Olek "hades" Miśkiewicz i ich ENCE dotarli do decydującego meczu. Historia została już więc napisana, ale apetyt był i na więcej. Wszystko sprowadziło się do serii z FaZe Clanem. Mocniejszego rywala nie można było sobie wyobrazić. Amerykańska organizacja jest w prawdziwym gazie i liczyła na kolejny triumf w 2022 roku tuż po wcześniejszej wygranej na IEM-ie Katowice. Szykował się pojedynek na szczycie z prawdziwego zdarzenia.

Zobacz wideo Uczymy mistrzynię świata, o co chodzi w tym Counter-Strike'u!

ESL Pro League. Trudno od samego początku

Mecz mógł potrwać nawet do pięciu map, więc od początku trzeba było szykować się na długi, kilkugodzinny serial. Inauguracja miała miejsce na Vertigo, które wybrało ENCE. Początek należał do FaZe. Amerykanie grali w obronie stanowczo, poczynając od wygrania rundy pistoletowej. Dość szybko wypracowali sobie konkretniejszą zaliczkę, ale ich rywale wcale nie złożyli broni. Prowadzona przez Pavle "Madena" Boškovicia fińska organizacja skróciła dystans na finiszu pierwszej połowy. Polakom nie szło, lecz nadrabiali za nich koledzy.

ENCE udało się również zgarnąć drugą pistoletówkę, dzięki czemu mecz ustawił się na ich torach. Ale z FaZe nigdy nie ma lekko i faworyci szybko to udowodnili. Kiedy tylko dostali w swoje ręce karabiny, zaczęli sprawiać ENCE coraz więcej kłopotów. Dominował Håvard "rain" Nygaard, który stał się nominalnym odpowiednikiem "Madena" z FaZe. Zażarta walka trwała nie tylko o poszczególne rundy, ale nawet eliminacje. Drobne pomyłki były wyjątkowo brzemienne w skutkach. 

To FaZe popełniał ich mniej. W kluczowym etapie amerykańska organizacja była dużo bardziej skoncentrowana, a grające w defensywie ENCE borykało się z nawracającymi kłopotami z ekonomią. Rezultat wisiał w powietrzu - FaZe domknął pierwszą mapę, nie zostawiając złudzeń w końcówce. ENCE grało nierówno jako zespół, przy czym brakowało lepszej gry indywidualnej - między innymi od polskiego duetu.

ESL Pro League. Potrzebna była dogrywka

ENCE musiało powalczyć o swoje na Overpassie. Nie zapowiadało się to na lekką przeprawę, lecz potencjalna porażka oznaczałaby ogromne komplikacje. Szanse fińskiej organizacji na wygraną stałyby się tylko matematycznymi. Dlatego też od początku skład Polaków grał bardzo uparcie. Wygrana pistoletówka pozwoliła na spokojniejszy start po stronie broniącej. Co ciekawe w rundach z karabinami po obu stronach ENCE radziło sobie znakomicie. FaZe nie miało na nich sposobu. Główna część akcji działa się pod bombsitem B, gdzie obrona była praktycznie nie do sforsowania. Tarapaty kilkukrotnie przydarzyły się przy rundach eco FaZe, który z pistoletami jest naprawdę mocny. Mimo wszystko to ENCE mogło cieszyć się z pięciopunktowej zaliczki na półmetku drugiej mapy.

Wcale nie przesądziło to jednak o dalszym przebiegu spotkania. FaZe nie panikuje, nawet przy wyjątkowo stresujących scenariuszach. W półfinale z FURIĄ na obu mapach musieli wracać, nadrabiając kolosalne straty. Dali radę, pokazali charakter. Na Overpassie chcieli to powtórzyć. Finn "karrigan" Andersen, zostając w pojedynkę, wygrał arcyważną, drugą rundę pistoletową. FaZe zyskał to, czego potrzebował. Amerykańska organizacja zdobyła inicjatywę i bardzo istotne pieniądze. Człowiek nie zdążył mrugnąć, a wynik został wyrównany. Overpass wymykał się ENCE z dłoni. W 21. rundzie na wysokości zadania stanął "hades" - Polak pokonał samemu dwóch rywali, choć sytuacja wydawała się patowa.

Więcej treści esportowych na Gazeta.pl.

W zasadzie każda z kolejnych rund była wyjątkowo zażarta. ENCE zbliżyło się do sukcesu, ale FaZe rzutem na taśmę wywalczył dogrywkę. A w tej ponownie pokazał się "hades". To była po prostu kapitalna mapa w wykonaniu polskiego snajpera - być może nawet najlepsza w karierze na takim poziomie. W sumie ugrał w pojedynkę aż pięć różnych clutchy. Niesamowita dyspozycja przełożyła się również na sukces drużynowy. ENCE wymęczyło wygraną po dogrywce i wynik serii finałowej został wyrównany.

ESL Pro League. FaZe Clan wraca na prowadzenie

Trzeci w kolejce map był Mirage. Obie strony grają na nim naprawdę przyzwoicie, więc trudno było analizować, kto wypada na papierze lepiej. Wszystko, jak zawsze, weryfikuje sam serwer. Pierwsze rundy starcia to dobre ataki w wykonaniu ENCE. FaZe Clan miał duże kłopoty z uformowaniem własnych szyków. Zapowiadało się na sporą ucieczkę z wynikiem, lecz końcówka połowy należała do amerykańskiej organizacji. Różnica w wyniku była minimalna i wiele zależało od drugiej rundy pistoletowej.

Ta wpadła na konto FaZe. Choć ENCE stawiało zacięty opór i widmo przełamania przeciwnika wisiało na włosku, tak to Clan dokładał kolejne oczka. Niby to tylko detale, ale ponownie pojedyncze pojedynki miały niebagatelne znaczenie. FaZe dojechał z wynikiem do piętnastu punktów i dopiero wtedy ENCE udało się wpisać na tablicę wyników po raz pierwszy w drugiej połowie. 

Rundy były bardzo stykowe, dzięki czemu pojawiła się furtka na przełamanie rywala i pozbawienie go finansów. Nadzieja matką głupich - "karrigan" rozwiał wszelkie wątpliwości, w pojedynkę wygrywając ostatni potrzebny dla FaZe punkt. 

ESL Pro League. Decydująca mapa

Ikoniczny Dust2 jako zwieńczenie finału? ENCE na pewno tego nie chciało, podchodząc do piaskowej mapy z nadzieją na doprowadzenie do remisu. Start był w wykonaniu składu Polaków niezły - pomimo przegranej pistoletówki, przełamali przeciwnika forcem, dzięki czemu to do nich należały pierwsze punkty. Podobnie jak zdarzało się na wcześniejszych mapach, na odpowiedź FaZe nie trzeba było długo czekać. Obie strony - typowo dla całej serii - zaczęły iść ze sobą łeb w łeb. Ponownie to FaZe Clan był minimalnie lepszy na półmetku, ale wszystko znowu mogła zmienić druga runda pistoletowa.

Tym razem to ENCE ją wygrało, podpierając to również dwoma kolejnymi punktami. Sielanka nie trwała długo. Gdy FaZe złapał karabiny w swoje ręce, znów zrobiło się wyrównanie. Defensywa amerykańskiej organizacji stabilizowała się jednak bardzo szybko. Prędko ENCE zabrakło taktyk w zanadrzu. Ich ataki nie wychodziły. Stopniowo FaZe Clan przybliżał się do zwycięstwa i nic nie było w stanie go zatrzymać.

FaZe Clan wygrał ostatecznie 16:12 na Duście2 i 3:1 w całym finale. To drugi duży sukces organizacji w tym roku, zaraz po triumfie na IEM-ie Katowice. Niewątpliwie są obecnie najmocniejszym składem w całej stawce. Z perspektywy ENCE był to z kolei bardzo dobry występ. Drugie miejsce to nie wstyd, a powód do dumy. Kapitalny finał rozegrał "hades", ale zabrakło mimo wszystko równiejszej gry ze strony całego zespołu. Tak czy inaczej fińska marka może być z siebie zadowolona. Ten rezultat daje dużo nadziei względem przyszłych miesięcy obecnego sezonu.

ENCE 1:3 FaZe Clan

Vertigo 11:16
Overpass 19:17
Mirage 9:16
Dust2 12:16

Więcej o:
Copyright © Agora SA